Najnowsze komentarze
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
DominikNC do: oklejona chabeta
Cześć! Winszuję udanego sezonu. Je...
DominikNC do: Vespy z Rodos.
Co tam skuter. To jest blog motocy...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

05.06.2015 21:45

600 tki są dla leszczy

Pycha kroczy przed upadkiem : Zygzak i Ninja.

    Czasami natrafiam na bezimienne komentarze na necie, jakoby sześcsetki były motocyklami dla leszczy. Wiecie takie, że CBR 600 rr-ka jest może i dobra ale tylko dla kobiety albo, że mały Hornet nie idzie a Bandit 600N to w ogóle stoi w miejscu i nic nie robi. Jako, że jak już wczesniej wspominałem kocham wszystkie motocykle takie mądrości zawsze nasuwają mi szereg pytań bez odpowiedzi.

    Zastanawiam się za każdym razem kto to może stac za takimi komentarzami. Najprawdopodobniejsze wydają mi się trzy opcje. Jedna to osoby tak już objeżdzone, że rzeczywiście np. CBR-ka ze swoimi  120 paroma końmi przy masie 160 parę kilo, albo inny Fazer jest dla nich motocyklem zanudzająco słabym. Druga to ludzie, którzy coś tam planują w przyszłości kupowac ale jak już to będą próbowac od największej pojemności. A trzecia to zjeby, które na niczym się za bardzo nie znają, a kłapią dziobem na lewo i prawo i wypisują bzdety na forach. No chyba, że ta tytułowa opinia przeniosła się wprost z torowego środowiska, wtedy ma byc może większe uzasadnienie.

    Jesteśmy fajną społecznością. Hermetyczną, nieco tajemniczą. Machamy sobie łapkami, zagadujemy na stacjach, pijemy browary na zlotach. Ale muszę przyznac, że bardzo wielu motocyklistów ostatnio działa mi na nerwy. Generalnie z każdym rokiem trochę mojej niechęci przybywa, a troche podziwu ubywa. Nie jestem już aż tak fanatycznie wpatrzony w motocyklizm i coraz więcej aspektów dostrzegam jakby chłodniejszym okiem.

    Nie chodzi tylko o wygłaszanie mądrości jak ta z tytułu, które potem robią wodę z mózgu nowicjuszom. Wierzą potem w takie absurdy jak np. ten, że Fireblade jest w sumie przyjaznym i łatwym w prowadzeniu ścigiem, bardzo poręcznym. Poniekąd można zrozumiec taką logikę, no bo bo jeżeli da się ogarnac temat od razu i od razu bezpiecznie zapierdalac, to na cholerę komu słabszy sprzęt ? Jak tu na nim wyglądac na kozaka ? No i jak tu wyrwac fajną sztukę na taką padakę ?

     Tak naprawdę to każdemu motocykliście niezależnie od umiejętności powinno zależec dla jego własnego dobra, aby takie z tyłka wyjęte mądrości nigdy nie ujrzały światła dziennego. Ale są ludzie i ludziska, a splendor kusi. Przekleństwo człowieka na tym polega, że musi miec więcej niż mu potrzeba.

    Chodzi mi też o tych wszystkich pajaców, którzy robią realną wiochę na naszych drogach.

    Na przyklad ostatnio, dwa miasta dalej złapali kolesia. Uciekał na motocyklu bez prawka, ubezpieczenia i przeglądu. Finalnie roztrzaskał się na radiowozie. Miał 1,3 promila. Albo nastepny bohater rozjechał dziecko na pasach, leciał ponad sto pięcdziesiąt. Też nie miał prawka, a jego moto było trefne jak cholera.

    Ja sam nie jestem święty i także swoje mam za uszami. Między innymi jazdę bez uprawnień (mandat), zatrzymanie motocyklem niekwalifikującym się w świetle prawa do dalszej jazdy (konfiskata dowodu) , przekroczenia predkości (sporo mandatów) czy jazda motocyklem o niejasnych papierach i pochodzeniu (tu mi się upiekło). Czasem jeżdżę naprawdę szybko. Nie przyszło mi jednak nigdy na myśl zapierdalac bez wyobrażni na takim sprzęcie pełnym ogniem po mieście, albo wsiadac po kielichu na motor. Reguły można naginac, a nawet trzeba ale z konkretnym pomyślunkiem. W przeciwnym wypadku, raz się uda a raz nie. Jezeli uda Ci sie nie spierdolic nikomu życia, to na przykład wylądujesz albo w pace, albo pod ziemią, czy nie daj boże na wózku i w pudle jednocześnie. Zdziwiony, że jechałeś przykładowo sześcsetką, którą przecież powinien był ogarnąc pierwszy lepszy leszcz.

