Najnowsze komentarze
DominikNC do: 24 początek
I o to chodzi! Pozdrawiam!
Od powstania tego artykułu minęło ...
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

15.06.2017 09:59

Moto Guzzi V9 Bobber vs. Triumph Bonneville Bobber

pierwsze zabicie makaroniarza

 

 

    Tak więc, przyjechaliśmy z Agą na naszym motocyklu do Krakowa na ''Dni Orła'', czyli dni otwarte Moto Guzzi, takie z jazdami testowymi. Jak Wam wcześniej wspominałem, wybrany przeze mnie klasyk V7 Stone, który bardzo mi się podoba, okazał się niedostępny, przepisałem sie więc z żalem na V9 Bobber'a - motocykl, który zupełnie nie podobuję, ale jest rozsądną alternatywą dla jedynego, oprócz niego dostępnego egzemplarza na jazdach. Czyli Latającej Fortecy MGX-21, będącej absurdalnie przerysowanym, 350cio kilogramowym bagsterem, na którym jazda po zatłoczonych ulicach miasta Kraka, była by czymś niesłychanie niemiarodajnym.

    Odpalony na kosie V9 Bobber zabrzmiał przepięknie. Emitował głębokie, basowe dudnienie, które uderzało w brukowaną kostkę dziedzińca centrum handlowego, bezlitośnie zabijając żyjące pod spodem larwy, czerwie i dżdżownice. Ciekawa sytuacja, kiedy nieco pokraczny, mały motorek, z fajnie sterczącymi na boki cylindrami i z o wiele za dużymi oponami, robi w okół siebie tyle chałasu i bardzo fajne pierwsze wrażenie. Niestety, to jedyne superlatywy, jakie tego dnia zaproponował mi V9 Bobber.

     Bo za sterami motocykla rozpoczeła się hujoza, która trwała już przez całą jazdę.

    Dźwięku, jaki wyzwala podczas jazdy, skądinąd przepięknego, nie będę Wam jednak opisywał. Uważam, że testówka z oryginalnymi kominami, ale wyprutymi w środku, jest takią trochę manipulacją, chwytem marketingowym. Dowiedziałem się o tuningu kominów na samym końcu mojej wizyty (dobrze, że w ogóle) i w dalszej części to przemilczę.

    V9 ma w sobie trochę takiej niekonsekwencji stylistycznej. No bo, na przykład motocykl jest zaprojektowany klasycznie, a ma bardzo nowoczesne w formie zestawy przełączników po obu stronach kierownicy (czytaj: brzydkie). Usiadłem na nieciekawej wizualnie, krótkiej i płaskiej  jak portfel przed dziesiątym kanapie, która w zasadzie jest dwuosobowa, ale w takim razie: biada pasażerowi. Przed sobą miałem pojedyńczy zegar z białą tarczą i bez obrotomierza, nie za bardzo pasujący w mojej ocenie do reszty motocykla. Motocykl trząsł się dosyć mocno, ale jak wiecie, nie rozpatruje tego w kategoriach wady - taki jest styl i praca podobnych mu fałek.

    Od pierwszych metrów na V9 zaczeła się katorga. Nie wiadomo, co miał na myśli projektant, który zaprojektował podnóżki w tym motocyklu. Obuty w swoje SXM6, w których przyjechałem na jazdy, nie mogłem za bardzo wsunąć swobodnie stopy między podnóżek a dźwignię zmiany biegów, było tam za mało miejsca, jak gdybym miał jeździć w kółko na bosaka po prześlicznej Lombardii. Spod centrum handlowego wyleciałem od razu na ruchliwe trakty Krakowa, co w połączeniu z ciężko wyczuwalnym ''luzem'' i tym idiotycznym podnóżkiem spowodowało irytującą niewygodę i lawinowy wzrost mojej frustracji.

    Kiedy już w miarę uporałem się ze zmianą biegów i ogarnąłem siłę, z jaką należy wyszukiwać ''luzu'' starałem się dopatrzeć jakiś fajnych cech tego pojazdu. Zauważyłem, że rozchylone na boki cylindy podczas jazdy prezentują się równie fajnie, jak to sobie wyobrażałem. Bobber ma na pokładzie bardzo mocne hamulce Brembo, w których tak lubują się Włosi. Napęd poprowadzono wałem, ale gdybym nawet tego nie wiedział, to nie zorientowałbym się, że to nie łańcuch - cała konstrukcja tak się trzęsie, że nie usłyszałbym ewentualnych stuków, czy luzów w przeniesieniu napędu. Co do poprzecznie usadowionego w ramie silnika, ma on poj.853cm, 62Nm momentu i 55 koni. To niewielkie wartości, zwłaszcza, że motor waży bez płynów 210 kilo, ale muszę przyznać, że na miasto zupełnie wystarczy, a na trasę...hmmm, nie wyobrażam sobie trasy na tym pokraku.

