Najnowsze komentarze
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
DominikNC do: oklejona chabeta
Cześć! Winszuję udanego sezonu. Je...
DominikNC do: Vespy z Rodos.
Co tam skuter. To jest blog motocy...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

10.10.2015 23:25

motocykle w chinach - wkrótce relacja

...i kraina motoryzacyjnej kontrowersji

    Nagle dość mocno się ochłodziło. O ile wczoraj wieczorem wyjechałem jeszcze w butach z perforowanej sztucznej skory to dziś już nie ryzykowałem. Termometr o ósmej rano wskazywał jeden stopień. Wyciągnąłem z szafy swoje stare, rozdeptane turystyczne Franki Thomasy i założyłem dwie pary technicznych skarpet. Pod skórę poszedł puchowy bezrękawnik a pod kachol polarowa, narciarska kominiara z pełnym noskiem i do tego wygnieciony kołnierz z windstoperem. Zbiegłem szybko w dół odrapanej klatki schodowej i znalazłem się na lodowato mrożnym powietrzu pośród anonimowego blokowiska jakich wiele. Swieciło słońce a na asfalcie leżały zółte i czerwone liście. Na rzędach ciasno zaparkowanych samochodów skrzył się biało mleczny szron.

      Jakie te stare buty są wygodne. Jakie miękkie. Wiem, słabo pewnie chronią, ale jak przyjemnie się w nich chodzi, nie to co w sztywnych ala sportach. Dreptając tak radośnie zauważam, że chyba są ciut jakby za duże...dziwne, że nigdy wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. To były moje pierwsze buciory, kupione już używane, lekko podniszczone, na pierwszy motocykl - jedyne o czym wtedy myślałem to żeby na niego wsiąść i jeżdzić na nim od rana do wieczora. Nie zauważyłem nawet, że buty są ciut za duże. Ciekawe czego jeszcze nie zauważyłem, a co może objawi się póżniej, w miare upływu kolejnych sezonów.

     Dziwię się na początku każdej jesieni tym motocyklistom, którzy tak szybko kończą sezon. Wiem, opona już nie sklei, na ulicach liście i inne brudy, zwierzyna wychodzi i tak dalej. Ale chyba głównym powodem jest zimno. No bo jak nie zainwestujesz w grzane manetki i wyjedziesz w zwykłej, cieńkiej kominiarce pod kaskiem no to nie oszukujmy się - przy temperaturze bliskiej zeru, chcąc leciec np. poza miastem ciągiem 120-140 km/h... za pół godziny wrócisz z płaczem. Skostniałą łapą ledwo wrzucisz sprzęgło a od lodowatego wiatru zacznie Ci sią pierdolic w głowie. W tym sensie, że ja kiedyś pod koniec tak wymarzłem, że musiałem spojrzeć w dół gdzie jest dżwignia zmiany biegów bo nie umiałem w nią butem trafić. Przy wychłodzeniu lawinowo spada sprawność umysłowa. Jak do tego nie posiadasz pinlocka to tak zaparujesz garnek od środka, że ledwo ogarniesz gdzie masz jechać - by cokolwiek zobaczyć będziesz otwierał szybkę, aż Ci zamarzną zatoki a z nosa tak polecą smarki, że nie nadążysz ich wciągać z powrotem. Co....nie jest tak ?

