Najnowsze komentarze
DominikNC do: 24 początek
I o to chodzi! Pozdrawiam!
Od powstania tego artykułu minęło ...
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

12.11.2014 20:26

Trzy pierwsze gleby.

Mea culpa maxima

 

    Jak można zapomniec o takim zdarzeniu ? Czy jest to w ogóle możliwe ?

    Widocznie jest. Sporo i szybko się działo w moim życiu przez te ostatnie osiem lat, pewnie jak i w Waszym. Mogłem zapomniec. Pory roku błyskawicznie mijają, samochody rdzewieją, wyścig trwa. Wyścig o wszystko. Pernamentna inwigilacja nie pozwala nam zwolnic. Naprawdę mogłem zapomniec.

    Opisywałem tutaj proces stawania sie motocyklistą, ale niestety zupełnie nierzetelnie. Ominąłem bowiem istotny w życiu każdego nowego adepta motocyklizmu szczegół, jakim jest pierwsza gleba. Ba, insynuowałem tu nawet, że takowa jeszcze jakimś cudem nie miała miejsca...

     Jednakże,  nie oszukałem Was celowo drodzy internauci, którzy tutaj sobie od czasu do czasu z nudów zajrzycie. Powaga. Pisałem ostatnio o milimetrach, które dzieliły mnie od pierwszej gleby na motocyklu...tak naprawdę dzieliły mnie od czwartej.

    Ale jedżmy po kolei.

    Szykuję się, aby  21 listopada opublikowac pewnego posta. Uczynię to z pewnej okazji. Ponieważ będzie on pełen nudnych wspominek i patetycznych fragmentów, postanowiłem nieco zmienic styl pracy i spisac częśc szczegółów w staromodnym notesiku, aby niczego nie zapomniec, przeoczyc. I tak pisałem sobie, pisałem, wspominałem, aż tu nagle, znienacka, doznałem niespodziewanego olśnienia. To było jak cios obuchem w głowę. Zmartwychwstałem.

    Było to wspomnienie zdarzenia, o którym zapomniałem zupełnie. Dalsze reminiscencje przywolały z otmętów już bliższej przeszłości dwa inne, podobne zdarzenia, które także miały miejsce. Te dwa pamiętałem, ale zupełnie je zbagatelizowałem i uznałem przez ich błachośc za niegodne jakichkolwiek wspominek w moim życiorysie. Stopniowo zatem pogrążały sie w otchłani niepamięci. Wypierałem je.

    Co dziwne przypomnienie sobie zwłaszcza o tym pierwszym zdarzeniu strasznie mnie ucieszyło. Mimo, że jego finał nie był miły. Od razu mówię, dlaczego.

    A więc to było tak...

    Pewnego razu, dawno temu znałem pewną dziewczynę. Kiedy ją poznałem dziewczyna ta mieszkała w Dużym Mieście. Jednak nie pochodziła ona stamtąd. Pochodziła z Bardzo Małej Miejscowosci.

    Kiedy się poznaliśmy ja byłem już na usługach Korporacji. Zatem, nie było to, aż tak dawno temu. Były to jednak czasy, w których nie myślałem jeszcze o motocyklach. Pozornie, bo jak teraz to wszystko analizuje, motocykle zaczęły się dla mnie właśnie wtedy. Mentalnie. To był ten czas, mniej więcej, kiedy zobaczyłem na małej prowincjonalnej stacji benzynowej stare Suzuki Bandit, oparte na stopce, obok dystrybutora i pomyślałem, że fajnie by było takim jeżdzic w spranych jeansach i czarnej skórze. Towarzyszył mi wtedy jeden z notabene ważnych dla tej opowieści siostrzeńców.

    To była geneza.

    Kiedyś, pojechaliśmy moją wysłużoną służbówką zasilaną ówcześnie mieszaniną propanu i butanu w odwiedziny do Bardzo Małej Miejscowości. W tejże, mieszkało także dwóch siostrzeńców owej dziewczyny. Jeden miał 13, a drugi , ja wiem z 17 lat. Ponieważ zawsze pielęgnowałem w sobie wewnętrznego nastolatka, ja i siostrzeńcy dogadywaliśmy się świetnie. Mimo sporej różnicy wieku nadawaliśmy na tych samych falach. (w sumie nie wiem, czy to dobrze, czy żle) Rzecz miała miejsce latem 2005, lub 2006  roku.

