Najnowsze komentarze
DominikNC do: 24 początek
I o to chodzi! Pozdrawiam!
Od powstania tego artykułu minęło ...
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

02.12.2016 23:28

Suzuki Sv 650 S dominatoR

    Od razu, na początku tego nietypowego testu popularnej w naszym kraju sześćsetki muszę wyjawić, co tak na prawdę spowodowało, iż okazał się tak udany i bogaty w przemyślenia. Otóż jak zapewne pamiętacie opublikowałem ostatnio serię wpisów o przygodach z moim starym, poczciwym Banditem 600 N. Bandit niejako po paru latach wrócił do mnie i miałem go u siebie przez parę dni. Radości było co nie miara, aczkolwiek w tej beczce miodu znalazła się także łyżeczka dziekciu, bowiem nieoczekiwanie Bandzior trochę ....przynudził. Aby dokładnie to zrozumieć, cofnijmy się nieco głębiej w przeszłość - do pięknych, ale też pełnych wyzwań dla każdego motocyklisty czasów.

    Do czasów w których kupuje on swój pierwszy motocykl.

    Ze mną było prawie tak jak z każdym z Was - kupowałem oczami. Od czasu kiedy latałem na skuterku gościnnie po Małej Miejscowości, czyli od roku 2006'go, gdzie napotkałem na stacji benzynowej wiśniowego Bandziora i jego kierowcę w spranych jeansach, obraz tego motocykla na długo wyrył się w mej pamięci. Dlatego lata później, poszukując swojego pierwszego sprzęta, koncentrowałem się głównie na Banditach, z tą tylko różnicą, że w kolorze czarnym. Wygląd GSF'ów, oraz podobnych im nakedów miał dla mnie coś z archetypu motocykla.

    Nie znaczy to, że nie zerkałem na inne moto. Nie tyle analizowałem ich parametry, co bardziej wyszukiwałem takich, które także mi się podobały. Na parametry bowiem było jeszcze za wcześnie, byłem jak dziecko we mgle napompowane jedynie wiedzą teoretyczną. Siedziałem nocami zgarbiony nad laptopem próbując to wszystko jakoś ogarnąć. Po pracy, kiedy tylko odstawiłałem służbówkę pod domem, biegłem natychmiast odpalić swojego skuterka i ćwiczyłem ósemki na parkingu pod centrum handlowym. Czekałem jak dziecko na każdy weekend bo wtedy były jazdy kursowe na starym GN 250 czy Hondzie CB 250. Mimo tego brak doświadczenia przyćmiewał ukryte za cyferkami suche dane artykułów o motocyklach używanych, które wyszukiwałem na necie. No bo co z tego, że piszą, że Bandit jest ciężki - prawdziwy motor musi być przecież ciężki.

    Teraz te dylematy mogą śmieszyć, rozkminki kogoś, kto nie za bardzo znał znaczenie i wartości momentu obrotowego. Jednak wśród wszystkich motocykli z podobnego pułapu cenowego które oglądałem, jeden wyraźnie się wyróżniał i pod koniec tak na prawdę tylko on mógł stanąć do walki o pierwszeństwo zakupu z ukochanym Banditem 600N

    Motocyklem tym było zachwalane przez wszystkich Suzuki Sv 650 N.

    Finalnie wybrałem Bandziora. Przejeździłem nim 15 k km, byłem zachwycony a on nigdy mnie nie zawiódł. Zastanawiałem się jednak wielokrotnie, jak wyglądałoby moje jeżdżenie, gdybym kupił Sv'kę. Po niedawnej przejażdżce na wersji S ze sportowo zawieszonymi clip-on'ami rozmawiałem o tym ze znajomkiem, a ten spojrzał na mnie z ukosa i stwierdził : kto wie...może teraz jeździłbys R1'ką ..?