    Dlatego właśnie tacy goście(nie słyszałem żeby kobiety głosiły takie idiotyzmy) i ich głupkowate teorie oraz skrajnie nieogarnialne wyczyny coraz bardziej mnie irytują. To przez takich ludzie na stacji patrzą na mnie spode łba, jakbym zaraz miał zamordowac ich dziecko. A pały bezustannie ostrzą sobie na mnie zęby.To typowy przykład na to, że żle się dzieje jak motocykl i głupota ida ze sobą w parze.

    Albo taki koleżka, też ostatnio na jakiejś stacji. Dwadziescia parę lat, ale delikatnie lekkomyślny. Podjechał na R1-nie w tenisówkach. Okej, każdy jeżdzi jak chce i nie czepiam się butów, to akurat mam w pompie. Ale w jego motocyklu każda opona z innej parafi, a tylna łysa jak kolano i na moje oko strasznie hujowa. Zagaduję go o to, a on mówi, że spoko ma już ten motocykl prawie cały sezon i kupił już drugi taki komplet używanych i że tylko takie będzie kupował, bo taniej i nie żal spalic gumy od czasu do czasu. Łysa guma to pierwszy stopień do piekła.

    Jednak, jeżeli ktoś uparcie uważa, że sześcsetki są dla leszczy, no to cóż - nic nie mogę na to poradzic i zazdroszczę pewności siebie. Mam na razie po prostu inną opinię i inne spojrzenie na to zagadnienie

      A dzisiaj opowiem Wam trochę o motocyklu, który jak na razie jest moją najulubieńszą sześcsetką. Dotychczas był nią Bandit 600 N i właśnie CBR 600 RR, ale sytuacja uległa zmianie za sprawą wściekle zielonej Ninji ZX6R. Jejku, jak to zapierdala !

   Któregoś dnia przyszedł na maila newsletter z Kawasaki z zaproszeniem na dni otwarte pewnego salonu w centralnej Polsce. Normalnie odpuściłbym temat, bo jest to w odległości prawie trzystu kilo w jedną stronę. Jednak obecnośc w parku testowym słynnego Mordercy Hayabusy zaważyła na mojej decyzji. Mało który motocykl kusił mnie tak jak ten. Dodatkowo okazało się, że zaraz po nim wolna jest ZX6 R. Ucieszyłem się niezmiernie, ba na hasło Ninja krew szybciej krąży w moim krwioobiegu. Zadzwoniłem i dogadałem wszystkie szczegóły.

    Pojechałem sobie samochodem, bo szkoda mi było napędu i opon na jazdę ponad pięcset kilometrów prawie cały czas prosto po drodze ekspresowej. Poza tym nie chciałem sobie burzyc osądów pamięcią mięśniowa z mojego Zeta. Na miejscu byłem pierwszy, przebrałem się na pace wciągnałem jakąś kanapkę i dreptam niecierpliwie koło Zygzaka.

    Zygzak pierwszym wrażeniem po prostu zwala z nóg. Klasa premium. Motocykl jest przepięknie wykonany z dopieszczeniem każdego detalu. Użyto materiałów jak najwyższej jakości, jak w najlepszych włoszkach. Klamki, kapsle na widelcach, zegary, wszystko starannie wycacane i z najlepszych budulców. Po prostu klasa premium i tyle. Zygzak miał dodatkowo założony pełny tytanowy układ Akrapa z laserowo ciętym logo, trafiłem na najwyższą wersję Performance Sport. Stary, marketingowy chwyt znany z salonów samochodowych i zgrany jak mocno używany winyl.