     Jesień to czas fajnej, luzackiej jazdy. Ponieważ opony nie kleją jeżdżę dużo spokojniej. No i wolniej, żeby tak nie wiało. Jest czas na spokojnie rozejrzeć się do okoła. A w okół robi się naprawdę zajebiście, zapachy butwiejących liści, kolory złotej jesieni. Jadę ostrożniej, także dlatego, że gruby ubiór nieco krępuje mi ruchy, praktycznie ledwo głową kręcę. Mimo tych upierdliwych ceregieli z ubiorem nie umiem za wcześnie rozstać się z motocyklem. Mam nadzieję, że w listopadzie a nawet w grudniu trafi się parę suchych weekendów. Jedyne co mi potrzebne to suchy asfalt. Mam ciepłe zimowe rękawice z gore-texu, które dostałem kiedyś od kumpla. Na palcu wskazującym prawej ręki wykwitła spora dziura pod koniec zeszłego sezonu, że aż palec mi wychodził, ale Aga wszyła mi tam wstawkę z polaru, a ja resztę przetarć pokleiłem powertapem. Te stare rekawice z Alpinestarsa są tak ciepłe i wygodne, że nie wyobrażam sobie się ich pozbyć. W zestawieniu z grzanymi manetami tworzą duet, którego nie pokonała jeszcze żadna temperatura, nawet minus osiem stopni - mam nadzieję, że kiedyś spróbuje jazdy w jeszcze niższej temperaturze. Jest to niestety dosyć trudne, bo przeważnie w takiej pojawia się już śnieg. Po śniegu i lodzie jeżdziłem tylko raz w życiu odwożąc Bandita do zimowalni po swoim pierwszym sezonie. Oby nigdy więcej bo było to dosyć traumatyczne przeżycie i o mało bym nie wyglebił - popełniłem typowy błąd i normalnie próbowałem hamować przodem . Ci goście, którzy jeżdżą na elefantentreffen - to dla mnie prawdziwi bohaterowie na motocyklach. Muszą mieć sporo jakiś swoich obcykanych myków i extra sprzęt, no bo jak myślicie - jest ktoś kto wsiądzie na mocną szlifierkę obutą w sportowe gumy i bez przewrotki zrobi tysiąc kilo po lodzie i śniegu ? Teoretycznie to prawie wszystko jest możliwe, ale śmiem w to wątpić.

     Dziś był taki dzień, że wszystko grało. Są takie dni, że nic mnie nie uwiera, jeżdzi mi się po prostu idealnie, nic mi nie przeszkadza, nic nie potrafi zburzyć dobrego nastroju. To był właśnie taki dzień, taki w którym ciężko mi było zejść z motocykla i zakończyć jazdę. Mam takią dyżurną cukiernie w małej miejscowości pośród rozległych pól w której zacząłem się ostatnio zatrzymywać. Kiedy robi mi się zimno, tak w połowie zaplanowanej jazdy, parkuje motor i zamawiam w środku kawę, albo herbatę żeby się ogrzać w ciepłym wnętrzu. Zawsze jest to wczesny ranek, kiedy nie ma jeszcze innych klientów a to tworzy fajny klimat - siedzę sobie bez pośpiechu i oglądam przez okno zaparkowany na zewnątrz motocykl.

     Jak wróciłem po przejechaniu koło 130 kilometrów zdjąłem siedzonko z tandetnej, sztucznej wężowej skóry. Odkręciłem klemy i wyjąłem akumulator żeby zabrać ze sobą do domu. Nie chciałem, żeby tkwił w motocyklu nieużywany przez parenaście dni gdy temperatura w nocy spada do około zera stopni. Nie jest nowy, ma już pięć lat a często raz rozładowany akum nie wraca już do dawnej sprawności.

     Skończył się intensywny okres u mnie w pracy i mogę isć na krótki urlop. Tym razem to siedem dni - wraz  z weekendami - jedenaście. Postanowiliśmy z Agą po raz kolejny opuścić nasz piekny kraj i zobaczyć jak żyją inni. Szczur korporacyjny jakim się niechcąco stałem po przejęciu naszej firmy-matki-zleceniodawczyni przez większy, skrajnie proceduralny podmiot po takim intensywnym okresie jest zajechany jak stara chabeta. Teraz nastał sezon ogórkowy, czas by zwolnić nieco tempo i nieco odpocząć.

      Jednak żadnego zwolnienia tempa w tym roku nie będzie. Tym razem nie jadę leżeć na piasku, wciągać hektolitry drinów, a po tygodniu walczyć ze zgagą za pomoca Rennie. Teraz będzie trochę gonitwy po mieście, baaardzo dużym i bardzo starym mieście. Leżącym w miejscu, mającym obecnie bardzo duży wpływ na międzynarodową motoryzację i nie tylko motoryzację.

     Żałuję, ale prawie na pewno nie odbędziemy tam żadnej jazdy na motocyklu, ani nawet skuterku. Piszę jednak o tym dlatego, że tak jak wspomniałem kraina to motoryzacyjnie bardzo szczególna. U nas często się o nich mówi i sporo jeżdzi na ich motocyklach. Zresztą, nie tylko u nas. Mam nadzieję, że będzie tak jak przypuszczam, że będę miał tam co fotografować i tutaj relacjonować. W przeciwnym wypadku temat wygaszę brakiem wpisu i można będzie go uznać za niebyły.

pozdrawiam tymczasem i ubierajcie się ciepło, bo jeden gościu od którego kupowaliśmy z Agą kask przewiał kiedyś nerwa i wylądował w kołnierzu ortopedycznym :)

Komentarze : 7
2015-10-14 21:24:17 Katje

Leff zakładaj łańcuchy śniegowe na opony i będziesz śmigał całą zimę.

