06.11.2015 17:45
Le Coeur.
Zardzewiały, ciężki motocykl ze stłuczoną lampą mozolnie przedziera się przez piaskową burzę. Na drodze ciągnącej się pośród wysokich, surowych gór niczym żółte węże pełzają po ziemi rolki pustynnego piachu. W normalny dzień leżące niedbale na spękanym poboczu, dziś przez niespodziewaną burzę nagle poderwane do życia.
Przebijam uparcie przez ten wirujący w powietrzu zamęt, który zalepia gogle zastanawiając się od dłuzszego czasu, kiedy zawieja odetnie dopływ powietrza i mój stary zasilany wielkim silnikiem motor odmówi dalszej współpracy.
Tymczasem muszę dostac się na drugą stronę surowych gór. Odkąd banda zawszonych skurwysynów, których kiedyś nazywałem swoimi przyjaciółmi wygnała mnie z leżącej w żyznej dolinie osady Makabresku, szukam nowego lokum w którym mógłbym się ustawic i na spokojnie wyliznać swoje rany.
Ilekroć tym myślę odkręcam oporu manetkę zaciskając kurczowo ręce na kierownicy. Katuję się w ten sposób jak gdyby dotykając językiem bolesnego, krwawiącego zęba. Wspomnienia wracają.
Do tego dręczy mnie jeszcze kwestia ubywajacego systematycznie paliwa. Odkąd ten stary, wyłysiały dziad w czymś od biedy przypominającym stację benzynową zatankował mi przytroczony rzemieniami do tyłu motocykla wojskowy kanister oraz pognieciony, wielokrotnie już zalepiany kitem bak - nie mijałem jeszcze nikogo. Właściwie to nawet chciałem pozostawic starucha przy życiu, ale uznałem, że zawsze należy trzymac pewien określony poziom. Wypaliłem na raz z obu obrzynów i starzec na moment uniósł się w powietrzu a potem runął jak worek cebuli pośród krzeseł za zatłuszczonym kontuarem.
Tak, czy owak jeżeli ten pieprzony wiatr nadal będzie napierał prosto na moją klatkę piersiową z taką brutalną zaciekłością, mogę nie dojechac do celu na tym co jeszcze mi pozostało w obu zbiornikach.
Na szczęście jednak dla mnie - w końcu burza ustała. Zatrzymałem się na poboczu nie gasząc silnika i przetarłem skórzaną rękawicą pył z najbliższego znaku drogowego.
Miasto było blisko.
Zadekowałem się na miejscu nomen omen w Pensjonacie u Ślepej Patty w którym tymczasowo byłem jedynym gościem. Przerdzewiały motocykl zapchałem na zachwaszczone podwórze na tyłach budynku i położyłem przy płocie za śmietnikiem uprzednio zakrywszy brudnymi szmatami, połamanymi patykami i pustymi butelkami po Chińskim Gównie.
Uważnie obserwowałem okolicę.
Przyglądam się na wpół opuszczonemu wymierającemu Miastu i ruinom Wielkiego Zakładu, którego upadek zapoczątkował panującą tutaj degrengoladę. Właśnie takiego miejsca poszukiwałem, wygląda jakby stworzone na mój nowy dom.
Mijały pierwsze dni a ja nocami penetrowałem okolicę zostawiając za sobą złociste łuny pożarów. Gromadziłem informacje przymuszając do współpracy najpaskudniejsze, wyrzucone poza nawias społeczeństwa indywidua. We dnie siedziałem na podwórzu na tyłach budynku pijąc chmiel i paląc cygaretki, przyglądając się z zaciekawieniem krzątającej się po pensjonacie gospodyni. Młoda prawie zupełnie ślepa kobieta o pokrzywionej sylwetce w okularach o szkłach tak grubych jak dna najcięższych kufli. Co chwilę potykała się o własne nogi przynosząc mi pyszne ciasteczka zbożowe własnego wypieku. Własciwie to nie wiem, dlaczego od razu nie uśmierciłem tej pokracznej kreatury.
Podczas nocnych eskapad szybko ustalam to, o co mi chodziło. Miastem od dawna rządził niejaki pan Le Coeur, tajemniczy człowiek mieszkający w domu na wzgórzu, na północno - wschodnim krańcu Miasta. Pamiętająca czasy dawnej śwetności budowla góruje ponuro nad Miastem podobnie jak w jednej z pierwszych książek tego gościa w okularach, które czytałem bardzo dawno temu, wraz z rodzicami, będąc jeszcze małym chłopcem.
Le Ceour...to przecież jakiś pieprzony żabojad.
Logicznym było, że Le Coeur lub któryś z jego zdeprawowanych zakapiorów lada moment po mnie przyjdą i spróbują wysłac ekspresem na tamten świat. Nie mogłem do tego dopuścic i czekac bezczynnie na dalszy rozwój wypadków.
To ja pójdę po nich.
W końcu nadchodzi stosowny czas. Poprzedzającego wieczoru naoliwiłem oba obrzyny. Przyszyłem urawny pasek hełmu tak grubego, że mógłby powstrzymac kulę. Naostrzyłem wszystkie swoje długie noże. Wydobyłem uświniony motor z niecki za śmietnikiem. Wszystko dokładnie zaplanowałem - teraz tylko wystarczyło wprowadzic prosty plan w życie.