    Na postoju, podczas każdej przegazówki, motocykl wyraźnie przechyla się w prawo, co jest konsekwencją takiego a nie innego umiejscoweinia silnika w ramie. Dosyć ciekawe wrażenia fonetyczne, w połączeniu z soczystymi strzałami z obu wydechów, powodowały wściekłe wypluwania smoczków przez niemowlęta, wiezione w drogich wózkach na sobotni, przedpołudniowy spacerek. Logo orła na baku nadawało tym wydarzeniom nieco egzotycznego smaczku - i to by było na tyle z plusów dodatnich Mandello del Lario.

    Mojego pierwszego w życiu Gutka oddałem z westchnieniem autentycznej ulgi. Motocykl od początku mi się nie podobał i miałem nadzieję, że jazdą i charakterem nadrobi estetyczną nieprzystępność. Niestety V9 Bobber okazał się motocyklem irytującym, nieprzemyślanym i niedopracowanym, w mojej opinii. Format imprezy też bardzo skomniutki, tak więc mój pierwszy kontakt z firmą Moto Guzzi - na duży minus. Kto wie, może sporo w tym zasługi otoczki jaka towarzyszy Włochom, że to motocykle elitarne, stylowe, posiadające ''to coś''. Dobra, może i mają ''to coś'', ale ja ''tego czegoś'' nie odnalazłem. Odnalazłem natomiast motocykl, w mojej opini bezsensowny, za który w życiu nie zapłaciłbym grubo ponad 40 koła. Czy ten dzień finalnie zniechęcił mnie do marki z Mondello del Lario? Otóż nie. Wyzwolił ciekawość, czy reszta modeli tegoż producenta podobnie rozczarowuje i jest tak samo przesycona przereklamowanym pojęciem "motocykla z duszą"

    Dobra, a teraz zajrzyjmy na chwilę na podium, gdzie stoi samotnie zwycięzcza tego porównania - Triumph Bonneville Bobber. Wielki i potężny, już na samym początku górował nad swoim mizernym rywalem, a kiedy przyszło do bezpośredniego starcia, powalił go na deski, zadanym od niechcenia ciosem i od razu zabił. Guzzi V9 padł od tego leniwego musnięcia pięścią na zatłuszczony parkiet i już nie dźwignął się zeń, nawet na kolana. Zmarł na mechaniczny zawał leżąc, i skąpany we wstydzie został zniesiony ze sceny, wprost w czarne, rozwarte usta pogrzebowego karawanu.

   To prawda panowie i panie - nie chodzi o to, że sam jeżdżę Triumph'em i ze względu na pomyślną eksplotatacje mojego motocykla, stałem się sympatykiem marki i dla tego Bonneville wygrał. Nie, nie. Wkrótce opiszę tutaj pewien motocykl brytyjczyków, który okazał się dla mnie sporym rozczrowaniem, zgodnie z założoną szczerością prasy ulicznej. Jeśli zaś chodzi o Bonneville Bobbera, jedyne co bym w nim zmienił, to dołożył drugą tarczę z przodu, choć ta jedna i tak działa bardzo dobrze. Chodzi o to, że zaraz po nim  jeżdziłem na Bonneville T120 z dwoma tarczami i tam siła hamowania była wyraźnie mocniejsza.

   Triumph nokautuje Gutka pod każdym względem. Jego dwucylindorowy piec brzmi kapitalnie i ciągnie nieprawdopodobnie. Tutaj własnie dobitny przykład, kiedy to nie moc maksymalna (w tym przypadku 77koni), ale moment (106Nm już przy 4tys.rpm)daje wrażenie mocnego pałera w motocyklu, który na sucho waży 228 kilo. Możecie powiedzieć, żę porównanie osiemsetki za 43pln z tysiącem dwieście za 57pln nie ma sensu, ale uwierzcie mi, czytałem absurdalniejsze porównania.