    Myślę nad tym teraz, bo wiem już, że Sv 650S i Bandit 600N mimo podobnej pojemności i wspólnych elementów jak lampa czy hamulce są dla mnie niczym motocykle z dwóch różnych planet. To, że miałem w tym roku GSF'a przez parę dni, pozwoliło mi dokonać porównania w miarę wiarygodnego, aczkolwiek spóźnionego o parę lat. Nie będę jednak dalej ciągnął tego artykułu w tym kierunku - skupię się po prostu na starej Sv'ce i opowiem o swoich wrażeniach na temat motocykla, o którym napisano już wszystko...a ja prawie wszystko przez te lata zdążyłem o nim przeczytać.

    I co więcej,  mam teraz przeczucie, graniczące niemal z pewnością, że gdyby ta niezwykle ważna dla mnie jazda odbyła się parę lat wcześniej....

    No dobra, teraz bedzie już głównie o małym widlaku. Egzemplarz z 2002'go roku udostępnił mi Piotr, znajomy z sąsiedniego miasta, znany z prowadzenia na FB stronki Point Sv650s o swoich przygodach motocyklowych, gdzie można odsłuchać jak brzmi ten japoński motor na polskim głośniku. Korzystając z okazji chciałbym jeszcze raz podziękować mu na łamach, za wypożyczenie swojej kozackiej Suzuki, wyposażonej dodatkowo w zajebisty wygar z portfolio Dominatora - firmy, którą znam i cenię a raz nawet miałem okazję odbierać pewien nowiutki wydech prosto z ich fabryki. 

    Co do wyglądu, wiadomo - każdy ma swój gust i nie każdemu morda z psychopatycznym zezem na owiewce może się podobać. Dla mnie niebieska Sv w wersji S jest tak brzydka, że aż piękna i do tego wygląda już nieco oldskulowo, co w połączeniu z jej ogólnym charakterem jest dla mnie zaletą. Wygląda mi trochę, jak mała, złośliwa mucha z niebieskim odwłokiem, która nadlatuje tylko po to by Cię użądlić i odlecieć w nieznane. Sprzęt od Piotrka oprócz wspomnianego Dominatora ma białe kierunki i krótki ogon, czyli to co dołożone mieć powinien, żeby wyglądać dobrze.

    Motocykl zaklęto w niewielkie, z lekka sportowe kształty. Odpalamy go na zewnątrz garażu, używając dźwigienki ssania i czekając dłuższą chwilę aż gaźnikowa konstrukcja zagrzeje się do temperatury roboczej. Jest zimno - termomertr w samochodzie, którym przyjechałem wskazuje zaledwie 4 stopnie na plusie.

    Na akcesoryjnym wydechu widlasta dwójka dudni co najmniej jakby każdy cylinder miał z litr pojemności, a wyrastające w koło bloki miejskiego osiedla znacznie potęgują ten łoskot. Dopinam kurtkę i upycham pod kołnierzem windstoper, czując jak trzęsie się chodnik pod podeszwami moich butów. Nie ustalamy żadnych ram czasowych - czyli pojeżdżę a potem wrócę, tak jak lubię najbardziej.

    Ostatnie tysiące kilometrów pokonanych na wygodnym SUV'ie motocyklowym powodują, że na początku nie trafiam nogą w podnóżek, a kolana zginam pod bolesnym kątem. Pozycja jaką przyjmuję na tym motocyklu jest dla mnie dosyć sportowa, chociaż latający na prawdziwych plastikach mogą nie zajarzyć o co mi chodzi i czemu tak. Po prostu mój obecny motocykl jest skrajnie inny - nie pochodzi z innej planety, tylko kurwa z innej galaktyki.

    Gażnikowa Sv'ka żyje pode mną surowym, nieokrzesanym życiem. Biorąc w dłonie nisko osadzone połówki kiery czuję na siedzeniu miarowe uderzenia obu tłoków i ciężką prace wału szarpiącą całym motocyklem. Wyjezdżam na główną ulicę i ustawiam się za samochodami oczekującymi na wyjazd ze skrzyżowania.