Następnego dnia, skoro świt wyruszam ukradkiem na spotkanie władcy Miasta i jego zgrai. Zaplanowałem sprzątnąc swoich adwersarzy jak najszybciej i zdecydowanie zając ich miejsce na piedestale. Tego dnia na niebie zebrały się cieżkie, ołowiane chmury z których rozlały się strugi rzęsistego, brudnego deszczu. Jakby specjalnie dla mnie wzgórze zasnuło się gęstą mgłą.
Wybrałem trudniejszą drogę, ale bezpieczniejszą - tą od strony północnej. Nieużywana i częściowo zarośnięta pokryta była dołami wypełnionymi brudną wodą. Motocykl wspinał się mozolnie pod górę a gruba tylna opona co chwilę mieliła w lepkim, zółtym błocie. Będąc tuż pod szczytem wzniesienia ukryłem go przezornie w ruinach budynku gospodarczego i dalej ruszyłem już pieszo. Nie spieszyłem się.
Jestem gotowy na bezpośrednią konfrontację z wieloma przeciwnikami, ale ku mojemu zdumieniu na górze nikogo nie ma a po wzgórzu beztrosko hula wiatr. Skradam się cicho w ulewnym deszczu z nożami w rękach do okoła rozpadającego się budynku lecz nigdzie nie widzę ani żywej duszy. Co więcej - wszystko wokół mówi mi, że bardzo, bardzo dawno tutaj nie gospodarowano.
Upewniwszy się, że nikt nie czai się w gęstej mgle podszedłem do drzwi wejściowych starej rezydencji. Nagle, będąc już tuż przy nich moich uszu dobiegł dochodzący z drugiej strony cichy zgrzyt przydeptanych butem szklanych okruchów. Ktoś tam był ...i byc może czekał na mnie.
Nie namyślając się wiele kopnąłem z całej siły czarne, spruchniałe drzwi wyrywając jednocześnie oba obrzyny zza pasa. Ciężkie skrzydła odbiły się od znajdującego się za nimi zdewastowanego korytarza.
A tam, wśród na wpół potłuczonych luster, pod szklanym żyrandolem stał on.
W jednej chwili, tak krótkiej jak muśnięcie motylich skrzydeł nagle wszystko zrozumiałem. Pod powiekami w ułamku sekundy czerwoną wstęgą zaszemrała niewinna krew, ta którą w swoim życiu przelałem tak bezcelowo. Bezsilnie zwieszam głowę i w poddańczym geście opuszczam oba obrzyny. Wszystko, co się teraz dzieje staje się zaskakująco oczywiste. Nie mam żadnych szans i nigdzie na tej ziemi nie będę w stanie go pokonac i co jest już absolutnie pewne, nigdy ale to nigdy nie uda mi się go zniszczyc.
Bo to Le Coeur rządzi Miastem.
A Miasto to ja.
historię tą oparłem na wątku o panu Le Coeur i Mieście, który kiedyś tam od kogoś zasłyszałem. nie znam jej autora i nigdzie nie mogłem znależc o niej żadnej wzmianki, a jedyny trop z nią związany wiedzie do jednego ze śląskich ośrodków leczenia nerwic i uzależnień. postanowiłem zatem stworzyc własną wersję tej opowieści, jeszcze raz powołac ją do życia.
dziękuję za lekturę
Komentarze : 5
:) Ałła - Pan Tadeusz mnie rozwalił :)
a propos nic nie paliłem, jadłem jedynie pyszne, ( podkreślam zbożowe) ciasteczka :)
co do mojego tekstu - temat nie jest zbytnio oryginalny, powiedziałbym nawet, że wielokrotnie eksploatowany we współczesnej literaturze i kinie. opisuje ostatnie dni opętanego obłędem przestępcy, który wybrał kroczenie drogą nieprawości, na którą podświadomie do samego końca nie potrafił się zgodzić. w finalnym fragmencie dręczony wewnętrznym konfliktem bohater ostatecznie konfrontuje się z dręczącym go szaleństwem, które odzwierciedla ''Le Coeur'' - po francusku ''serce'' - czyli mówiąc w skrócie jego sumienie
efekt THC (-;
czytając to miałem wrażenie, że gdzieś już to słyszałem. Może Harry Harrison? Nie wiem.
Urzekła mnie twoja historia
Mów do mnie jeszcze ...
Tymczasem, przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej zrzadka ciche grusze siedzą.
Co paliłes przed napisaniem tego tekstu?
Archiwum
- listopad 2024
- wrzesień 2024
- maj 2024
- kwiecień 2024
- marzec 2024
- grudzień 2023
- październik 2023
- sierpień 2023
- czerwiec 2023
- maj 2023
- kwiecień 2023
- grudzień 2022
- listopad 2022
- październik 2022
- wrzesień 2022
- lipiec 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- luty 2022
- listopad 2021
- październik 2021
- wrzesień 2021
- sierpień 2021
- lipiec 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- październik 2020
- wrzesień 2020
- sierpień 2020
- lipiec 2020
- czerwiec 2020
- maj 2020
- kwiecień 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- wrzesień 2019
- sierpień 2019
- lipiec 2019
- czerwiec 2019
- maj 2019
- marzec 2019
- luty 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- sierpień 2018
- lipiec 2018
- czerwiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- lipiec 2017
- czerwiec 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- czerwiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (15)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)