    Pracownik pokazuje mi co i jak bla, bla, bla ale mało co go słucham. Odchodzi do kogoś innego, a ja odpalam sobie swój egzemplarz. Na prostokątnym wyświetlaczu krystalizuje się napis ZZR, a chwile po nim wskakuje  grożny bad look. Majsterszczyk. Od dzwięku sportowego  układu za parę grubych tysi sierśc jeży mi się na grzbiecie. Ponad 200 koni w rzędowej czwórce o pojemności 1441 cm. z takimi głosnikami musi pięknie grac i tak właśnie gra.

    Cieszę się, że wreszcie natrafiłem na motocykl do którego !!!idealnie!!! pasuje określenie ''masa znika po ruszeniu''. Ciężki w sumie bolid (265) kilo manewruje bardzo łatwo i posłusznie. Klamka sprzegła i biegi chodzą tak niewiarygodnie lekko, że mogą trochę uśpic czujnośc i dodac pewności siebie. Zwłaszcza, że pozycja przyjęta na Zygzaku jast wg. mnie bardzo wygodna i zarazem czaderska - z jednej strony siedzę zawodowo pochylony jak na rasowym ścigu, a z drugiej nic mnie nie gniecie ani nie uwiera. Wszystko mam pod ręką, jest po prostu kapitalnie.

    Wyjechałem na dwa pasy prawidłowo rozgrzanym motocyklem, i kontrolnie trochę odkręciłem... a wtedy zagrało 162nm momentu(sic) no i...

    O żesz kurwa, matko przenajświętsza ja pierdzieleeeeee...

    Szybko postanowiłem zatem ochłonąc trochę i znależc gdzieś miejsce do bezpiecznego odwinięcia w słabo znanym sobie mieście, a do tego czasu spokojnie  jechac przyglądając się Zygzakowi i jego zachowaniu. Już na placu zapiąłem najmocniejszą mapę zapłonu (full). Motocykl ukazuje taki moment, że jest on absurdalnie nieprawdopodobny. Jego zapas mocy budzi moje bezbrzeżne zdumienie. Mocniejsze uderzenie pulsu w prawym nadgarstku i  już wyrywa się do przodu jak smagnięty biczem. Fajnie, że jadę sam a nie znowu w jakiejś grupie z innymi motocyklistami. Wiele bym stracił, tak jak było na S100RR.

   Nagle są - trzy pasy przede mną, zero aut po bokach i zero z przodu. Redukuje na  dwójkę i daję na maxa w palnik. Powiem tak - oczywiście - spodziewałem się że będzie zapierdalał, ale nie spodziewałem się, że aż tak. Nie ma tak, że wskazówka obrotomierza mija połowe skali i zaczyna się wicher. On zaczyna się od razu i trwa, jakby miał trwac do końca świata i jeszcze jeden dzień dłuzej.

   Ryknęły rozwścieczone Akrapy i Zygzak zaczął przenosic mnie w przyszłośc tak jak rok temu Hayabusa, tylko jeszcze szybciej, brutalniej i nowocześniej. Jebnięcie było tak kurewsko potworne, że jeszcze takiego nigdy nie doznałem. Tego dnia zgrały się idealnie moc motocykla, ciepły, suchy asfalt i spory kawałek dobrej, długiej prostej. Bestia wyrwała do przodu jak startujący samolot odrzutowy. Ciąg był taki, że sprawia wrażenie jakby motocykl rzeczywiście miał zaraz wystartowac z obwodnicy wprost w bezchmurne niebo. No po prostu czyste szaleństwo. Jestem pewien, że w pewnej chwili załączyło się całe obiecane przez producenta 210 koni działające przy dynamicznym doładowaniu Ram Air. Trwało to pare sekund. Nie wiem ile miałem na blacie. Ponad dwieście ?

    Przy tych przeciązeniach pozytywnie odbiła sie wysoka masa motocykla. Takie coś musi pewnie siedziec na asfalcie. Kierowca poosłaniany jest uspokajającymi owiewkami, które doskonale chronią i dodatkowo usypiają czujnośc. Zygzak nie telepie się ani nie wykonuje dziwnych, nieprzewidzianych ruchów. Tylko kierownik siedząc na nim może wykonac jakiś nieodpowiedzialny ruch i zapomniec się na chwile, a to nie za dobrze wróży na przyszłośc.