    Od razu zauważam, że w kwesti pozycji na motocyklu i zwiazanych z tym nawyków muszę natychmiast porzucić wszystkie przyzwyczajenia wypracowane ostatnio na turystycznym enduro. W oczekiwaniu aż zamulona puszka w końcu wyjedzie w lewo, próbuje niecierpliwie ją ominąć. Ten pierwszy poważniejszy manewr, który rutynowo wykonuje powoduję, że się nie mieszczę i muszę lekko cofnąć motor do tyłu. Po poprawce ledwo przejeżdżam, bo ...prawą końcówką kiery nieomal stukam o zbiornik paliwa.

    Błyskawicznie jednak zespalam się z tym fantastycznym motocyklem, w czym pomaga to, że jak na swój wiek jest on w świetnej kondycji. Jedzie prościutko, krytykowane tu i ówdzie hamulce hamują bardzo dobrze, rozpędza się  dynamicznie...no właśnie, rozpędza się jakby miał ciut wiekszą pojemność niż w rzeczywistosci posiada.

    Widlastą 650'tkę znam nie od wczoraj, nie od dzisiaj - jeżdziłem kiedyś Gladiusem i małym Vstromem. Jednakże silnik w piotrkowym Suzuki wydał mi się o wiele bardziej charakterny, co w sumie nie dziwi, biorąc pod uwagę gażniki i ten zwariowany wydech.

    Wydech napierdala tak zacnie, iż mam świdomość, że słyszą mnie wszystkie pały w promieniu paru kilometrów, co zreszta potwierdza oburzony wzrok przechodniów oglądających się na mnie z daleka. Bum-bum-bum i wyjeżdżam na autostradę, gdzie z powodu bardzo dużego ruchu rozpędzam się jedynie do około 160 na godzinę. Przy tej pozycji i kawałku jakby doklejonej do motocykla owiewki czuje się dosyć komfortowo, bez porównania lepiej niż na przeciętnym nakedzie.

    Za miastem wśród pól, musiałem się zatrzymać, bo zaczęło przewiewać mi nery -zwyczajnie od tego pochylenia podwijała mi się kurtała. Powkładałem bluzę szczelnie w spodnie i podopinałem wszystkie zamki - na niebieskim motocyklu zaczeło robić się zimno. Zawracając na szerokim i mokrym poboczu najechałem przednim kołem na niewielki kamyk, co spowodowało lekkie uczucie niepewności - miałem wrażenie jakby opona się po nim zsuneła wprowadzając przód motocykla w lekką nerwowość i pozostawiając wrażenie niestabilnego na wymagającej nawierzchni, wywrotnego.

    To moto, mimo niewielkiej pojemności i mocy ma w sobie to coś - coś co bezustannie kusiło mnie do coraz szybszego zapierdalania i obserwowania jak radzą sobie wskazówki na klasycznych w formie, okrągłych zegarach. Ciężko napisać tutaj coś nowego, gdy napisano o nim już prawie wszystko, ale pomyślałem sobię, że skonfrontuję trochę tego co przeczytałem wcześniej, z tym co rzeczywiście odczułem.

    Wąski w tali motor, rzeczywiście jest bardzo lekki, co czuje się od razu - prostując go z kosy. Ta lekkość dodaje zwrotności, polepsza całą zabawę, zachwyca. W zestawieniu z silnikem, który świetnie ciągnie dołem, jak to fałka - tworzy na prawdę zabawowy zespół. Całość trzęsie się charakternie, ale akceptowalnie. Czytałem o dużym momencie hamującym, z lekka niebezpiecznym dla nowicjuszy, ale ja niczego takiego nie zauważyłem. Ciąłem swoje ulubione zakręty, redukowałem, odwijałem na maxa, a Sv'ka prosiła o więcej i wiecej. Słynne nurkowanie przedniego widelca też nie było zbyt uciążliwe...ale być  może ktoś kiedyś zmienił sprężyny na akcesoryjne.

