Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

01.08.2014 16:58

Bandit z klapniętym lusterkiem.

...bandita z cofniętym licznikiem przygód ciąg dalszy.

   Pewnego razu tutaj, na blogu się pojawił wpis o panu Kaziu, który ogólnie żle oddziaływał na motocykle. Psuły się , kaprysiły i nie chciały jechać. Mój tata z kolei, radiotechnik powojenny mawiał, że już dawno temu znane były przypadki osób, które sama swoją specyficzną aurą potrafiły zakłócić działanie fal radiowych i żadne sprzęty nie chciały się z nimi dogadać. Tak się akurat składa, że znam takiego gościa. Co więcej, sprzedałem mu nawet mój pierwszy motocykl. Tym razem jednak trafiła kosa na kamień, bo Bandit - motor ciężki do zabicia walczy twardo i się nie poddaje.

   Zastanawiałem się jak naszkicować tego wpisa, żeby nie było, że obrabiam dupę kumplowi. Nie taki jest mój zamysł - każdy człowiek dba o jeden aspekt życia bardziej, a o inny mniej. To najzupełniej naturalne. Ktoś może przyjśc do mnie i powiedziec, że mam syf w domu. Będzie miał rację, gdyż ja bardziej dbam o maszyny a nieład w mieszkaniu mniej mi przeszkadza niż niedokręcona śrubka w motocyklu. Mam taką shizę, a ktoś inny będzie miał inną i trzeba to uszanować. Mam jednak nadzieję, że K. popełnia tylko zwykłe błędy świeżego nowicjusza. Ja ich akurat nie popełniałem, byc może popełniałem inne, ale to dlatego, że jestem mocno zryty na punkcie motoryzacji. Nie wymagam, żeby ktoś był poryty tak jak ja, po prostu postaram się obiektywnie opisać dalszą historię pewnego motocykla. Bardzo dobrego motocykla.

    Tak się złożyło, że mój znajomy kupił ode mnie mój pierwszy motocykl. Było to w lipcowy weekend zeszłego roku. W piątek pojechałem z pasażerem w góry na imprezę firmową. Następnego dnia po południu, po tym jak wróciłem już do świata żywych po standartowym pijactwie i hulance ruszyłem prosto do niego zawieżc motocykl - dystans jakieś 200 kilometrów, przez piękne, górskie okolice. Moja ostatnia trasa Banditem, ale ja nie byłem smutny - miałem już na parkingu swój drugi motor - Kawasaki Z 750. Nie będę dalej wnikał, dlaczego sprzedałem wychuchanego Bandziorka bo wszystko jest we wpisie pt. "Bandit z cofniętym licznikiem"

    Suzuki Bandit 600 został sprzedany z przebiegiem 34700km na liczniku, ale z jakim w rzeczywistości, tego nikt nie wie. W momencie sprzedaży motocykl prezentował się wyśmienicie. Wyglądał jak zadbany klasyk i każdemu się podobał.Czarny,błyszczący, wypolerowany metal, lśniące chromy, białe migacze i biała lampa wszystko fajnie wycackane. Prawdziwy motocykl.  Motur.

   Ten stan rzeczy wkrótce uległ zmianie.

    Pierwszy telefon od K. dostałem z informacją, że Bandit nie odpalił na parkingu. K. pojechał tam z mechanikiem po jakimś czasie i uruchomili motocykl jakby nigdy nic. Druga awaria miała miejsce, kiedy mieliśmy wspólnie jeżdzic po jurze krak-częst i K. nie dojechał na miejsce spotkania. Stał na poboczu gdzie akumulator padł wyczerpany. Uruchomiliśmy motor na pych i wkrótce doładował się na trasie. W międzyczasie pogłębił się problem z oponami, które były już słabe i zaczęło trzepac kierownica - więc K. rzetelnie wymienił je na nowe. To był w dniu sprzedaży jedyny kiepski element tego motocykla.

   Potem  mojego  kolegę spotkała przykra niespodzianka póżnym wieczorem na totalnym zadupiu. Motor nagle zaczął zwalnić po czym zatrzymał się bezsilnie. K. zostawił go więc pod jakimś sklepem i wracał do domu parę godzin odrapanymi pekaesami. Rano, tak jak porzednim razem podjechali z mechanikiem i znowu motocykl odpalił bez interwencji. To, że K. zalewa Bandita podczas odpalania tego już się domyślałem, ale zalanie w trasie, hmm.. wytłumaczenie może być tylko jedno - jechał cały czas na ssaniu.

   Innym razem spotkaliśmy się na maku na kawie i mieliśmy jechać pojeżdzić do Czech. Wychodzimy, a Bandit - cisza. Zerkam na przełacznik świateł...nie zostały zgaszone. Mówię - przyjacielu zalewasz regularne motocykl i wyładowujesz mu akumulator. Masz szczęście , że świece w nim jeszcze działają.

