Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

04.09.2015 21:45

Jeżdziec bez głowy.

    Grzmot narasta, odbija się w wąwozie rozgrzanego miasta, potężnieje. Spływa ze wzgórza nad Teatrem, wciąż wbrew logice nabiera swojej mocy. W miejscu, gdzie powinien już słabnąc i tracić na intensywności - on nie ustaje. Dzisiejszym ciepłym, lipcowym wieczorem, którym rozleniwione rodziny z wózkami niespiesznie spacerują wzdłuż głównej ulicy, gdzie rowerzyści dzwonią dzwonkami a małe dzieci podskakują z balonikami nikt specjalnie nigdzie się nie spieszy z wyjątkiem jego - rozpędzonego kształtu, który spada z góry na zrelaksowane letnim upałem miasto.

    Siedzę na motocyklu suchym jak wyschłego morza brzeg celując pistoletem do pustego baku i zastanawiam się czy zdąże odgadnąc istotę tego rozpędzonego kształtu, czy też minie mnie w szaleńczym pędzie zmuszając zaskoczonych przechodniów do ewakuacji i skręci gdzieś w sobie tylko znanym kierunku. A może zrobi mi tą przyjemność, nawróci na rondzie i też podjedzie do wodopoju, napełnic swoje trzewia życiodajną substancją.

   Ryczący grzmot wybiera trzecie rozwiązanie - nowe, zupełnie nieoczywiste. Wytraca gwałtownie zabójczą prędkośc, po czym skreca w lewo, pod zakaz i jadąc przez chwilę pod prąd wjezdża na stację pod dystrybutor, staje naprzeciw mnie. Chwilkę miga kierunkowskaz białą żarówką spod potłuczonego i oklejonego taśmą pomarańczowego klosza a potem jeszcze krótki moment dudni poteżny silnik wydmuchując spaliny przez pognieciony wydech oznaczony nie za bardzo już czytelnym fragmentem żółtej nalepki z napisem Vince.

    Wlewam wolno swoje paliwo przyglądając się z ukosa przybyłemu jeźdzcowi, benzyna wiruje w baku i parę kropelek rozpryskuje się na glębokiej czerni.Ciepły wiatr zamiata po betonie pogiętymi paragonami i niczego ciekawszego niz przybyły biało-czerwony motocykl tutaj nie ma. Motocykl z prakrycznie zdartym prawie całym prawym bokiem, na którym ledwo można odczytać wtarte w stary plastik dumne,  czerwone oznaczenie YZF.

    Tymczasem przybyły z nienacka jeżdziec w integralnym kasku przesuniętym niedbale na sam czubek głowy, jak to mają w zwyczaju nosić nastoletni kierowcy skuterów rozpoczyna tankowanie. Stygnąca maszyna cyka rytmicznie kapiąc na beton płynem chłodniczym i roztaczając wokół specyficzny zapach. Zapach ten często czuję u nas na bazie spacerując obok zajechanych na śmierć, starych samochodów które dopiero co wróciły z dalekiej trasy. Smród przepracowanych smarów, głębi czarnych kanałów naprawczych i zbliżającej się mechanicznej agonii.

    Mimo, że zaczął pózniej, nalewanie kończymy razem. Na nowiutkim, bielutkim dystrybutorze kontrastującym ze zmęczeniem przybyłej maszyny z końcówki zeszłego wieku wybija należność - piętnaście złotych polskich. Niski, chudy jak patyk jeżdziec schodzi z potężnego motocykla i z dziwnym zacięciem wymalowanym na pokrytym kłębkami jasnego zarostu, dwudziestoletnim z grubsza obliczu śpiesznym krokiem udaje się do kasy. Rozpina do pasa nieco za duży, skórzany kombinezon, który zabawnie zwisa mu w kroku i szybkim ruchem sciąga kask z czubka głowy. W jego poczynaniach jest jakieś niejasne napięcie, nerwowośc objawiona zamaszczystymi, szybkimi ruchami. On nie patrzy na mnie ani przez sekundę, idąc błądzi swoim wzrokiem po brudnej, zatłuszczonej ziemi.

    Udaję, że coś jeszczę grzebie przy swoim motocyklu ukradkiem kierując ciekawskie spojrzenie na cykający gniewnie kształt, rejestrujac jego nietypowe detale. Okrągłą wyrwę po ramieniu prawego lusterka, które niegdyś tam było, starty karter z olejowym zapoceniem do okoła i tablicę przybitą do spodu zadupka tak czarną, że już zupełnie nieczytelną. No i ten zapach - otacza brudną, zakurzoną maszynę jak grobowy całun.

    W wejściu do kas ja i młody jeżdziec prawie się mijamy. Trzyma w dłoni do połowy nadjedzonego hot-doga, którego wielkie kęsy przeżuwa szybko i niedokładnie. Duża, krwawa kropla keczupu spada na sprany czarny tiszert i wisi tam jak groteskowy medalion kiedy motocylista w pośpiechu przechodzi tuż obok mnie.

    Gdy płacę za swoje paliwo rozrusznik nowo przybyłego bezskutecznie kręci silnikiem a motocykl trzęsie się, próbując ożyć. Widoczna przez sklepową szybę zniecierpliwiona postać majstruje coś na konsoli, ponawia próbę. Kiedy szybkosć kręcącego startera zaczyna niebezpieczne zwalniać maszyna nagle budzi się do życia. Podchdząc do swojego motcykla słyszę jak ledwo ożywiony silnik pod sąsiednim dystrybutorem próbuje zgodnie pracować wszystkimi swoimi cylindrami. Prycha, parska przez chwilę jakby się poddaje, jakby na ułamek sekundy ustaje w trudach.

