Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

06.11.2015 17:45

Le Coeur.

opowieść, do której klucz ukryłem w tytule

    Zardzewiały, ciężki motocykl ze stłuczoną lampą mozolnie przedziera się przez piaskową burzę. Na drodze ciągnącej się pośród wysokich, surowych gór niczym żółte węże pełzają po ziemi rolki pustynnego piachu. W normalny dzień leżące niedbale na spękanym poboczu, dziś przez niespodziewaną burzę nagle poderwane do życia.

    Przebijam uparcie przez ten wirujący w powietrzu zamęt, który zalepia gogle zastanawiając się od dłuzszego czasu, kiedy zawieja odetnie dopływ powietrza i mój stary zasilany wielkim silnikiem motor odmówi dalszej współpracy.

    Tymczasem muszę dostac się na drugą stronę surowych gór. Odkąd banda zawszonych skurwysynów, których kiedyś nazywałem swoimi przyjaciółmi wygnała mnie z leżącej w żyznej dolinie osady Makabresku, szukam nowego lokum w którym mógłbym się ustawic i na spokojnie wyliznać swoje rany.

    Ilekroć  tym myślę odkręcam oporu manetkę zaciskając kurczowo ręce na kierownicy. Katuję się w ten sposób jak gdyby dotykając językiem bolesnego, krwawiącego zęba. Wspomnienia wracają.

    Do tego dręczy mnie jeszcze kwestia ubywajacego systematycznie paliwa. Odkąd ten stary, wyłysiały dziad w czymś od biedy przypominającym stację benzynową zatankował mi przytroczony rzemieniami do tyłu motocykla wojskowy kanister oraz pognieciony, wielokrotnie już zalepiany kitem bak - nie mijałem jeszcze nikogo. Właściwie to nawet chciałem pozostawic starucha przy życiu, ale uznałem, że zawsze należy trzymac pewien określony poziom. Wypaliłem na raz z obu obrzynów i starzec na moment uniósł się w powietrzu a potem runął jak worek cebuli pośród krzeseł za zatłuszczonym kontuarem.

    Tak, czy owak jeżeli ten pieprzony wiatr nadal będzie napierał prosto na moją klatkę piersiową z taką brutalną zaciekłością, mogę nie dojechac do celu na tym co jeszcze mi pozostało w obu zbiornikach.

    Na szczęście jednak dla mnie - w końcu burza ustała. Zatrzymałem się na poboczu nie gasząc silnika i przetarłem skórzaną rękawicą pył z najbliższego znaku drogowego.

    Miasto było blisko.

    Zadekowałem się na miejscu nomen omen w Pensjonacie u Ślepej Patty w którym tymczasowo byłem jedynym gościem. Przerdzewiały motocykl zapchałem na zachwaszczone podwórze na tyłach budynku i położyłem przy płocie za śmietnikiem uprzednio zakrywszy brudnymi szmatami, połamanymi patykami i pustymi butelkami po Chińskim Gównie.

    Uważnie obserwowałem okolicę.

    Przyglądam się na wpół opuszczonemu wymierającemu Miastu i ruinom Wielkiego Zakładu, którego upadek zapoczątkował panującą tutaj degrengoladę. Właśnie takiego miejsca poszukiwałem, wygląda jakby stworzone na mój nowy dom.

    Mijały pierwsze dni a ja nocami penetrowałem okolicę zostawiając za sobą złociste łuny pożarów. Gromadziłem informacje przymuszając do współpracy najpaskudniejsze, wyrzucone poza nawias społeczeństwa indywidua. We dnie siedziałem na podwórzu na tyłach budynku pijąc chmiel i paląc cygaretki, przyglądając się z zaciekawieniem krzątającej się po pensjonacie gospodyni. Młoda prawie zupełnie ślepa kobieta o pokrzywionej sylwetce w okularach o szkłach tak grubych jak dna najcięższych kufli. Co chwilę potykała się o własne nogi przynosząc mi pyszne ciasteczka zbożowe własnego wypieku. Własciwie to nie wiem, dlaczego od razu nie uśmierciłem tej pokracznej kreatury.

    Podczas nocnych eskapad szybko ustalam to, o co mi chodziło. Miastem od dawna rządził niejaki pan Le Coeur, tajemniczy człowiek mieszkający w domu na wzgórzu, na północno - wschodnim krańcu Miasta. Pamiętająca czasy dawnej śwetności budowla góruje ponuro nad Miastem podobnie jak w jednej z pierwszych książek tego gościa w okularach, które czytałem bardzo dawno temu, wraz z rodzicami, będąc jeszcze małym chłopcem.

    Le Ceour...to przecież  jakiś pieprzony żabojad.

    Logicznym było, że Le Coeur lub któryś z jego zdeprawowanych zakapiorów lada moment po mnie przyjdą i spróbują wysłac ekspresem na tamten świat. Nie mogłem do tego dopuścic i czekac bezczynnie na dalszy rozwój wypadków.

    To ja pójdę po nich.