2015-10-14 19:21:21 left 4 dead

honda miała trzech dostawców altków - jeden dostarczał wadliwe. kwestia szczęścia.
jeżeli się nie jeździ z plecakiem to zmienia postać rzeczy - szybkie samotne podróże z dwoma kuframi z boku to środowisko gdzie SX sprawdzi się dobrze. nie jako motocykl turystyczny do jazdy we dwoje, tylko ścigacz przystosowany do samotnych ekscytujących podróży - wtedy tak. uważam, że do tej roli będzie lepszy niż cbf-a, - ją doceni bardziej dwójka podróżnych
BTW oglądałem już nową Suzi, ale w nakedzie. wygląd kwestią gustów, ale całość wykonana naprawdę solidnie - jakość super. z powodu postępu technologicznego, który gna jak szalony jestem przekonany, że będzie ona lepszym motocyklem niż SX
ps. silnik z Zeta jest w dużym Versysie osłabiony do 120 koni. bardzo elastyczny, ale słaby - ''góra'' do kitu :)

2015-10-14 00:53:07 Marcin Jan

"...a z kuframi wygląda jak gówno w lesie i tropi węża"
:D
Tak mam cbf po ostatnim lifcie. Co do wygody pasażera to się nie wypowiem bo jeżdżę sam, ale nie słyszałem, a siedzę trochę na forum, ażeby były jakieś utyskiwania pasażerów. Problem altków podobno został wyeliminowany właśnie w modelu SC64 ale ponoć dopiero od 2011 roku, choć też niektóre osoby pisały że nie wszystkie altki były wadliwe również w poprzednim modelu. Problem jest/był w złym odprowadzeniu ciepła ze stojana. O ile dobrze śledzę forum to może były cztery opisane przypadki spalenia altka. Ale też jest dobra informacja że ASO Hondy robią to w ramach gwarancji również po upływie głównej gwarancji i nie trzeba mieć motocykla serwisowanego w aso. Po prostu wiedzą o problemie ale nie robią ogólnej akcji serwisowej tylko reanimują pojedyncze przypadki - to może też potwierdzać że nie wszystkie altki są wadliwe.

Kurczę nie mogę się jednak zapomnieć tego ciągu w górnym zakresie obrotów w kawie. Szkoda że tak wypłaszczyli silnik z bladego w cbf, no ale coś za coś bo ciąg na obrotach użytkowych do turystyki czy jazdy miejskiej są za to bardzo dobre.
Nie wiesz może ten silnik z z1000 jest jeszcze montowany w innym modelu?
Na samym dole pierwszego komentarza wrzuciłem link do fotek z testu a tu skrócony:
http://tnijurl.com/639008fa830b/

2015-10-13 20:47:29 left 4 dead

Marcin a jaki masz rocznik cbf, bo jak piszesz, że przód fajniejszy to przypuszczam, że już ten nowy, mocniejszy model. I jeszcze mam pytanko, czy dużo jeździsz z pasażerem.
Ja generalnie uważam, że motocykle takie jak SX sprzedawane jako do turystyki we dwoje to takie trochę oszustwo. to próba wciśnięcia produktu ( w tym wypadku power nakeda, czy nawet prawie sporta ) szerszemu gronu użytkowników i tyle. Siedzenia są twarde, piec kocha wysokie obroty, mocno hamuje silnikiem i tak jak piszesz zwyczajnie wieje, a z kuframi wygląda jak gówno w lesie i tropi węża.
chodzi mi po prostu o to, że można dać się niechcąco omamic wielkiemu marketingowi, kupić takie moto a potem w trasie na nordkapp dostać kurwicy.
jechałem ostatnio na cbf1000 i jak na niej siadłem poczułem odprężenie i wygodę - tak potrzebne w turystyce. już sam wygląd tylnego zicla sugerował, że pasażerka wpadnie na nim w ekstazę. przeraża mnie jedynie to co mówi się o jej alternatorach - może miałeś jakąś przygodę ze stojanem ?
DominikNc - wielkie dzieki.