    No i jeszcze w kwesti wrażenia takiego bardziej ogólnego - stara fałka w konfiguracji jaką mi tam podano, ani przez chwilę nie nudziła, mimo, że posiada zaledwie siedemdziesiąt parę koni. Dla porównania posłużę się tu przykładem Yamahy MT 07, którą wziąłem kiedyś z salonu na godzinę, a wróciłem ją oddać po piętnastu minutach. To co mówi się o Sv'ce, że potrafi zaskoczyć nawet doświadczonego motocyklistę, ja potwierdzam - mnie zaskoczyła potężną dawką fanu zaklętego w niemłodym już roczniku i w tym przedziale cenowym.

    Niebieską Suzuki zrobiłem w sumie niewiele ponad 40 kilometrów. Pojeździłbym jeszcze, ale robiło się zbyt zimno. Latałem bardzo agresywnie jak na taką pogodę i dużo hamowałem co też powodowało, że zsuwałem się na zbiornik i jego zimną blachą odmrażałem sobie jaja. Zmarzły mi też niczym nie chronione ręce, a pod koniec leciutko dokuczała lewa łapa od ciężej niż u mnie pracującego sprzęgła.

     Oddałem motor właścicielowi, a potem jeszcze trochę pogadaliśmy. Gdy wracałem do domu na świeżo powróciły te wszystkie pytania co by było gdyby. Gdybym zamiast Bandita kupił wtedy Sv'kę. Czy moje jeżdżenie ewoluowało by w trochę inym kierunku, czy jednak nie ma to wielkiego znaczenia. Masa, silnik inaczej oddający moc, zupełnie inna pozycja, charakter i styl - wtedy, kiedy kształtują się nasze pierwsze nawyki i zapatrywania.

    Na koniec podsumuje Wam to wszystko w sposób następujący. W jednym z ostatnich wpisów o bieżącej historii mojego Bandita, napisałem, że mieliśmy go na cały weekend i mogliśmy jeździć ile wlezie. Skończyło się to w ten sposób, że dosyć szybko wróciliśmy na parking zmienić moto na Tiger'a. Agnieszce było niewygodnie, a mnie męczył deficyt mocy i momentu oraz charakter pracy rzędowej czwórki, która nie ma dołu.  Natomiast, kiedy wracałem do Piotrka oddawać mu jego Sv'kę, to mimo, że wypiździało mnie jak skurwesyn.... chętnie bym dłużej na niej  polatał.

Komentarze : 9
2016-12-07 14:23:33 IrekST

Kawior: ja nie mowie ze pochwalam jazdę z wydechem zrobionym z rynny. Jazda bez dbkillera tez jest uciążliwa, ale co innego głośny czytaj, słyszalny wydech. To wg mnie bardzo poprawia bezpieczeństwo motocyklisty, jak i innych użytkowników drogi. Nie jestem fanem, ogłuszania i wkurwiania siebie i innych.

2016-12-06 22:17:41 Kawior

Wsadze kij w mrowisko bo za slodkie te komentarze: glosny wydech wqrwia. Przede wszystkim sasiadow, ktorzy potem w zyczliwosci swej rozwieszaja druty do suszenia prania na drzewach (zeby w lato bylo gdzie kask podziac, mozna nawet razem z zawartoscia) i poleruja asfalt olejem, zeby ulatwic pozniejszy szlif podloza i docieranie silnika razem z owiewkami.
Mieszkalem kiedys jakies 100m od mocno uczeszczanej i prostej jak strzala krajowki, nic tak nie cieszylo, jak agent na scigu z wydechem z rynny, ktory przelatywal przez wies na jednym kole w te i we wte. Na twarzy kazdego postronnego obserwatora malowala sie sama radosc i fascynacja motosportem! Do dzisiaj mam uraz do klangu rzedowych czworek, po prostu mnie to wycie wpienia, brzmi to tak, jakbys posmarowal wlosy miodem i wpakowal leb do ula. Wole soczyste brzemienie 2 cylindrow, ale tez bez przesady, chromowany chopper w cenie domu z klangiem a la Ursus C-330 to slepy zaulek ewolucji.