   Mijał jednak czas a ja ucieszyłem się, bo znajomy zaczął robić postępy i sprawy jakby przycichły. Raz tam wracał gdzieś z okolic Sieradza i mu rura od tłumika odpadła, ale tak to awarie się uspokoiły i zbliżał się powoli koniec sezonu. K. pojechał jeszcze na samotną wyprawę na Węgry, potaplać się w gorących żródłach a ja w trwodzę oczekiwałem telefonu od niego - ta trasa przebiegła jednak bez niespodzianek.

    Ogólnie powiem, że K. dosyć dobrze jeżdzi motocyklem. Bałem się trochę, że od się razu zabije gdyż autem zapierdala jak wariat, ale jak zauważyłem to goście, którzy wsiadają na swoje pierwsze moto po trzydziestce, a dużo jeżdżą też samochodami ogólnie ogarniają dosyć bezwypadkowo. Nie łoją już tak bezmyślnie i widzą jak dynamicznie zmienia się sytuacja na drodze przewidując zachowania innych kierowców.

   W tamtym sezonie jeszcze raz widziałem Bandziora. Tłumik, który poprzednio odpadał został zamocowany własnoręcznie przez K , ale...do góry nogami, bo nalepka Dominator była na dole. Był to wtedy w mojej ocenie najbardziej brudny motocykl w mieście. Trochę może nie była to tylko wina znajomego, bo parking na którym trzyma Bandziorka ma nawierzchnie szutrową i strasznie się tam kurzy. Do tego reflektor pokrywało kilka generacji zmiażdżonych owadów. K. natomiast poważnie i obficie podszedł do tematu smarowania łańcucha tak więc lewa strona tyłu motocykla pływała w brudnej mazi. Popytałem trochę o wymiany,  i okazało się , że temat jeszcze nie został ruszony. Do końca sezonu Bandit przekroczył termin wymian oleju i filtrów, oraz synchronizacji zaworów o ponad 3 tysiące kilometrów. To bardzo niedobrze. Motocykl ma obroty i musi się smarować. Do tego wiadomo, to olejak więc olej ma też funkcję chłodzącą. Mam zajoba na punkcie regularnych wymian, bardziej niż w samochodach bo wiadomo - tu na jednym oleju chodzi silnik, skrzynia i sprzęgło..ale cóż, Bandit dał sobie i z tym radę.

   Jadąc na zimowanie do garażu K. zaliczył pierwszego niegrożnego szlifa na twardej, zmarzniętej ziemi. Crashpady, które założyłem uchroniły go przed poważniejszymi uszkodzeniami, niemniej jednak tłumik trochę się wgiął a crashpad przytarł. Potem motor odstawiony został z tym zasyfiałym starym olejem na zimę. Trudno.

   Na wiosnę czekałem niecierpliie na wieści z odpalania Bandita. Oczywiście nie odpalił. Wielokrotnie rozładowywany akumulator mimo, że K. prawidłowo zabrał go do domu w końcu padł. Kolega kupił więc  nową baterię i zaczął swój drugi sezon. Chwilę póżniej skończyły się klocki z tyłu i o mało nie zerwał się łańcuch.

   Ten łańcuch zdziwił mnie z tego wszystkiego najbardziej zakułem bowiem 5 tyś km wcześniej nowego podwójnie wzmacnianego DID'a. Mechanik powiedział K. że to z powodu Motula Road Plus, którym łańcuch był smarowany. Że to kiepski smar i się klei. K. nie lata na kole i nie pali gumy  nie rusza też jakoś szczególnie dynamicznie. Moim zdaniem możliwe, że zbyt obficie  psikał ten łańcuch na co osiadał ciągle gęsty kurz z parkingu, wobec czego mogła się tam wytworzyć trąca maż na ogniwach i oniwa zaczęły się zacierać. Innego wytłumaczenia nie widzę, nie mam pojecia co mogło się stać takiego z prawie nowym DID'em.  K. od razu go wymienił na najtańszy z Allegro (zostawiając niestety stare zębatki), a także w końcu wymienił też olej, filtry i zrobił zawory. Zaczał powoli marudzić, że coś kiepski i kosztowny ten motocykl a miało być tak pięknie.

   Wkrótce potem Bandit znowu nie chciał dać się uruchomic..tym razem posłuszeństwa odmówiły świece skatowane i przemęczone ciągłym zalewaniem. Nie były zbyt stare, bo ja wymieniłem je wcześniej, ale umarły w końcu śmiercią tragiczną.

    Ogólnie miałem to szczęście, przejechać się swoim pierwszym motocyklem po czasie, pocieszyć się, porównac itd. Dwa tygodnie temu byliśmy wspólnie na Harley On Tour polatać testowymi czoperami. Uwierzcie mi, jak zobaczyłem Bandziora to myślałem, że się rozpłaczę z żalu jak małe dziecko.

