Najnowsze komentarze
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
DominikNC do: oklejona chabeta
Cześć! Winszuję udanego sezonu. Je...
DominikNC do: Vespy z Rodos.
Co tam skuter. To jest blog motocy...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

17.07.2015 16:24

dlaczego nie latam na kole i nie palę gumy

    Kiedy w myślach obrabiałem to, co chciałbym w tym wpisie przekazac zastanawiłem się czy aby nie robię się za stary. Wiecie o co mi  chodzi, trzydzieści dziewięc kresek na karku, czyli człowiek teoretycznie poukładany powinien byc a nie myślec o głupotach. Zwłaszcza taki jak ja, który wyszaliwał się intensywnie przez całe życie na wszelkie sposoby i któremu kryzys wieku średniego już raczej nie grozi. Jednak z perspetywy przeciętnego Kowalskiego z dwójką dzieci w domu, nawet dużo młodszego ode mnie nie jestem jeszcze raczej ostoją spokoju i przewidywalności. Nie marzę na razie o trzystukilogramowej armaturze oślepiającej błyskiem wypolerowanych w garażu chromów ani o siwej brodzie łopoczacej na letnim wietrze.

     Zatem to, że nie lubię latac na kole ani palic gumy musi miec jakies inne przyczyny.

     Oczywiście każdy początkujący motocyklista styka się z tym prawie od razu. Jeżeli podobają mu się motocykle tnące na jednym kole prawdopodobnie zaczyna sam doskonalic tę sztukę. Mnie to nigdy jakoś szczególnie nie pociągało, jednak co jest oczywiste także chciałem tak pośmigac i zobaczyc jak to będzie. No bo wiadomo - motocykliści podobno dzielą się na tych którzy już na jednym kole jeżdżą i na tych którzy na jednym kole jeżdzic dopiero będą.

     Kupując jednak swój pierwszy motocykl odłożyłem szkolenie tych umiejętności na póżniej. Miałem juz doświadczenie z downhillu gdzie całowałem glebę szlaków górskich dziesiątki razy i zdażało mi się tam  łamac kości i wylewac krew na szlak. Sporo fruwałem  z dwoma kołami w powietrzu, a w mieście atakowałem rowerem wszystkie schody i podwyższenia. Postanowiłem zatem zacząc na motocyklu spokojnie i czekac aż umiejętności ''same przyjdą'' Wyszło mi to na dobre i nic złego mnie na razie nie spotkało. Technika żeby nie przyspieszac niczego, czy to zakrętów, czy gumowania ''na siłę'' była bardzo słuszną strategią.

     Nie będę Was ściemniał i od razu przyznam, że nie umiem za dobrze latac na jednym kole motocyklem. Powód jest prosty : nigdy za tym nie przepadałem - więc nigdy mi się tego nie chciało doskonalic - więc nigdy się tego do porzadku nie nauczyłem.

     Nie chodzi też tylko o to, że jestem fanatykiem prawidłowego użytkowania pojazdów mechanicznych, chociaż tak się składa, że jestem. Wiele się mówi o pękających ramach, nie ciągnących przez smoki oleju silnikach, o wypadaniu dwójek po przebiciach bez sprzęgła, o nadmiernym obciążeniu napędu i opony, czy o dobijaniu przednich zawiasów i innych aspektach jazdy na kole z którymi musi się zmierzyc nasz ukochany motor. Ale z drugiej strony wszystko się zużywa, części się wymienia i tyle, nie ma co płakac, więc nie o to biega..

     Tak na prawdę chodzi o to, że już od mojego pierwszego wheelie nie poczułem niczego fajnego. Nie pykło. Strzeliłem ze sprzęgła, Bandit wstał do pionu i tyle. Żaden zajebisty szpan to dla mnie nie był, wręcz przeciwnie błysnęła mi myśl pod kaskiem że o co to całe halo.

     Potem miałem Kawasaki Z 750 i przez dziesięc tysięcy kilometrów nie wstałem ani razu na koło, nie myślałem o tym. Nie miałem ochoty nawet na pojedyńcze epizody, a co dopiero na szkolenie się w tej sztuce. Lubię zapierdalac, ale bakcyla z gumowaniem jakoś nie złapałem. No i bardzo dobrze. Może dlatego sprzedałem swoją Kawe w jednym kawałku, drożej niż kupiłem.