    W końcu nadchodzi stosowny czas. Poprzedzającego wieczoru naoliwiłem oba obrzyny. Przyszyłem urawny pasek hełmu tak grubego, że mógłby powstrzymac kulę. Naostrzyłem wszystkie swoje długie noże. Wydobyłem uświniony motor z niecki za śmietnikiem. Wszystko dokładnie zaplanowałem - teraz tylko wystarczyło wprowadzic prosty plan w życie.

    Następnego dnia, skoro świt wyruszam ukradkiem na spotkanie władcy Miasta i jego zgrai. Zaplanowałem sprzątnąc swoich adwersarzy jak najszybciej i zdecydowanie zając ich miejsce na piedestale. Tego dnia na niebie zebrały się cieżkie, ołowiane chmury z których rozlały się strugi rzęsistego, brudnego deszczu. Jakby specjalnie dla mnie wzgórze zasnuło się gęstą mgłą.

    Wybrałem trudniejszą drogę, ale bezpieczniejszą - tą od strony północnej. Nieużywana i częściowo zarośnięta pokryta była dołami wypełnionymi brudną wodą. Motocykl wspinał się mozolnie pod górę a gruba tylna opona co chwilę mieliła w lepkim, zółtym błocie. Będąc tuż pod szczytem wzniesienia ukryłem go przezornie w ruinach budynku gospodarczego i dalej ruszyłem już pieszo. Nie spieszyłem się.

    Jestem gotowy na bezpośrednią konfrontację z wieloma przeciwnikami, ale ku mojemu zdumieniu na górze nikogo nie ma a po wzgórzu beztrosko hula wiatr. Skradam się cicho w ulewnym deszczu z nożami w rękach do okoła rozpadającego się budynku lecz nigdzie nie widzę ani żywej duszy. Co więcej - wszystko wokół mówi mi, że bardzo, bardzo dawno tutaj nie gospodarowano.

    Upewniwszy się, że nikt nie czai się w gęstej mgle podszedłem do drzwi wejściowych starej rezydencji. Nagle, będąc już tuż przy nich moich uszu dobiegł dochodzący z drugiej strony cichy zgrzyt przydeptanych butem szklanych okruchów. Ktoś tam był ...i byc może czekał na mnie.

    Nie namyślając się wiele kopnąłem z całej siły czarne, spruchniałe drzwi wyrywając jednocześnie oba obrzyny zza pasa. Ciężkie skrzydła odbiły się od znajdującego się za nimi zdewastowanego korytarza.

    A tam, wśród na wpół potłuczonych luster, pod szklanym żyrandolem stał on.

    W jednej chwili, tak krótkiej jak muśnięcie motylich skrzydeł nagle wszystko zrozumiałem. Pod powiekami w ułamku sekundy czerwoną wstęgą zaszemrała niewinna krew, ta którą w swoim życiu przelałem tak bezcelowo. Bezsilnie zwieszam głowę i w poddańczym geście opuszczam oba obrzyny. Wszystko, co się teraz dzieje staje się zaskakująco oczywiste. Nie mam  żadnych szans i nigdzie na tej ziemi nie będę w stanie go pokonac i co jest już absolutnie pewne, nigdy ale to nigdy nie uda mi się go zniszczyc.

     Bo to Le Coeur rządzi Miastem.

     A Miasto to ja.

 

 

 

 

 

 

 

 

    historię tą oparłem na wątku o panu Le Coeur i Mieście, który kiedyś tam od kogoś zasłyszałem. nie znam jej autora i nigdzie nie mogłem znależc o niej żadnej wzmianki, a jedyny trop z nią związany wiedzie do jednego ze śląskich ośrodków leczenia nerwic i uzależnień. postanowiłem zatem stworzyc własną wersję tej opowieści, jeszcze raz powołac ją do życia.

   dziękuję za lekturę

Komentarze : 5
2015-11-16 17:28:49 left 4 dead

:) Ałła - Pan Tadeusz mnie rozwalił :)
a propos nic nie paliłem, jadłem jedynie pyszne, ( podkreślam zbożowe) ciasteczka :)
co do mojego tekstu - temat nie jest zbytnio oryginalny, powiedziałbym nawet, że wielokrotnie eksploatowany we współczesnej literaturze i kinie. opisuje ostatnie dni opętanego obłędem przestępcy, który wybrał kroczenie drogą nieprawości, na którą podświadomie do samego końca nie potrafił się zgodzić. w finalnym fragmencie dręczony wewnętrznym konfliktem bohater ostatecznie konfrontuje się z dręczącym go szaleństwem, które odzwierciedla ''Le Coeur'' - po francusku ''serce'' - czyli mówiąc w skrócie jego sumienie

2015-11-10 14:33:30 multistrada

efekt THC (-;

2015-11-09 13:36:08 P.

czytając to miałem wrażenie, że gdzieś już to słyszałem. Może Harry Harrison? Nie wiem.

2015-11-08 22:44:28 Ałła

Urzekła mnie twoja historia
Mów do mnie jeszcze ...
Tymczasem, przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej zrzadka ciche grusze siedzą.

2015-11-06 22:05:22 Czytelnik

Co paliłes przed napisaniem tego tekstu?

  • Dodaj komentarz

Archiwum

Kategorie