    Teraz się uśmiejecie. Jeżdziłem godzinę, a porządnie odkręciłem tylko ten jeden jedyny raz. Potem już nie było jak, bo auta ciągle się gdzies koło mnie pałętały. Wolałem więc nie ryzykowac, bo już dobrze poczułem na czym siedzę. Nie chciałem wylądowac dwa metry pod ziemią, ani na ojomie tego pięknego, słonecznego dnia z cewnikiem boleśnie wpiętym w przyrodzenie. Wolałem trochę odpuścic. Oczywiście odkręcałem dalej i przyspieszałem piekielnie, ale wskazówka obrotomierza nie wykroczyła już nigdy za połowę skali :) bo jak mija połowe skali, wszystkie żarty tam się definitywnie kończą.

    Jak zajechałem spowrotem, wracajac z pierwszej tego dnia jazdy na placu zgromadziło się już sporo osób. Wszystkie gały wbiły się we mnie i Zygzaka, a wszystkie uszy rozpłyneły w magicznej ekstazie. Czułem się jak Jerzy wracajacy po pokonaniu ziejacego ogniem smoka. Bił ode mnie zielony blask mocy i chwały. Aż chciało się zerwac kask, rzucic nim o ziemię i krzyknąc...I kto tu jest de beściak ???!!!!  No kto ???!!! :)

    Teraz myślę jednak, na spokojnie na tapczanie, że nie chciałbym na razie zostac posiadaczem tego motocykla. To mogło by się dla mnienaprawdę  żle skończyc, również w kontekscie nowych przepisów, jak i pod kątem cmentarno-medycznym. Taka moc nie potrafiła by chyba mnie nie kusic. Bestia podstępnie usypia swoją łatwościa prowadzenia i niesamowitą kulturą pracy, jednoczesnie proponując używanie tego niezwykłego ciągu. A ja czasem lubię byc podatny na prowokacje, oj lubię...może już nie tak już jak kiedyś, ale jednak.

    Zlazłem z motora i poszedłem nalac sobię pysznej kawy. Sytuacja przypomniała mi podobną sprzed roku, kiedy jezdziłem Hayabusą i zaraz potem CBR-ka 600rr. Wtedy to CBR-ka zgarnęła pule zwycięstwa w kategorii radośc z jazdy, ale jej konkurentka była starsza i zmęczona życiem. Siorbiąc kawę zastanawiałem się jak będzie w tym przypadku. ZZR jest tak zajebistym motocyklem, że wydaje się iz żadna Ninja nie ma z nim w ogóle porównania w czymkolwiek. Że mało co może się z nim równac. Kolego Multistrada, Twój nowy sprzęt wyrywa z butów, ale to już wiesz. Jeżeli myślisz o zmianie wydechów - zaprawdę powiadam warto. Przypuszczam, że motocykl może radykalnie zmienic na nich swoje oblicze.

    Dopiłem kawę ze styropianowego kubka i szykuję się na wsiadkę na dużo mniejszą Ninję. Kiedyś pragnąłem dużych motocykli, teraz doceniam mniejsze. ZX 6R bardzo mi się podoba z wyjątkiem lakieru. Na zdjęciu, które cyknąłem na stacji wygląda soczyście ale w rzeczywistości jest trochę jakby bez głębi. Ot taka sobie zielonka. Nie ma się jednak co za bardzo czepiac - to jest motocykl sportowy i wiele osób jeżdzi takimi po torze. Owiewki często się demontuje i zakłada torowe, a potem sprzedaje moto jako funkiel nówkę na fabrycznych.

   ZX 6R jest wykonana z o wiele gorszych materiałów, a może to tylko wrażenie po bezpośrednim porównaniu z ZZR-em, który najwyżej stawia poprzeczkę.  Na pokładzie dziwne urządzenia typu laptimer i brak wskazania poziomu paliwa. Pokazuje tylko na ile wystarczy wahy. Ot motocykl sportowy, chociaż w wyścigach jeżdżą chyba raczej Ninje o pojemności 599cm, nie wiem jak tam z homologacją w klasie przy takim przelitrażowaniu. Podobno ta 636 uchodzi za lepszą na ulicę z większą ilością użytecznego momentu na dole i w środku.