     Moim obecnym motocyklem wstałem na koło tylko jeden raz. Nie chciało mi się za bardzo no ale nie mogłem nie sprawdzic opini, że idzie na jedno jak ta lala. Ponieważ od razu zauważyłem, że przy gwałtownych odwinięciach mieli tyłem w miejscu albo unosi przód mogłem mniemac, że ta opinia nie wzięła się z nikąd. Odpuściłem strzała sprzęgłem, bo tak można spionowac nawet starego Simsonka i postawiłem na sam gaz. No i rzeczywiscie - chwilowe  zduszenie go przy dziesięciu tysiącach a potem nagłe odkręcenie spowodowało, że Kawa wyskoczyła na solidną gumę jak z procy. Bez żadnych przymiarek - od razu jak na zawołanie. Oczywiście nie mam takiego ogarnięcia i nie zamortyzowałem nijak powrotu przodu na asfalt. Pamiętam co wtedy sobie pomyślałem....kurwa, po co robic swojemu sprzętowi takie kuku... a jak on mi się kiedyś zjebie trzysta kilometrów od domu, bo będzie po paru latach zajechany jak stara habeta? .

     Jeśli chodzi zaś o kultowe palenie kapcia, to na razie zużyłem pięc tylnych opon, ale żadnej na końcu nie paliłem. Tutaj akurat biorą u mnie górę względy typowo ekonomiczne. Nie widzę za bardzo sensu w obciążaniu napędu ani sprzęgła i bryzganiu sobie pod zadupek strzępkami po burnoucie.  Nie mówiąc o przegrzewaniu świec i smaźeniu zaworów. Poza tym nie przepadam szczególnie za swądem spalonej gumy i obłokami śmierdzącego dymu. Wiem, wiem można palic ''na białym'' i wtedy idzie gładziej i dymi bardziej.

    Miał tu miejsce niedawno wpis w którym był opis sytuacji gdzie Bandit poszedł na koło tuż przy przystanku autobusowym. Historia ta ma dla mnie dwa dna. Pierwsze to brak tolerancji i zaściankowośc polskiego społeczeństwa które złośliwie to skomentowało - tu zgadzam się z autorem. Jednak tak naprawdę dawanie na gumę przy przystanku i zgromadzonej tam ''publiczności'' ma coś z wiochy i taniego efekciarstwa, więc mamy tu  drugie dno. Bo czym jest guma specjalnie wykonana przy wiacie przystankowej. To de facto popisywanie się przed grupa nieznajomych ludzi trickiem, którego niuansów wykonania oni nawet w ułamku nie ogarniają, wiec raczej nie popadną w przesadny podziw. Dla nich taki motonita to tylko nic innego jak...pajac wygłupiający się na motorze, więc dobrze by było idiocie zabrac prawo jazdy. Tak właśnie myśli przeważający ogół naszego społeczeństwa, a my mu w tym troszeczkę niestety pomagamy.

    Każdy jednak robi to co lubi i ja broń boże nie zamierzam krytykowac motocyklistów, którzy uwilbiają wstac na koło. Nie mój interes, wszystko jest względne a każdy robi co chce.  Ich moto ich ryzyko. Wiecie, że kocham wolnośc wyboru. Więc podziwiam, ale nie zazdroszczę. Może dlatego, że czasem odpalę sobie jakiś filmik na YT, w którym jakiś człowiek rozpierdala na drzazgi swój piękny, odpicowany na wysoki połysk motocykl a sam nie umie podnieśc się po tym manewrze z ziemi.

    A ja co...ja lubię pojeżdzic sobie wczesnym rankiem albo póznym wieczorem, kiedy mało aut na ulicach i mało jest widowni. Nie snuję się majestatycznie wokół rynku, robiąc efektowne przegazowki żeby wszyscy zobaczyli jaki jestem zajebisty bo jeżdżę na motocyklu. Nie daje na koło akurat przy przystanku, by każda nastolatka z naręczem podręczników przytulonym do pączkujących piersi sikała w stringi na mój wiodok. Lubię jeżdzic szybko i przyspieszac gwałtownie tam gdzie jest to wzglednie dla mnie bezpieczne. Nie mam żadnego ciśnienia na amatorską stunterkę ani doskonalenie swoich skill-ów.

   Lubię po prostu pojeżdzic sobie na swoim motocyklu i tyle.

pozdrowionka!

Komentarze : 9
2015-07-28 22:03:22 Multistrada

To ja mam chyba coś z głową jednak nie tak, bo Bandita postawiłem na koło, a Zygzaka próbowałem i na razie nie wyszło. Ale pewnie znowu spróbuję..