    Na szczęście nie napotkałem na Triumphie żadnych żenujących niespodzianek, takich jak problemy z umiejscowieniem stopy, a byłem w tym samym obuwiu. Siedzi się na skórzanej, pięknie wyszytej, jednomiescowej kanapie, w której zadbano nawet o taki detal jak nabita z tyłu blaszka z logiem producenta. Kanapa zajebiście wisi w powietrzu i można ją dosunąc/odsunąć od baku. Zegary są piękne, każdy detal dopieszczony i czuć od razu, że motocykl został doskonale przemyślany pod każdym kątem. To jest prawdziwy Bobber, na którym czujesz się wyjątkowo, jeżdzisz stylowo i wygodnie i nadajesz sobie kozackiego sznytu, sunąc po mieście z szeroko rozstawionymi kolanami. Na dodatek nie jest to maszyna, która jedynie wygląda a poza tym nic konkretnego nie robi, o nie. Kiedy staniesz na swiatłach koło w koło z małolatem, na poklejonej powertape'm R6'tce - wiesz, że zniszczysz go od niechcenia swoim momentem obrotowym. I błyskawicznie katapultujesz się na drugi koniec dzielnicy, zanim on zdąży wbić u siebie dwójkę i zorientować się, co się tutaj wydarzyło.

    Moto Guzzi V9 Bobber prezentuje się  przy Bonneville'u, jak Simsonek, do którego ktoś na siłę doczepił bak z innego motocykla. Triumph wygląda grubo i mięsiście, mimo tego, że nikt nie próbował nadawać mu powagi przez dołożenie bezsensownie grubych opon. Ja wiem, że takie balony są poniekąd kwintesencją stylu bobber, ale w V9 wyglądają po prostu śmiesznie i sprawiają wrażenie, że przedni widelec wydaje się być o wiele za wiotki. Bonnie ma za to imitacje sztywnej ramy z tyłu i to się moim zdaniem, wizualnie sprawdza się idealnie.

    Dbałość o detale w tych dwóch motocyklach dzieli przepaść. Tego nie ma nawet co porównywać, ale spójrzcie kiedyś na zegar obu motocykli. To jest inna galaktyka. Albo na te kapitalne mocowanie akumulatora w Triumph'ie. Bajeczka.

    Powiem Wam, że po krakowskiej jeździe tak się zniechęciłem, że nawet oryginalne, poprzecznie zamontowane fałki przestały mi się podobać. W takim typowym bobberze, to powinien grać wdłużnie zamontowany widlak, podobno pierwsze bobber'owanie zaczynało się właśnie od modeli Harley'a. Zaś co do rzędowej dwójki brytyjczyków - wygląda obłędnie i pasuje do całokształtu. Wraz z imitacją sztywnej ramy i harmonijkami na widelcach. Bonnie wygląda rzeczywiście na stary motocykl...bardzo stary i z należytym pietyzmem odrestaurowany.

    Jeździliśmy w grupach. Na wieść o tym ucieszyłem się nawet, bo takimi motocyklami się nie pałuje, jak mylnie sądziłem, będziemy sobie spokojnie sunąć. Jednak prowadzący grupę jeździł na prawdę świetnie i było parę momentów, trochę winkli, na których można było się nawet nieźle rozpędzić. Tutaj ujawniła się kolejna zaleta, a zarazem uniwersalność Bonneville Bobber'a - kiedy masz sportowo zorientowny dzień, nie będzisz się na nim nudził, pyrkając jak emeryt na szadołce - Bonnie to motocykl, który tak zapierdala, że patrząc na niego, w życiu byś się tego nie odgadł. Do tego swietnie skręca, jak na dosyć długą konstrukcję. Jedyny aspekt w którym V9 mójłby podjąć z nim jakąkolwiek rywalizację, to układ hamulcowy, aczkolwiek przód V9'tki przez to bardziej nurkował, co było pewnie kwestią wyczucia siły hamującej.

   Powiem Wam, tak zupełnie szczerze, że jazda Bobber'em, jak i Bonneville'm T120, zaraz po nim, mocno mnie zdumiała. Współpraca na lini sprzęgło-skrzynia biegów-silnik jest tak doskonała, że od razu zwraca na siebie uwagę. Sprzegła w tych motocyklach pracują leciutko, biegi wskakują precyzyjnie i cicho, a silniki ciągną od dołu tak płynnie i gładko, że naprawdę wprawiło mnie to w spore zdumienie. Nastąpiła reflksja, że w tej świeżutkiej kolekcji ''modern classic'' brytole wspieli się na wyżyny mechanicznej perfekcji, dotychczas przypisywanej głównie japończykom.