    Siadam wygodnie zgadując, czy zaraz nie czeka na mnie pchanie tego przedziwnego tandemu w okół opustoszałej stacji benzynowej. Jednak już już, kiedy silnik wydaję się zaraz zgasnąć - nagle zaczyna równo pracować zaciągając łapczywie energię z przekręconego do oporu nadgarstka bez jakiejkolwiek rękawiczki, wbiega na najwyższe obroty strzelając z tłumika i wypuszczając w wieczorne powietrze gęsty kłąb gryzących spalin.

    Jeżdziec ze zgrzytem i trzaskiem wbija pierwszy bieg i rusza przed siebie. Tak się składa, że chwilę jadę za nim, objeżdżamy restaurację mc donald'a i kierujemy się na główną arterię miasta. Pamiętający czasy dawnej świetności motocykl przede mną porusza się nerwowymi skokami, gwałtownie przyspiesząjąc, wyhamowując prędkość tuż pod nogami przypadkowych przechodniów, nijak tego nie sygnalizując.  Szeroka i zupełnie łysa opona jeszcze chwilę toczy się przede mną a tylny, prawy migacz błyska w prawo kołysając się na brudnych kablach. Zmęczona już życiem i bezmiarem brutalnego traktowania stara biało-czerwona wyścigówka bez pardonowo włancza się do ruchu wprost w szybki slalom między niedzielnymi samochodami a ciepły, lipcowy wiatr niespiesznie rozwiewa ponad ich dachami obłoki niebieskiego dymu.

Komentarze : 14
2015-10-23 19:55:55 left 4 dead

wielkie dzięki Dorro, cieszę się, że się spodobało !

2015-10-17 08:04:23 Dorro

Twoje teksty, zmobilizowały mnie do założenia swojego bloga, bardzo podoba mi się styl w jakim piszesz. Zostanę tu na dłużej. Pozdrawiam

2015-09-29 08:35:02 rentgen

To był motór - widmo ;) i śmieszno i straszno...

2015-09-22 17:45:45 jas13

no cóż hot-dog racer XXI wieku

2015-09-11 15:16:00 multistrada

Dobre (-;
Gdy w latach 90-tych latałem jako PH po rejonie, nie było jeszcze tej mody na hot-dogi na cepeenach, więc zawsze jadło się gdzieś normalny obiad w przydrożnym barze, gdzie stołowali się kierowcy TIR'ów. Niestety potem do Polski wszedł STATOIL, dał mega reklamę z babcią, która jeździła swoim motocyklem i kupowała wszystko "Na stacji Statoil!", no i się zaczęło. Moim podstawowym daniem przez lata był właśnie hot-dog, do tego latte lub red bull, no i na deser jakiś batonik. Bardzo szybko przekroczyłem wtedy barierę 110 kg masy ciała ()-:

2015-09-09 01:18:17 vilip

ok., ale bywały ciekawsze :-)

2015-09-08 21:59:34 motolupa1

wciągnąłem treść i fajne

2015-09-07 22:16:03 left 4 dead

szkielet tej historii wydarzył się na prawdę. to znaczy na tej stacji rzeczywiście podjechał młody gość w skórzanym kombiaku i zachowywał się podobnie. jego pierwsza r1 była w takim kolorze, ale nie tak zajechana jak jej literacka replika ;) właściwie to kiedyś, na innej stacji przez chwilkę rozmawiałem z kimś podobnym, równie młodym który przyjechał na nieco nowszej (chyba rn19) yzf, ale również biało-czerwonej. miał całkiem łysą tylną oponę i twierdził, że kupuje tylko i wyłącznie używki, bo często pali gumę i nowa się nie opłaca :). tak więc powołana przeze mnie do życia postać jest niejako miksem tych dwóch osób :)
BTW dzięki wszystkim za ciepłe komentarze. skoro DominikNC wkleił pięć gwiazdek, zamiast swoich standardowych czterech znaczy to, że warto było tankować wtedy motocykl akurat na tamtej stacji...:)

2015-09-07 12:01:37 sirbogus

"Włancza"... Naprawdę?! ;)

2015-09-07 10:24:19 Koko-mą

Tekst mniodzio,
Ale nie wierzę, że to się wydarzyło.

2015-09-06 15:33:22 sirturek

Świetny tekst, takich więcej ;)

2015-09-06 08:02:55 nowicjusz125

Hot-dog ze stacji = podstawa diety motocyklisty.

Co z tym keczupem w hot-dogach w tym kraju? Każdy raz muszę pytać o śladową ilość tego sosu, bo jak zaczynają lać keczup do bułki to wiadomo jak to się skończy. JEDNA KROPELKA i STOP.

2015-09-05 11:13:56 DominikNC

Dawno temu byłem taki jak, a realia wtedy jeszcze bardziej podle. Moto trzeba było pchać, żeby zaskoczył, ale potem od razu na koło ;) trzymajmy kciuki za niego, oby przeżył, to sam spoważnieje. Pozdrawiam!

2015-09-04 22:37:38 firestarter

no nieee! świetnie. naprawdę całkiem fajny tekst :-)

  • Dodaj komentarz

Archiwum

Kategorie