   Swoim zwyczajem programuje najmocniejsza mapę oraz najsłabszą trakcje i siadam na moto. Na spłaszczonym baku widnieje dumne logo'' Ninja 30 th Anniversary'' - to model rocznicowy 2014 na trzydziestolecie konstrukcji. Pochylony nad połówkami Początkujący Motocyklista czyli Ja od razu czuje, że usiadł na prawdziwą miejską szlifierę. Jest twardawo i nieco bezkompromisowo. Silnik warczy szorstko a wokoł pachnie nowym motocyklem.

   Jak tylko wyjeżdżam na ulice widzę, że nie zasnę z nudy. Sprzęcik jest tak lekki i zwrotny, że prowadzi się jak przysłowiowe piórko. Mimo, że nie jest tak dopasiony, ani tym bardziej wygodny jak ZZR to od razu loguje się na nim jak na ulubionej zabawce. Najfajniejsze jest w nim to, że od razu po wyjeżdzie na asfalty można zacząc radośnie odkręcac. Ninja wyrywa ochoczo do przodu i co dziwne nie sprawia wrażenia po ZZ-erze, że jest rażąco słaba, wcale nie. Ten  niedostatek mocy nie występuje z prostej przyczyny - ZZR-a strach odkręcac na maxa, a Ninje nie. Suma sumarum w ruchu miejskim róznica się zaciera i prawdopodobnie przez większośc jazdy jeżdziłem dynamiczniej. Sporo czasu upłynęło, i wiele motocykli musiałem objeżdzic, żebym organoleptycznie zrozumiał, że dobry kierowca jest w stanie wyczyniac na sześcsetce w miescie, czy w górach prawdziwe cuda. O wiele bardziej spektakularne niż wydygany neofita na sportowym litrze. Wiem, że wygłaszam teraz straszne truizmy...ale mam tą radochę, że staram się sam sobie to wszystko sprawdzac, niejako na własnej skórze.

    W korkach oba te motocykle radziły sobie świetnie, przy czym wiadomo Ninja trochę lepiej ze względu na niską masę. Ja zawsze muszę się przyzwyczajac na sportach do lusterek zamocowanych daleko z przodu na owiewce. Nie raz bym przytarł :)

    Osobiście jestem przyzwyczajony do wyższego momentu obrowowego. Jeżdżę teraz na 110 niutkach a Ninja miała koło 70nm. Z jednej strony słabszy dół, ale z drugiej większa radośc przewidywalnego kręcenia górą. Jadąc Ninją miałem wrażenie, że przyspieszam niezwykle rasowo, sportowo bez obaw, czy ponurych rozkminek. Szpula i ogień. Że ogarniam i to ogarnięcie daje kapitalny zastrzyk pozytywnych emocji. Światła, jedyna i petarda. Zabawa, radośc, niczym nie skrępowane endorfiny. Tak cieszyłem michę skakając między samochodami, że na jakiś światłach po otwarciu szybki, zaczerpnąłem asfaltowy zapach rozgrzanego miasta i pomyślałem : kurcze, ale zajebista jazda...taka właśnie, jaka powinna byc.

    Poza tym ten motocykl stworzono także do tego, żeby nim skręcac i to skręcac na maxa. A ja uwielbiam skręcac. Kładzie się nieprawdopodobnie, ale wiadomo zupełnie inaczej niż mój Zet 1000. Pokonywanie zakrętów z większą prędkością wymaga jeszcze większego skupienia i umiejętności. Musiałbym wdrożyc poprawki :)

    Żeby nie było wątpliwości - Ninja ZX 6R nie jest słabym motocyklem. Model na rok 2014 waży gotowy do jazdy 192 kilo, ma około 131 koni mocy i sporo się na nim dzieje. Uważam, ba nawet jestem święcie przekonany, że taki motocykl powinien zupełnie zadowolic kogoś, kto przejeżdził powiedzmy dwa sezony na przykład na CBF 600, albo SV-ce 650. Wiem, że to ciężko przetłumaczyc, komuś kto się uprzejak wół na tysiąca. Ja sam chciałem od razu kupowac Bandita 1250 . Tak samo obawiałem się, że szybko mi się znudzi i będzie lipa. Trochę mi zajeło zanim zmądrzałem. Teraz z całą stanowczoscią mogę powiedziec, że taka Ninja nawet teraz to na razie w zupełności by mi wystarczyła, bo uwielbiam małe, zadziorne sporty. Spokojnie mógłbym się teraz przesiąśc, gdyby ktoś na przykład zaproponowałby mi korzystną finansowo zamianę.