    Format imprez też różnił się jak niebo i ziemia. Motocykli było sporo, hostessy podawały pyszną kawkę, a na zewnątrz stał foodtrack do którego kupon na posiłek otrzymał każdy testujący. Byłem już na wielu różnych jazdach, w Katowicach przeprowadzono to w pełni profesjonalnie. Zgłoszenie, spisanie umowy, instruktaż, wydawka kluczyków i papierów, właściwy dobór trasy - wszystko przeprowadzono perfekcyjnie. Triumph zmienił importera w PL i widać, że startuje jakby od nowa. Na razie są trzy duże salony, z czego Katowicki nowiutki, zbudowany od podstaw. Miło było usłyszeć, że przyjeżdżają do nas przeprowadzić swój serwis motocykle z Czech, czy Słowacji. Do kraju, w którym ta marka dotychczas postrzegana była dosyć słabo a większość Triumph'ów jeżdżących po PL to sprowadzane prywatnym importem egzemplarze. Jednak po tym, co widziałem ostatnio na Dniach Otwartych, i po  wyraźnej ekspansji brytoli w motomediach, przeczuwam, że na przestrzeni paru następnych, lat sytuacja może ulec diametralnej zmianie. W powietrzu bowiem czuć unoszący się piniondz.

Komentarze : 6
2018-09-12 22:51:08 RIQ

Artykuł autora jest zbyt pochopny..
Od początku podłożył sobie nogę tytułując artykuł:
"pierwsze zabicie makaroniarza". Określenie w powszechnie dostępnych mediach Włochów makaroniarzami, jest tak mądre, jak mówienie o Polakach złodzieje, a Rosjanach pijacy, a o Niemcach ...itd. W tytule autor przedstawił się nam jako nieobiektywny i obarczony stereotypami.
Jak autor dodał, że V9 bobber mu się nie podobał, to było pewne, że go zwyczajnie zjedzie...
Patrzę na reklamy V9 i nikt nie ma w nich na nogach SMX-6... hmmm ciekawe dlaczego. Może dlatego że do tego stylu pasują zwykłe półbuty, a do nich fabryczne ustawienie dźwigni zmiany biegów.
Dźwignia ta, w V9 jest z pewnością regulowana, więc ocena przez pryzmat jej ustawienia też świadczy o testującym nie najlepiej.
Na temat wyglądu nie warto polemizować, bo każdemu się podoba co innego. Chciałbym jednak podkreślić, że stereotypowe podejście do włoskiej motoryzacji (jako tej gorszej) jest pochopne.
Z pewnością Triumph Bonneville Bobber 1200 jest lepszy od MG V9 Bobber-a i nie trzeba na nie wsiadać, by to odkryć. Różnica w cenie i konstrukcji jest tak ogromna, jak różnica w pojemności ich silników, więc odejście i wykończenie detali będą lepsze po stronie dużo większej i droższej maszyny. To porównanie jest jednak nie na miejscu: 40tyś za MG V9 do 60tyś pln za Triumpha, to jakieś 50% więcej, prawda??!!
Próba deprecjonowania wytworów włoskiej i każdj innej motoryzacji jest nie sprawiedliwa. Każdy sprzęt jest inny nawet tego samego producenta, bo skierowany do innej grupy docelowej. Dla przeciwwagi dodam, że mam od kilku lat Moto Guzzi Stelvio 1200 8V z 2011 roku po 55000km i Triumpha Tigera 1200 XCA 2017 po 1000km (najwyższy model full wypasiony po brzegi). Miałem również BMW R1200, Kawasaki, Yamahy i Hondy na własność a nie przez 5 minut dla testu. I nie mogę powiedzieć, żę Japończyki to dno, a Niemieckie maszyny są super. To zależy od modelu i tego co komu pasuje.
W Tigerze jest pełno elektroniki i silnik jest mocniejszy, ale go nie lubię.
MG Stelvio (choć jest najcięższym motocyklem jaki miałem (270kg) to niepobita lekkość w skrętach, a silnik jest żywszy dużo wcześniej niż w Tigerze, BMW 1200 i pewnie żywszy niż Bobberze Triumph-a choć wszystkie mają 1200ccm.
Niezależnie od tego, że nowy Tiger kosztuje majątek (82tyś), Stelvio choć cięższe i starsze, dużo lepiej się prowadzi, omija studzienki i robi szybsze wyprzedzanki bez redukcji w prawdziwym świecie.
Miałem BMW R1200 i po takim przebiegu jak mam w Stelvio w BMW zepsuło się wszystko, co mogło, prócz silnika, a MG jeździ bez jednej awarii. I co o tym myśleć?
Chętnie sprzedam Tigera za -40% ceny, bo mi nie pasuje. Generalnie to bardzo doby motocykl, ale MG zdecydowanie lepszy. Jak widać generalizowanie, że Moto Guzzi jest BE, a Triumph jest CACY, to zbyt prosty wniosek.
Generalnie podziwiam Bonnevilla i każdy ładny, i dopracowany motocykl, ale jestem świadomy również kosztów doskonałości, więc MG V9 w dużo niższej cenie, zwyczajnie nie mógł wygrać, wiec po co ten test?