    Młodszy koleś miał swój własny skuter. Był w miarę jak nowy, rodzice mu go kupili z jakiejś tam okazji. To był niebieski Simson, piędziesiątka. Nie pamiętam jaki model. Zdążył go już odblokowac i założyc jakis specjalny ''sportowy'' wydech do rollerów. :) Jak się słusznie domyślacie, zasiadłem na nim pewnego pięknego dnia. To była moja druga przejażdżka za kierownica jednośladu z pojazdem silnikowym. Z tej pierwszej niestety nie dysponowałem już żadnym doświadczeniem, bo odbyła sie na motorynce Romet Pony, kiedy miałem jakieś 11 lat, więc trochę dawno.

    Przejażdżka na niebieskim Simsonie zakończyła sie bolesną glebą tylko i wyłącznie z powodu mojego bezsensownego kozactwa. Przypominam sobie teraz pierwszą radośc z jazdy i zdziwienie jak fajnie się tym jedzie i jak łatwo to opanowac. Stary, prawie trzydziestoletni koń szalejący bez kasku na głowie, na niebieskim skuterku po bocznych, pustych asfaltowych dróżkach Małej Miejscowości. Ze łzami spływającymi po policzkach i szerokim uśmiechem na nieogolonej gębie. Zawracający parę razy koło stawu i unikający głównej drogi. Odpaliłem koleżce dwie dychy na paliwo, więc jeżdziłem sobie spokojnie prawie godzinkę. No i w końcu wróciłem na podwórko, na którym był piach i goła ziemia.

   Wszystko by było pięknie-fajnie, gdybym grzecznie zsiadł ze skuterka i podziękował młodemu za elegancką jazdę. Teraz pewnie bym tak zrobił. Ale wtedy ja, ówczesny amator ekstremalnego kolarstwa górskiego, kozak od siedmiu boleści, postanowiłem jeszcze trochę pozamiatac tylnym kołem po placu. Fajna, sypka, lużna nawierzchnia tam była. Pochyliłem więc motorek na bok scisnąłem w moim mniemaniu przedni hampel i odkręciłem gaz na maxa. Młody spojrzał na mnie pytająco...

   Jak łatwo się domyślec, coś mogło pójśc nie tak. Ale kurwa, wszystko poszło nie tak. Motorek wyrwał spode mnie jak smagnięty batem. Szarpnął mnie bezlitośnie do przodu,a ja pociągnięty tak brutalnie jeszcze bardziej rozkręciłem manetkę. Skuter wyglebił na bok, a ja zrobiłem fikołka w powietrzu i trafiłem plecami wprost na stojącą tam szarą ścianę jednorodzinnego budynku mieszkalnego.

   Jak to możliwe, że o tym zapomniałem, a teraz nagle sobie przypominam i pamiętam tyle szczegółów ? No cóż, rozmyślam o tamtym starym zdarzeniu z przed lat, już parę dni i wszystko powoli wskakuje na swoje miejsce. Przeszłośc wraca.

   Simson troszkę się porysował, ale nie było żle, bo już wcześniej był porysowany. Mój kontakt z glebą natomiast był bolesny. Pociarałem sobie dłonie (oczywiście żadnych rękawic nie miałem) a obite plecy bolały mnie dośc mocno, przez jakiś czas. Jednak, mimo wszystko, teraz kiedy to opisuję, to uśmiecham się półgębkiem. Okazało się bowiem, że mam doświadczenia z motorkami dłuższe i barwniejsze, niż dotychczas przypuszczałem :)

    Niebieski Simson i tamten stary Bandit jakiegoś nieznanego mi gościa, to było preludium...po którym, gdy tylko już nie mogłem walczyc w górach na swoim góralu, pomyslałem...że czas na motocykl.

    A teraz gleba numer dwa, zupełnie niegrożna i mało zauważalna.

    Na kursie mieliśmy szkołę i instruktorów naprawdę ambitnych. Na przykład musieliśmy czasami jeżdzic na prostych ''bez trzymanki'', albo podczas jazdy stawac na siedzeniu jadącego motocykla. To na początku przerażało, ale dla każdego w sumie okazywało się proste. Trudniej było wykonywac bardzo ciasny slalom z mega ciasną zawrotką przy tak zwanej ''ścianie''. Na tym właśnie manewrze, który można było wykonac tylko pracując ciałem i zwieszając je lekko nad siedzeniem położyłem Honde CB250 na glebę. Prędkośc , może jeden na godzinę. Zamortyzowałem upadek dłońmi, które mimo rękawiczek znowu troszkę się obtarły.