2016-12-05 20:16:28 IrekST

Głośny wydech to podstawa :) Zmienia bardzo dużo w naszych odczuciach. Wydaje się że jedziemy szybciej, agresywniej. Do mojej też coś wleci na wiosnę. Bo szkoda dusić ten silnik cichą puszką.
hehs: Nie martw sie, wszystkie zaniedbania poprzedników da się naprawić, wiem, że mało jest teraz dobrych fachowców od gaźników, ale wszystko jest do ogarnięcia. Teraz jest na to czas, wiec na spokojnie, wytrwałości w naprawie :)
Kriss-KR: Masz na myśli shimmy?

2016-12-04 15:55:30 MarekI

Posiadam podobną, kupiona jako pierwsze moto. Do tego po kilku modach... Idzie jak zła :) i faktycznie po 2,5 sezonach trochę ciągnie mnie w stronę sportów. W pewnym stopniu zdeterminowala to jazda na sv.
Pozdrawiam

2016-12-04 15:40:48 hehs

W tym roku sprawiłem sobie taką SV'ke... jak się czyta co piszą ludzie to nie wiem czy tylko ja mialem takiego pecha czy to jakis marketing... ale praktycznie od samego początku zaczela sie sypac... i polowe wakacji spedzilem przed komputerem wertując poradniki i instrukcje obsługi... czulem sie troche jak w związku z glupia i brzydka laską... niby od czasu jakas mala przyjemnosc, ale raczej uciazliwa relacja i straszny niedosyt, ze mogloby byc tak fajnie...

2016-12-04 15:35:27 Kriss-KR

A czy sv-ka kazda posiada duze drgania czy wibracje dodajac gazu ? Mi az w drgania wpada przedni widelec przy osi kola.. czy to normalne ?

2016-12-03 18:42:18 jazda na kuli

@calmly - motyw z majtkami jest 100% ! :)
@ptwr2 - monstery uwielbiam i podoba mi się, że od dawna zakładali usd
co do nowej sv mam mieszane uczucia. fajny zgrabny naked, najfajniejszy oczywiście czarny i czerwony :) trochę rażą tanie rozwiązania jak skrzynkowy wahacz, czy zwykły widelec, natomiast ciekawią ten asystent ruszania i automatyczny rozrusznik
pc. jak będzie testówks to na wiosnę wyrywam :)

2016-12-03 10:20:24 ptwr2

Ciekaw jestem, co byś powiedział o moim ;) W końcu podobna filozofia stojąca za konstrukcją.

Z tym archetypem motocykla, o jakbym słyszał własne przemyślenia. U mnie zaczęło się od niebieskiej ETZ 251 sąsiada. Później pojawiły się sprowadzane z zachodu maszyny i przez wiele lat w mojej świadomości istniały wyłącznie "ścigacze", "krosy" i "harleye", które mnie jakoś nie inspirowały, z różnych powodów.

Przełom nastąpił w dniu, gdy zobaczyłem przejeżdżające ulicą, czarne jak smoła o północy coś, co wyglądało jak "ścigacz bez owiewek". To była dla mnie rewelacja! Tak jakby ostatni, denerwujący swoim brakiem element układanki, wreszcie trafił na właściwe miejsce. I tak już mi zostało, później doszła do tego podbudowa teoretyczna i praktyczna, która tylko utwierdziła mnie w prawidłowości obranego kierunku.

Co myślisz o nowej SVce?

2016-12-03 09:05:56 Calmly

Myśle że silniki w układzie V generują większą ilość niskich dźwięków które z koleji łatwiej są przez nas namacalne, dając uczucie bycia wewnątrz sytuacji.
Wkładanie bluzy w spodnie jak najbardziej. Poszedłem o krok dalej i wkładam podkoszulek w majty :).
SV wygląda bardzo dobrze na tej focie. Załamanie światła na nie byle jakim lakierze podkreśliło wdzięki tego zadziornego sprzętu, uwypuklając jej pewną linię podyktowaną uzyskaniem dobrej aerodynamiki.

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
suzuki sv 650
[zdjęć: 6]

Kategorie