    Jak już tak pojechałem z wyznaniami, to jeszcze znowu dodam, że Hajka, Zygzak, czy Dwunastka są dla mnie za mocne i większosc tej mocy przez wiekszosc czasu leżała by w szafie. Okej, jeżdziłem nimi, zapierdalałem do odciny, dawałem radę i mógłbym zgrywac nie wiadomo jakiego kozaka. Ale nie w tym rzecz, nie na tym to polega. Na razie prawda jest taka, że nie są to motocykle dla mnie. Może kiedyś będą a może nie, to się jeszcze zobaczy. Minął pracowity rok, trochę pojeżdziłem, popróbowałem nowych rzeczy a w sumie to niewiele się zmieniło w mojej ocenie. Albo one są dla mnie absurdalnie za mocne...albo ja generalnie jestem jeszcze na nie za cieńki.

    Aby jednak nie było aż tak różowo i cukierkowo, to na ZX 6R szybko zaczął mnie bolec prawy nadgarstek. Nie ma co ukrywac - robię postępy na plastikach, ale nie mam jeszcze wypracowanej pozycji, nie znam wszystkich myków. Trzeba pracowac ciałem podczas hamplowania, nie to co u mnie, że siedzisz sobie i nic nie robisz. W Ninji ciało leciało do przodu i na nadgarstki działała spora siła. Jaja i brzuch gniotły się o bak. Zwłaszcza, że cały czas gwałtownie przyspieszałem i nagle hamowałem. Do tego stworzony jest ten motocykl. A hamulce to ma piekielnie skuteczne. Cała ta wyścigowa technologia może poważnie zrujnowac konto - nowa ZX6R kosztuje 49 tysięcy złotych. Trochę dużo, jak na sześcsetke.

    Kiedyś oglądałem wywiad z gościem, który powiedział, że nauka efektownej jazdy na motocyklu typowo sportowym zajmuje trzy sezony. Trzy ? pomyslałem wtedy, tak długo ? A teraz mam rzeczywiste porównanie jak trzeba nauczyc się pracy ciałem na plastiku w porównaniu np. do mojego Zeta. To dwa rózne światy i dwie rożne koncepcje.

    Ninje odstawiałem z żalem. Chętnie pojeżdziłbym jeszcze parę godzinek. Dokładnie powtórzyła się sytuacja z przed roku - Hyperbike zachwycił, ale nie dał tyle nieopisanej radości z jazdy, bo kazał czuwac i byc w pogotowiu. Zygzak jest sprzętem absolutnie wyjątkowym ale nie na moje ogarnięcie i nie na styl w który chciałbym aby ewoluowało moje jeżdżenie. Na Ninji fantastycznie się czułem czy to jadąc, czy stojąc na światłach, lub tankując ją na stacji. Zrosłem się z nią błyskawicznie. Ten typ motocykla jest taki mocno skrojony pode mnie zwłaszcza gabarytowo. Polubiałem lżejsze motocykle, bo sam wążę 79 kilo przy wzroscie 178cm. Motor, to nie tylko jazda, to też parkowanie, przepychanie, cofanie, lawirowanie pod dystrybutorem i kupa innych rzeczy. Cenię ostatnio porecznośc i wygodę. No ale cóż, żeby wyrabiac sobie poglądy i nawyki warto poznawac jak najwiecej motocykli. Jeżdzic jak najwięcej. Reasumując ciężko upatrzyc sobie fajny motocykl w katalogu, kupic nówkę po krótkiej jeżdzie w salonie i oczekiwac, że to bedzie idealny zakup, dający radośc przez kolejne pięc lat. Motor to nie auto.

