Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

23.03.2014 02:11

Kawasaki Zaphyr 750

Suzuki Bandit 600 vs. Kawasaki Zephyr 750.

    W pewien pochmurny poniedziałek 13 lipca nadszedł nieuchronnie dzień próby.Wraz z innymi zapaleńcami zdaję egzamin. Od rana ciężkie ołowiane chmury wiszą na niebie,z których na bank zaraz lunie. To był czas wyjątkowy w ośrodkach bo wszyscy chcą zdążyc przed nowelizacją. Korytarz pęka w szwach, na salach pełno.

    Na testach robię jeden błąd, i cała grupa zdaje. Wychodzimy na plac, akurat jak gośc i innej grupy oblewa, zaraz potem zmieniają się instruktorzy. Nasz juz nie młodzieniaszek, ale wygląda przystępnie.

    Ale co to ..???,miała byc CB 250,a tu co innego! Romet Zetka 125...w grupie nerwowe szepty...Do tego pierwsze krople deszczu, więc u każdego kłębią się myśli : a jak nie zdam teraz i trza będzie zdawac od nowa na nowych zasadach za rok - koszmar!

    We mnie jednak wstąpił spokój, zrobiłem placyk, zero błędów. Oprócz tego, że zapomniałem o kamizelce, a nowiutka Zetka nie chciała zapalic. Potem miasto, czułem, że zdam, z ciekawościa oglądałem Zetkę i krajobraz w okół. Wyluzowalem się, chociaż stresują mnie takie rzeczy jak każdego. Byłem pewniacha i nawet cieszyłem się jazdą innym motocyklem niż Honda CB250. No i zdałem. Tak samo, jak na ciężarówy Starem 200, tu też za pierwszym razem się udało.

    Tak więc prawko miałem w drodze, ciuchy i kask też, skuter sprzedałem, pozostało jeszcze kupic szpeja. Miałem jeżdzic na krosie, ale jakoś tak o tym zapomniałem w międzyczasie. Mój dobry przyjaciel Seba w tym czasie zaprosił mnie na hałdy i pustkowia oddając w moje ręce swoją Yamahę  WR 450. Żebym spróbował sił w terenie. Jeżdziłem może z 45 minut,udało mi sie nie wybic sobie wszystkich zębów, ani nie wyglebic ani razu. Powiem, że na tych górkach się mocno spociłem, na co nie byłem przygotowany, bo wydawało mi sie, że na motorze jest łatwiej w terenie gdyż nie trzeba pedałowac :) .Myliłem się srodzę, jeżdzic sprawnie i utrzymywac ciężkiego sprzęta - trzeba mega ogarniac, wielki szacun dla offroadowców.

    Jednak, zakup terenówki postanowiłem na razie odłożyc - chciałem jeżdzic po szosie. Kolega znajomego miał do sprzedania Zephyra 750 i zaproponował jazdę próbną, jak się póżniej okazało dosyc kosztowną, ale dająca też dużo nauki, a człowiek jak wiadomo uczy sie na błędach.

    Był akurat mega upalny dzień lipca i stawiłem się u delikwenta - sympatycznego 18-latka, któremu rodzice kazali pozbyc się sprzęta po tym jak jego przyjaciel zrobił sobie paskudną krzywdę na swojej R6. Brama garażu poszybowała w górę i moim oczom ukazał się Zephyr. Mimo, że byłem pewien,że szukam Bandita Kawa spodobała mi sie od pierwszego spojrzenia chociaż była trochę zaniedbana wizualnie. W sumie to motocykl podobny do Bandziora, a cena miała byc super. Była atrakcyjna, ale od razu zaczeły się schody.

   Najpierw okazało sie, że jest lipa z papierami. Ktos kto ją sprowadził z jakies zapadłej szopy we Francji i czegoś tam nie uiścił. Nie ma twardego dowodu, jest miekki, ale już nie ważny. Mówię, no dobra, jadę, zwłaszcza, że gośc stwierdził, że nie muszę się spieszyc z powrotem, tylko pojeżdzic sobie ile tam będę potrzebował. Więc patrzę kontrolnie w okienko oleju a tam puste szkiełko. Po chwili namysłu siadam do auta i lecę po olej do sklepu. Po drodze kłębia mi się myśli - ile tego oleju tam wleje, zanim zobacze stan? Jak ponad pół litra, to odpuszczam sprzęta, a dodam,że w międzyczasie Zephyr baaardzo mi sie spodobał i chciałem go kupic.

    Wracam, lejemy olej - dobrze jest, weszły tylko 2 setki, stan sie pokazał, więc odpalamy. Naciskam knefel a tu cisza, akum nie żyję. Palimy więc na pych, gośc siada ja cisnę. I pięknie zapalił od razu, ale co to - z rury strzelił kłąb niebieskiego, tłustego  dymu. Niedobrze. Matko swięta, co jeszcze się wydarzy. Obserwuje dalej uważnie rurę, nie kopci. Przestało. Uszczelniacze może kiepskie sobię myślę. Silnik równo i bezstukowo sobie pracuje teraz, dawno nie palony był prawdopodobnie. Może jeszcze się nada, może będzie okej. Siadam ruszam i jaaadę ! Wszysko fajnie, wyjeżdżam za miasto, rura o jeju ale to ciąąągnieee :) a dodam, że to pierwszy moto o takiej mocy jakim jadę. Podoba mi się jak cholera, jestem szczęśliwy.