    Motor był taki brudny jakby wrócił z wyprawy do okoła świata, co K. też sam przyznał. Po prostu nie lubi czyścić i polerować pojazdów czego jest radośnie świadomy. Szanuję to, nie potępiam, po prostu relacjonuję. W miejscach zeszłorocznego szlifa zalęgła się podstępna rdza a naklejony na zadupku napis Bandit do połowy odklejony powiewał na wietrze. Crashpad zdarty, tłumik wgnieciony, zamontowany do góry nogami. Estetyczna katastrofa. Albo inaczej...teraz nie wyglądał już jak wycackany klasyk, tylko jak zakurzony, dzielny podróżnik, zdyszany milionem zrobionych kilometrów. Tego się trzymajmy.

    Bardzo, ale to bardzo ucieszyłem, że się znowu przejadę moim pierwszym motocyklem ... i powiem tak, mogłem nie jechać, bo się tylko zdenerwowałem.

    K. ma toporny sposób uruchamiania motocykla.Widziałem to na własne oczy - moje serce się przy tym krajało a hemoroidy roniły krwawe łzy. Odciąga on bowiem ssanie na maxa i odpala fundując zimnemu silnikowi od razu maksymalne obroty. Niezależnie od temperatury zewnętrznej. Jakby nie patrzeć, zachodzi wtedy zjawisko pałowania na postoju.

    Zamieniamy się zatem i K. ciśnie z przodu moim Zetem a ja jadę za nim. Oddala sie szybko, bo ja jestem tak oniemiały tym co się zaczyna dziać że nie umiem sie skupić na jeździe. Od samego bowiem ruszenia z okolic lampy i zegarów dochodzi głośnie dzwonienie i brzęczenie. Uwierzcie mi jest strasznie głośne i irytujące i trwa cały czas podczas całej skali obrotów i przy każdej prędkości. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie słyszałem w żadnym motocyklu, a jeżdziłem już paroma zdechłymi strupami.

   Jak już trochę ochłonąłem gonię znajomego. Błyskają stopy Zeta, K widzi, że ja zostaje mocno w tyle. Rozpędzam się zatem, spoglądam w lusterka, a tu... co to ? W prawym nie widzę jezdni z tyłu, tylko logo na mojej kurtec SPIDI !. Dzieje się tak dlatego, że lusterko jest tak totalnie rozkręcone że aż kręci się swobodnie w koło. Jedziemy dalej, pierwszy przejazd kolejowy głośne ŁUUP! dochodzi z pod motocykla...to już mocno rozciągnięty łańcuch chyba wali o wahacz.

   Co do działania hamulców, skrzyni i silnika nie mam jednak żadnych zastrzeżeń. Potwierdzam to co mówią inni użytkownicy : te elementy w Bandicie są pancerne. Biegi wchodziły cicho i precyzyjnie, mimo zaniedbań serwisowych. Hamulce w porównaniu z moimi dają radę, chociaż tył działa trochę zero-jedynkowo. Silnik pracował równiutko, gładko rozwijał moc, nie krztusił się, nie zamulał, nie dławił. A gażniki nie były przez nas nigdy regulowane. Dziwi mnie tylko to dlaczego K. jeżdzi z obrotami wolnymi ustawionymi na 2000rpm. Ale nie grzebałem mu tam, powiedziałem tylko żeby je czym prędzej zmniejszył i jeszcze nasmarował zawias stopki bocznej bo otwiera się ciężko i ze zgrzytem. Oraz wyregulował klamkę sprzęgła bo dostała strasznego luzu.

   Tak to wygląda z tym moim Banditem. Nie zrobił u kolegi jeszcze dużego przebiegu, bowiem jak nim teraz śmigałem miał na liczniku 40200 km. W momentach kiedy jechałem za nim, patrzałem uważnie na tłumik i powiem, że nic nie kopci. Aż dziwne, ale ani dymka nie puścił. Zwróciłem także uwagę K. na łańcuch. Tak się zniechęcił do smarowania, że nowy łańcuch był kompletnie suchy i znowu rozciągnięty.

   No i to by na razie było. Nie czepiam się znajomka, bo po prostu nie ma jeszcze doswiadczenia i drygu, a na tym motocyklu uczy się podejścia do tematu. Pomagam mu jak mogę tylko, że mieszkamy dosyć daleko od siebie i tu jest problem. Napisałem to wszystko, żeby pokazac jak solidnym i trwałym motocyklem jest Suzuki Bandit 600 N z 2000 roku. Jak by nie było ten sprzęt ma już 14 lat, nie znaną historię a potrafił dzielnie stawić czoła dwóm (albo nie wiadomo ilu wcześniej) początkującym motocyklistom.

   No a potem znajomy wyjechał do pracy za granicę i Bandit przestał jeżdżić. Podobno stoi w garażu już cały rok a teraz idzie zima, węc postoi jeszcze dłużej. Czy będę miał okazję jeszcze nim pojeżdzić - wątpię. K wspominał, że zabierze wkrótce motocykl do siebie i Bandit opuści nasz piękny kraj. Trochę szkoda, bo...cóż to był za sprzęt...to był najpiękniejszy Bandit w Polsce.

Komentarze : 1
2014-08-03 20:30:13 Kokomą

Zasuwa

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Bandzior po roku.
[zdjęć: 1]

Archiwum

Kategorie