    Zerwałem sie jednak dziarsko na równe nogi i spojrzałem na biedną Hondzię. Zgasła i cichutko zapłakała na asfalt żółtymi ołowianymi łzami. Podniosłem motocykl kucając, tak jak mnie uczono. Stało się to tak szybko, że stojący tyłem, w pewnym oddaleniu instruktor... niczego nie zauważył... :)

    No i na koniec glebicho numer trzy. Ta akurat była wkurzająca.

    Ta drobna gleba, prawie parkingówka,  również wydarzyła się , kiedy nie miałem jeszcze prawka i chodziłem sobie na kurs. Cwiczyłem moim skuterkiem Inca Street 50 w różnych dziwnych miejscach. Skręcając raz w prawo, na duży  parking z namalowaną ósemką przychamowałem przodem będąc już w skręcie, na bardzo śliskim fragmencie nawierzchni. Jakieś bardzo tłuste gówno tam było rozlane i roztarte, a ja tego nie zauważyłem. Poleciałem na ziemię. Nie da się ukryc, był to poważny błąd. Prędkośc była malutka, ale skuterek przewrócił się na asfalt, bo byłem kompletnie nieprzygotowany na taki rozwój sytuacji. Znowu poobcierałem sobie dłonie :) Noga dostała się między plastiki i asfalt i troszkę zabolała w miejscu starego urazu. Ale przeszło natychmiast, więc płaczu nie było. Na plastikach zostały natomiast dwie rysy długości może z 15 centymetrów. I to tyle.

    Więc te trzy paciaki zdarzyły mi się, kiedy nie miałem jeszcze prawka, na sprzętach słabych. Paciaki, zwykłe parkingówki, żadne tam poważne gleby. Bzdury. Potem, kiedy kupiłem pierwszy duży motocykl, na szczęście byłem już w takim wieku, że okazywałem mu spory respekt. Bałem się go i nie walczyłem z tym strachem. Smakowałem ten lęk.  Czułem, że nie ma żartów i muszę byc mocno skupiony. Jeżdziłem nie tyle pomalutku, co bardzo uważnie. Od tamtego czasu nie zdażały mi się już prawie żadne takie parkingówki. Raz, w Krakowie świetny skądinąd sprzęt, Tiger 800 XC leciał mi  na glebę przy niewielkiej prędkości, ale jakoś go utrzymałem w pionie. Ale gorąco było.

    Czego to dowodzi ? Niczego odkrywczego. Po prostu bardziej niż moc i gabaryty liczy się podejście do motocykla. A reszta sama przychodzi. Trzeba po prostu jakoś przeżyc te początki, kiedy nie mamy jeszcze doswiadczenia.

    Wywrotki na motocyklu nie są fajne. Wiadomo. Zdarzają się głównie na asfalcie, po którym się jedzie a nie leży na nim. Gleby na rowerze, w górach, są o wiele bardziej znośne, chociaż w sumie zdarzają się częściej. Są tam normalne. Bywają bardzo grożne, ale nie są aż tak kosztowne. Ze sprzętem rzadko coś się dzieje. Patrzysz tylko, czy się nie połamałeś, obcierasz krew, wyciągasz sprzęta z krzaków i jedziesz dalej. Czasem kiera jest krzywo, albo siedzenie  się wykrzywia, lub spada łańcuch. Wydobywasz klucze z plecaka, dokręcasz co trzeba i lecisz dalej. Czasem zmieniasz dętkę. Miałem takich gleb i bolesnych wywrotek w górach dziesiątki, jak nie setki. Rama w moim rowerze zbudowana jest z domieszką SC21 - takie coś raczej nie pęka. Jedynie moje kości czasem pękały.

    Tak to już jest, w offroad-dzie, czy to rowerowym, czy motocyklowym. Przeróżnych upadków są tam tysiące. Są sekcję, których z założenia ma się nie dac przejechac. Zawodnik często przegrywa ze żle wyprofilowanymi zakrętami i bandami, zbyt wielkimi hopkami, zbyt stromymi zjazdami, śliskimi głazami i korzeniami, za wysokimi kłodami. Sprzęty są tak skonstruowane, że prawie nic im sie nie dzieje. Miałem okazję pojeżdzic z godzinkę na motocyklu, na torze ziemnym jakieś ponad pół roku temu. Były bandy, hopki, a ja zasiadłem na czymś, na czym absolutnie nie powinienem zasiadac jako offowy świerzak. Na KTM-ie 450 SX. Jednak uszłem z tego z życiem i kiedyś tutaj o tym opowiem.