     Stan ten nie trwał długo.

     Najpierw zatankowałem, a potem usłyszałem za soba syrenę i zatrzymała mnie policja. Pamiętacie,że zdawałem 13-go a ta jazda była jeszcze w upalny dzień lipca ? Tak, tak nie miałem jeszcze prawka a motor nie miał dowodu.

      Miałem dużo szczęścia. Trafiłem na fajnych stróżów prawa, którzy pomogli mi zabezpieczyc motocykl na posesji jakiejś pani, zadzwoniłem przy nich do własciciela, który obiecał, że zaraz przyjedzie po sprzęta. Na dodatek nie zauważyli, albo celowo przeoczyli z jakis mi bliżej nie znanych powodów, że dowód jest nieważny(OC było)Powiedzieli, że wierzą, że dopiero zdałem, ale trzy stówki mandatu wypisują :) i odjechali. Tak naprawdę to jeden z nich powiedział mi, że widział mnie jak stoję grzecznie na światłach i wyczuł, że coś jest ze mną nie tak. Postanowił mnie zatrzymac. Było nie tak, bo byłem totalnym nowicjuszem i moje ruchy wydawały się zawodowcowi z Policji raczej niepewne. Miał nosa skurwielec jeden.

     Po jakimś czasie przyjechał właściciel Kawy lekko skwaszony tą całą sytuacja, ale szczęśliwy, że nie było większych dymów z tym dowodem. On wraca Kawą, a ja jego furą za nim. A dodam, że miał Subaru Forestera. ;) Przyjemnie mi się za nim jechało i na chwilę zapomniałem o pieprzonym mandacie.

     Siedzę potem w domu i analizując całą sytuację stwierdzam, że dalej chce kupic Zephyra. Jednak cos mi mówi, żebym go jeszcze sprawdził, takie ja wiem ?..przeczucie. Umawiam się z gosciem, że chciałbym zawiezc moto do serwisu i co on na to. Nie ma problemu mówi, ale po poprzednich moich przygodach jest trochę nieufny i chce 500zł zaliczki. Myśle, myslę i mówie dobra, co tam, raz kozie smierc, motor jest fajny i super jeżdzi, będzie dobrze.

      Nie było dobrze.

      Zawozimy moto do serwisu, a ja już widzę od razu, że jest żle. Lewa laga cieknie jak cholera, a wiem,że nie ciekła, jak jeżdzilem, jestem totalnym laikiem, ale coś tam już ogarniam. Czyli padła jak ja śmigałem. Właściciel chyba jeszcze nie widzi, bo nic nie mówi, odstawiamy motor, fachowcuy mówią - niech pan przyjdzie jutro.

     No więc przychodzę tam sam rano, na drugi dzień. Rozmowa wygląda mniej więcej tak:

  - Musi pan kupic akurat ten motocykł?

  - Eeee...,a co?

  - Ten motor jest po wypadku,lagi są krzywe jak cholera,widac ślady po poprzednim miejscu mocowania półek,o tu niech pan zobaczy, laga cieknie i naprawa tu nie pomoże bo jest zadra na gładzi i nawet jak damy uszczelniacze, po jakimś czasie rozerwie i znowu rozciekną. Można by to zawieżc do Bielska tam to robia, ale tanio nie będzie. Do tego do Zephyra ciężko z częściami, będzie stał miesiąc na serwisie jak coś się stanie.

  - ojej...

  - No własnie, a jeżdził pan nim w ogóle?

  - Tak

  - A nie zauważył pan, że on w ogóle nie skręca?

  - Hmmm....

     Tak więc tak kończy się ta historia. Oddałem Kawę właścicielowi, który osłupiał na te rewelacje. Jestem przekonany, że też nie wiedział i dał sobie wcisnąc jakąs okazję z zachodu, nie sprawdził. Wierzę w jego szczerośc, o zaliczce nawet nie mówiłem, machnąłem na to ręką, ta laga jeszcze się rozszczelniła. Z tego co mówił mój znajomy, nie sprzedał motocykla po dzis dzień. Wiem, że miałem dużo szczęścia, ominął mnie fatalny początek przygody z motocyklami, mogłem miec z tym Zephyrem kłopoty. Jednak przeczucie mnie nie myliło. O mało nie kupiłem strupa.  Jest b.dobrze, a mogło byc różnie. Straciłem 800zł, ale uzyskałem trochę cennego doświadczenia, nie żałuję, była fajna przygoda, a przygody są bezcenne. Będzie co wspominac przy piwku z motórzystami za pare sezonów na jakoimś zlocie.

    Co do Kawasaki nie zniechęciłem się w ogóle, Zephyry to świetne motocykle. Ten akurat był taki a nie inny. Szkoda, że z częściami do nich taka lipa. Ten litrowy Zephyr jest zajebisty. Powstały jako udany projekt retro w erze plastiku.

     Parenaście dni póżniej kupiłem swój pierwszy motocykl, w kolejny upalny letni dzień. Tym razem była to historia z happy endem, mimo, że przy zakupie złamałem dwie  kardynalne zasady na temat kupowania moto o jakich trąbili mi od początku wszyscy...kupiłem od handlarza samochodami, a na Bandicie w ogóle nie jechałem. Kumpel pomógł mi kupic. Tym razem jednak miałem dobre przeczucie.

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz

Archiwum

Kategorie