2015-07-20 19:27:08 left 4 dead

katje, przewlekły stres to chleb codzienny polskiego przedsiębiorcy, gdzie w miesiąc płaci tyle podatku ile w UK płaciłby przez cały rok :), ale spoko przywykłem już, chociaż pewnie nie zdaję sobie nawet sprawy z długofalowych konsekwencji tego stanu rzeczy :)
co do prowo to chętnie łyknąłem haczyk, bo tak na prawdę to powinienem wzbogacić już sam wpis aspektem lęku przed konsekwencjami nieprzewidzianego, bo temat jest głęboki i każdy odbiera to inaczej

2015-07-19 21:29:49 Katje

Left podziwiam, że chciało Ci się walnąć odpowiedź na kilka akapitów i tłumaczyć się przed internetowym anonimem, który rzucił jakieś tanie dwuzdaniowe prowo. ;)
A tak swoją drogą to szkoda, że masz tak "pozamiatane" z pracą w razie W. Myślę, że dobrze by było mieć jakieś wyjście awaryjne, bo tak to żyjesz w ciągłym stresie. Są sytuacje, których nie da się przewidzieć.

2015-07-19 09:35:52 left 4 dead

Ogólnie chodziło mi o to, że strach mógłbym przełamać, jak wielokrotnie już w swoim życiu i pewnie latałbym na kole jak ta lala. Mam lęk wysokości jak cholera, a ze spadochronem skakałem, mimo, że srałem ze strachu przez dwa dni. Tylko jest jeden problem, który starałem się w tym wpisie wyłuszczyć - latanie na kole kompletnie mnie nie jara...więc po co ryzykować dla czegoś na czym nam nie zależy? Żeby być zajebistym koleżką? Żeby się podobało jakimś ziomkom, którzy mają inne warunki i inne konsekwencje ponoszenia ryzyka? Jak tylko dlatego - to nie warto. Wiem, że w świetle fundamentalnych spraw takich jak śmierć czy kalectwo wszystko co ważne staje się trywialne i że można wtedy pożałować, że kiedykolwiek wsiadło się na motocykl a co dopiero, że odwaliło się na nim jakiś bezsensowny motyw.
Strach strachowi nierówny i myślę, że ktoś, kto w ogóle nie ''boi'' się motocykla, a potem ląduje na łóżku z poobcinanymi kończynami....na pewno zaczyna się ''bać''
już nie tylko motocykla, ale życia w ogóle.
staram się tego uniknąć.

2015-07-18 22:35:08 Jurajski_Zbycho

Left4 - bardzo dobrze napisane. "Myślę do przodu" i o to chodzi. Bo przecież motocykle mają nam dawać poczucie wolności, szybkość przemieszczania się, fun, fun&sun, co tam kto chce ;-) (niepotrzebne skreślić). Nikt z nas nie chce się wyoutować z życia, albo wręcz z nim pożegnać, bo nieodpowiedzialnym manewrem coś "zjebie". Więc "banie" się czy inne ograniczanie ryzyka, nie jest "słabizną" tylko dowodem na mocny charakter. Pozdrawiam

2015-07-18 12:32:49 badum

siur ofkors, naprawdę nie musisz się aż tak usprawiedliwiać. nie prościej to napisać nie latam bo się boję?

2015-07-17 23:53:09 sirturek

Dobra dobra ....;))

2015-07-17 17:29:28 Katje

Fajnie, że masz takie podejście. Chyba na nikim, kto jest choć odrobinę inteligentny, nie robi wrażenia robienie taniego szumu dookoła siebie. Zresztą motocyklista sam w sobie robi wrażenie, nie trzeba tego potęgować.
Co do stuntu to mnie śmieszy, jak ktoś chce to uprawiać, a potem płacze, że moto upadło na ziemię i "porysowały się plastiki, które malował dwa tygodnie".
Swego czasu wygłupiałam się w ten sposób na rowerze (stara dirtówka gdzieś tam się kurzy jeszcze w mieszkaniu), ale rower to rower, na motorze sobie nie wyobrażam takich rzeczy robić. Chociaż zastrzegam sobie prawo do zmiany zdania. :)

2015-07-17 17:08:40 DominikNC

Mógłbym podać rękę autorowi, bo ja tez nie jeżdzę na kole. Różnica jest taka, ze mi sie jazda na kole podoba i za szczeniaka katowalem w ten sposób komunistyczne dwusuwy. Jakiś czas temu wyłączyła mi sie nieśmiertelność, teraz mam rozsądek i motor z salonu, którego mi szkoda męczyć. Wiec jeżdzę na dwóch kołach i tez jest fajnie. Pozdrawiam!

  • Dodaj komentarz

Kategorie