    No więc co teraz Panie i Panowie...chyba nadszedł czas na absolutną klasyke, co ? Na lekko wyświechtane, stare ale jare pytanie o sens. Zatem, czy uważam, że sportowa sześcsetka na przykład tak wściekła maszyna jak Ninja ZX6R 636 nadaje się na pierwsze moto ?

    Nie wiem, ale chyba wszystko się nadaje. Pytanie tylko jaki to ma sens, jakie są plusy i minusy. Sporta kupuje przeważnie osoba, która chce kupic sporta. Alternatyw nie ma w tym wypadku za wiele. Można kupic starszego, cięższego i zarazem słabszego przecinaka. Można też kupic jakąś 250-kę lub 300-tkę, jak mała Ninja. Ciężko coś sensownego tu powiedziec, temat jest delikatny. Wiadomo, że społecznośc sportowa jest mocno zorientowana na osiągi i tam się naprawdę sporo wydarza. Na motocyklu stricte sportowym o wiele ciężej nauczyc się szybko i dobrze jeżdzic. Głowa jest niżej, gorzej widac w korkach, do tego dochodzi dosyc wymagająca pozycja, praca ciałem i duża moc. Takie stresowanie samego siebie zbyt mocnym motorem, trochę kłóci się z moim pojęciem motocyklizmu. Oczywiście, jest wielu ludzi, którzy błyskawicznie połapią o co chodzi i wtedy jakby nie ma tematu.

    Widac teraz jak na dłoni, że warto było posłuchac mądrzejszych kolegów, a nie ględzenia, że sześcsetka będzie od razu za słaba i szybko się znudzi. Zakup nie za mocnego i nie za nowego motocykla był strzałem w dziesiątkę. A potem najfajniejsze co może byc, czyli radosne pięcie sie w góre pojemności.

    A co do litrów i całego tego patetycznego pierdolenia, które i mnie się czasem zdarzało powtórzę zdanie, które ostatnio w Polsce stało się bardzo modne.

    Pycha kroczy przed upadkiem.

Komentarze : 14
2015-06-15 13:41:23 tosyu

nic nie sugeruję wale warto zerknąć na raport Hurta z `70tych

https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_findings_in_the_Hurt_Report

punkt 12

tylko mnie nie linczujcie, ja akurat jestem 100% zielony :D

2015-06-15 10:52:08 Katje

Left, tyle myślisz o tych wściekle zielonych Kawasaki, że sam się zielony z tego zrobiłeś. :P
Kolego na xjr, dlatego left nie ocenia po pozorach, tylko podchodzi i zagaduje, i dowiaduje się, że kolega na R1 nie zakłada lipnych opon tylko na wypad na stację, tylko na co dzień na takich jeździ. :P

2015-06-14 23:21:55 Podpis nie zarejestrowany

Czytam riderbloga od poczatku i choć początkowo Twoje artykuły lekko mnie w jakiś dziwny sposób irytowały, tak teraz czasem zaglądam na "ścigacza" specjalnie żeby sprawdzić czy napisałeś cos nowego. Tak trzymaj left 4 dead!
Wiem, że się nie powinno, ale mi np. się zdaża podjechać na stację w koszulce, krótkich spodenkach i trampkach. Najczęściej wtedy, jak zabieram żonkę na przejażdżkę - zanim ona się poubiera przygotuje itd. to ja zdążę pojechać właśnie na stację, wrócić, wypić kawę i się porządnie ubrać :) Tylko ja na stację - ostatnią na wylocie z miasta wojewódzkiego - z domu mam 700m, i to boczną, prawie że na własny użytek drogą. Ja sobię na luzie tankuję, a że stacja na wylocie często wpadają ekipy motocyklistów i co widzą? Gościa w trampkach na xjr 1300. Także nie generalizujmy. Każdy jeździ na własną odpowiedzialność. Debile i tak nie zrozumieją po co wydaje się na ciuchy często połowę tego co na moto.
Trzymajcie się asfaltu.