2015-10-12 23:23:00 Marcin Jan

edit miało być : ( w porównaniu do kawy CBF'a na górze ma dosyć a kawa dopiero się rozkręca)

2015-10-12 23:20:39 Marcin Jan

Udanego urlopu, btw udało mi się wkońcu polatać tą kawą. Poniżej zamieszczam PW którą wysłałem do znajomego z forum cbf - odniesienia w nawiasie specjalnie dodałem
"Hejka,
W końcu udało mi się przejechać tym sprzętem. Moto wziąłem z salonu Kawasaki Delta Plus z Chorzowa. Trzeba wpłacić kaucje 3000 i masz sprzęt do dyspozycji na 2 godziny. Bierzesz z pełnym bakiem i z takim oddajesz. Kawa do jest z tego roku i nalatane ma jakiś 1500 km.
Jaki jest koń każdy widzi, ale dzięki temu że przyjechałem swoją cbf mogłem od razu dokonać porównania ogólnego looku. Zdecydowanie kawa ma więcej smaczków niż nasza honda. A to lusterka, a to sety pasażera, kiera clipon, fajnie pękaty bak, i zdecydowanie ładniej wyprofilowany tył motocykla.
Ale sam przód (światła, czacha) jak dla mnie zdecydowanie ładniej prezentuje się w cbf.
Dobra, to wszystko co powyżej napisałem to tym się nie jeździ :).
Osobiście uważam że tych dwóch motocykli nie można porównywać bezpośrednio. Imho kawa to jednak street ubrany w owiewki.
Pozycja za sterami mi bardzo pasowała, wydaje mi się że kiera jest bliżej kierownika, pozycja ciut bardziej pochylona,sety na podobnej wysokości jak w Hani. Co mi się nie podobało to umiejscowienie zegarów zdecydowanie są bliżej i niżej niż w cbf, więc nie miałem ich w zasięgu wzroki. Imho kontrolki i wyświetlacz mniej czytelny albo ja już mam kiepski wzrok ;).
Szyba tu kiepsko, cały wiatr przyjąłem na klatę, po mimo ustawienia na max - wskazany deflektor lub akcesoryjna. Czułem się jak w nakedzie. A i jeszcze siedzisko zdecydowanie twardsze niż w cbf i po 45 min dupsko mnie bolało.
Silnik i skrzynia bajka. Skrzynia precyzyjna klik, klik bajka, silnik wiadomo 140 kucy więc ciągnie jak popierdolony, nie wyczułem jakiś wibracji
(a te w CBF przy 5.5 występują), zero zadyszki ( w porównaniu do kawy CBF'a na górze dość). Wydaje mi się też że zdecydowanie chętniej wkręca się na obroty, fajnie reaguje na gaz. Generalnie jak odkręcałem to czułem się jakby startował samolot :). Jednostka napędowa to po prostu inny poziom adrenaliny. Samo prowadzenie motocykla zupełnie inne niż w cbf. Jak dla mnie trudniej go było położyć, ale jak się położył to naprawdę było czuć że idzie jak po sznurku. Pełna stabilność. Ale to pewnie wynika też z zupełnie innego ogumienia bowiem z tyłu jest 190/50. Również w jeździe na wprost z dużą prędkością było czuć stabilność tylko niestety napór wiatru na klatę psuł efekt. Z minusów to sterowanie sprzęgła za pomocą linki, jeżdżę sobie tak jeżdżę i tak sobie myślę sobie co mnie tak łapa lewa boli, a to przez te sprzęgło. Jak się przesiadłem na cbf to z kolei pomyślałem że się klamka urwała bo tak lekko chodzi ( w hondzie jest sprzęgło hydrauliczne). Hamulce też w kawie łapią lepiej i jakoś tak szybciej - choć kawa nie ma cabs :( (a może właśnie dlatego jest lepiej z hamulcem).
Generalnie jak znów usiadłem na cbf to czułem się trochę jak na rowerze :).
Jaki więc werdykt? Dwa zupełnie inne motocykle.
Póki co nie zamierzam zmienić, bo ciut zainwestowałem w cbf, (choć taki piec i ta skrzynia chodzą mi po głowie). A jak przyjdzie czas na zmianę to się wtedy zobaczy :). Następny do testów suzyki gsx-s1000 - podobna moc jak w kawie, ale lżejszy aczkolwiek brzydszy. może być ciekawie.
Fotki https://drive.google.com/folderview?id=0BwbAkgx6eH2QZE1CXzVVTmZRd0U&usp=sharing

2015-10-11 20:15:42 DominikNC

Udanego urlopu, ja liczę na relacje. Pozdrawiam!

  • Dodaj komentarz

Kategorie