2017-10-21 11:30:11 Kulomiot

ORTOGRAFIA! To blog dla dyslektyków czy wtórnych analfabetów?

2017-10-21 11:26:41 Janek_Jan

Człowieku drogi! Jeśli się zabierasz za pisanie bloga dla ogółu, to popracuj trochę nad swoją ortografią - a w zasadzie nad jej brakiem - w swoich tekstach! Naprawdę chciałem przeczytać do końca twoją recenzję V9, ale byki ortograficzne wykłuły mi oczy! P.S. A już "wrażenia fonetyczne" wyłupiły mi oczy z mózgiem - dotąd dotarłem! Teraz jestem ślepym robakiem!

2017-06-19 21:46:17 Marcin Jan

... teraz dopiero doczytałem że też czaiłeś na jazdę próbną tym 1050.
Swoją drogą będąc w salonie Triumpha pooglądałem sobie inne motocykle i fakt te neo klasyki to fajna alternatywa dla typowej armatury. A takiego bobera czy scramblera mógłbym przytulić jako drugi motocykl. Ino nie wiem kiedy miałbym tym jeździć :).

2017-06-18 09:00:55 jazda na kuli

Marcin Jan - w moim jeźdżeniu więcej jest turystyki niż enduro, dlatego dziękuję sam sobie, że kupiłem wersję xr (17cali z tyłu i 19 z przodu) a nie xc (17z tyłu a 21 z przodu) przez co mogę sportowo latać po winklach, a przód jest nadal stabilny. co do tigera 1050 zwykły i sport latają na dwóch 17tkach, przez co myślę, że w składaniu jest jeszcze lepiej. jak wracałem Tigerem 1050 od B. z Piaseczna to już widziałem, że jest bardzo dobrze, a silnik jest niesamowicie zrywny i elastyczny. chociaż na tamtej trasie, to nie było za bardzo gdzie potrenować, no i było zimno.

2017-06-17 23:25:03 Marcin Jan

Już wcześniejszym wpisem o zainspirowałeś mnie aby bliżej przyjrzeć się Triumphowi Tiger Sport 1050 (po ostatnim lifcie 2016), jako następcy mojej cebefki. Byłem pomacać sobie to moto właśnie w Katowickim salonie. No i wizualnie bije mojego wcześniejszego faworyta czyli Versysa 1000. Versysy leży i kwiczy :). Brytyjczycy zadbali o detale, motocykl ma więcej smaczków, mono wahacz robi robotę. Chyba jest to pierwszy motocykl który podoba mi się w kolorze czarnym (to pewnie przez ten qrwny napis 1050). Z drugiej strony nie wiem czy nie przesadzili z liczbą logo T na tym motocyklu.
Niestety nie udało mi się odbyć jazdy testowej bo motocykl testowy odjechał do Warszawy :(.
Była tylko przymiarka na sucho ale to wiesz nic nie znaczy. Jestem ciekaw jak wypadnie w jeździe, jak trzy gary i 120 KM będzie współgrać z kierownikiem, jak w praktyce sprawdzi się pozycja na tym moto - kolana zgięta jak na cbf, ale tyłów wyprostowany + szeroka kiera. No nic trzeba poczekać jak znów te moto będzie w Katowicach. Myślę że wkrótce stanę przed starym dylematem.
Co do samej marki w PL, to mają jeszcze małe potknięcia np. już dość dawno zawisł baner przy Chorzowskiej o nowym salonie. Byłem ówcześnie ale salon jeszcze był zamknięty tj. był jeszcze w głębokim remoncie. Sama lokalizacja jest też taka sobie, uważam że sokoro marka w PL jest na dorobku marketingowym to tym bardziej powinna inwestować w rozpoznawalność i taki salon powinien gdzieś bezpośrednio przy DTŚ lub innej uczęszczanej drodze. Aaaa i nie da się z polskiej strony triumpha ściągnąć instrukcji obsługi do tego modelu, taka pierdoła ale wiesz.

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
bobber
[zdjęć: 7]

Kategorie