    Z motocyklami szosowymi jest niestety inaczej. Tu dążymy do tego, aby nie wyglebic. Mamy równiejsze odcinki do pokonania, o wiele niższym stopniu trudności. Jednak, dla równowagi, musimy częściej konfrontowac się i innymi obiektami w bedącymi w ruchu, które są nieraz o wiele trudniejszym przeciwnikiem, niż kamole, ziemia i wilgotne drewno. Jak to mówią, każdy ma swój krzyż

     Więc, kiedy paskudne glebiszcze w końcu staje się faktem, czujemy się zwykle bardzo żle. Pobici, pokonani . Abstrahując od aktualnych obrażeń fizycznych, których doznajemy, mamy strasznego wkórwa psychicznego na tak okropną, niesprawiedliwą sytuację. Czujemy, że przegraliśmy w tej grze. Moja duma także ucierpiała. Głupio było wyglebic na niebieskim Simsonku jakiegoś dzieciaka. Oczywiście, próbujemy od razu znależc winnego, zrzucic  na coś, lub kogoś swoją winę..może to byc rozlane i roztarte jakieś śliskie gówno na asfalcie, własne bezsensowne kozactwo, albo głupie cwiczenie na placu manewrowym. Cokolwiek.

    Jednak przeważnie,  pojawia się wtedy ta jedna myśl. Myśl o podróży w czasie. O podróży wstecz,  na tą jedną minutkę. Gdyby można tylko na chwilkę cofnąc czas, przecież tak łatwo było temu zapobiec... gdyby miec chociaż tą jedną szansę na taką podróż, nic by sie przecież nie stało. Dałoby się to przecież cofnąc. Naprawic. Nie było by bólu i upokorzenia. W koło nie leżałby połamany plastik a wszystko było by tak, jak powinno byc...

Komentarze : 4
2014-11-15 22:59:57 left 4 dead

Gregor, przykra sprawa, szkoda Waszej Kawy, ale przynajmniej zdążyłeś wyfrunąć z siodła. Lala na razie daje radę. Dzięki za dobre słowo. Jesień mamy cieplutką, więc średnio co dwa - trzy dni wyjeżdżam na drogi - maszyna regularnie pracuje. Dbam o jej czystość za pomocą suchej chemii i nawet nie ma z tym za dużo roboty, mimo stania pod plandeką. Co roku kupuję nowy pokrowiec z Oxforda, bo po jednym sezonie zamienia się w cieńką wypłowiałą szmatę i już nie chroni przed wilgocią.
Bastek, znam dobrze to uczucie ''chwili wstesz'', głównie po incydentach samochodowych, a miałem wypadków i drobnych stłuczek paręnaście, w tym dwie z mojej winy (te najpoważniejsze, hehe)
Michał, mój wpis nie byłby moim wpisem, gdybym nie walnął jakiegoś byka, albo nie zaklął ulicznie. Jak to powiedział kiedyś Ryan Gosling...I'm just a driver

2014-11-15 09:40:09 Michal123456432

Hamujemy, przyhamowujemy, a CH do tych słów nie pasuje ;)

2014-11-14 17:41:28 bastek00

Znam tę myśl... gdyby szło wrócić... te 100 metrów w tył, te 5 sekund wstecz... Przed nią oczywiście jest inna zawsze: po co ja to zrobiłem albo ale jestem głupi, że tak zrobiłem czy też dlaczego tego nie zrobiłem :) I trwa to dosyć długo... :)

2014-11-13 12:08:35 gregor1365

Witam, bardzo ładnie napisany tekst, szczególnie podoba mi się refleksja o chęci powrotu minutkę w tył. Też miałem takie sytuacje, najgorsza przytrafiła mi się kiedy baran w puszce (niestety mój imiennik) wyjechał ze stacji benzynowej prosto pod wierzchowca mojego taty Kawasaki EN 500 którego ja ujeżdżałem z przepisową prędkością oczywiście- niestety konik nie przeszedł tego testu, ja natomiast nauczyłem się wtedy latać. Miałem szczęście że wyjebało mnie w kosmos bo dziś nie pisałbym tego tekstu. I to tyle. Pozdrawiam.
P.S.
Twoja Lalunia nie wygląda na garażowaną pod plandeką, bardzo ładnie się prezentuje, gratulacje. Szkoda że musi biedniusieńka marznąć na tym parkingu ale widać daje radę.

  • Dodaj komentarz

Kategorie