2015-06-11 18:21:13 left 4 dead

rafalvvv, w żadnym wpisie ''zieloności'' nie ukrywałem, a ten konkretnie materiał sporo ironizuje na temat ''mądrości z neta''. Tak więc jakby to powiedzieć - Ameryki nie odkryłeś, no chyba, że czegoś tu nie zrozumiałeś...koleżko

2015-06-10 17:34:24 rafalvvv

Ja sobie myślę koleżko że jesteś zielony i wypisujesz dyrdymały. Trochę "mądrości" z neta, trochę zasłyszanych frazesów i generalnie bicie piany.

2015-06-10 15:06:27 multistrada

Co napiszę będzie subiektywne, bo to będzie moje (-; Nie jeździłem nigdy 600-kami, więc się nie wypowiem, bo od razu z 350 cm3 przesiadłem się na litra. Ale tym litrem 2 razy zaliczyłem asfalt, więc chyba odpowiedź jest jasna jak słońce, zrobiłem błąd i gdybym mógł cofnąć czas, byłaby po drodze jakaś 600 czy tam max 750-ka. Ale czasu nie umiem cofnąć, więc cieszę się że żyję i tylko blizna na ręce jest efektem tego błędu i braku pokory. Gdy widzę jednak kolesi na plastikach w t-shirtach, krótkich spodenkach i bez rękawic mknących 100 km/h przez miasto, bark mi słów. Czasem ich nawet zagadam, tak jak Ty tego kolesia od R1, niestety jak kamień w wodę, szkoda gadać. A co do jej wysokości Zygzaka, to chyba wiadomo... (((-:

2015-06-10 10:17:01 Katje

SZAJSETKI mój drogi, SZAJSETKI...
Uśmiać to ja się uśmiałam z opisu jak odkręciłeś manetę. "O żesz kurwa"
Na sześćsetkach to się teraz prawo jazdy zdaje, więc może stąd wniosek, że od tego się zaczyna i że to dla żółtodziobów.
Ja uważam, że są motocykliści i są debile jeżdżący na motocyklach.
Co do komentarzy w internecie to nie warto się nad tym zastanawiać. Siedzi jakiś zakompleksiony, znudzony człowieczek i pisze jakieś bzdury, żeby kogoś sprowokować i mieć radochę.
Jeśli kupię sobie kiedyś taki jebutny motocykl, to chociaż będzie taki plus, że jaja mi się nie będą gniotły o bak. :P

2015-06-09 11:36:32 mufka

no bo 600rr to faktycznie dla kobiet albo krasnoludków, jechać tym nie idzie, bo się cały czas kolanami o asfalt szoruje

2015-06-08 23:01:34 tosyu

* trampkowcem

2015-06-08 23:01:16 tosyu

Miałem ostatnio taką przyjemność bezpośrednio z tramkowcem. Ja wiem, ja mam kat. B, jeżdżę cbf125, wtedy ~105 na zegarze, ósme poty z silnika, wielu uważa pewnie że jeżdżę skuterem, ale k....a mać, żeby specjalnie (chyba) mi musnąć na lewo od lusterka przy ogromnej prędkości (różnica prędkości była miażdżąca) to już trzeba mieć nie po kolei w głowie. Często patrzę w lusterka, ale gość mnie i tak zaskoczył totalnie. Wystarczyło bym lekko się wychylił bliżej linii i oboje bylibyśmy martwi. Nie zauważyłem co to za moto, nie widziałem rejestracji (lekko się wystraszyłem) ale to co zauważyłem to jedynie kask, bluza dresowa i łysa kostka wystająca z trampek.

2015-06-08 20:13:24 Marek M

Z Klurikiem także, mądrze chłopaki powiadają :)

2015-06-08 20:11:53 Marek M

Zgadzam się z Siturkiem :)

2015-06-08 15:43:30 sirturek

Motocyklista to tyle znaczy co osoba jeżdżąca motocyklem i nic więcej. W tej grupie masz całe spektrum społeczeństwa. To nie subkultura punków czy hipisów, że można by było się spodziewać określonych wzorców i światopoglądów.
Niestety w naszym społeczeństwie jest masa buraków, chamów i debili, także muszą też być tacy motocykliści.

2015-06-08 08:12:06 klurik

Lubię te gorące dni, takie jak wczorajszy, kiedy wyjeżdżają goście na litrach w szortach i podkoszulku ;) Jak się rozpierdzielić to z klasą ;)

  • Dodaj komentarz

Kategorie