Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

07.05.2017 11:03

czarny 1050 zmienia właściciela

druga, ale nie ostatnia część losów czarnego 1050 i jego nowego właściciela

 

     Jeśli chcemy kupić ten motocykl - musimy się pospieszyć.

     Dzwonimy do gościa. Rzeczowa rozmowa. Pan Jarek proponuje, że najpierw sam opowie nam o Tigerze, a potem rozwieje nasze ewentualne wątpliwości. Mi to pasuje - to o co chciałem zapytać spisałem sobie na kartce, i w miarę jak postępuje jego opowieść skreślam z listy kolejne punkty.

    - Motocykl kupiłem u polskiego dealera - rozpoczyna Jarosław - i tam go też serwisowałem. Motocykl miał u mnie dwa przykre zdażenia - tutaj w słuchawce ciche chrząknięcie - pierwsze to szlif na mokrej nawierzchni. Odkręciłem za bardzo na wyjściu z zakretu i się przewróciłem. Karter jest do dzisiaj trochę podrapany, pękła owiewka i kierownica się skrzywiła. Wszystko to naprawiłem na oryginalnych częsciach, u dealera w serwisie. Drugi incydent zdażył się na parkingu podziemnym. Ktoś ukradł mi wyższą szybke i pompę hamulcową, chamsko przecinając przewody. Tak samo naprawiłem u dealera i także w ramach AC - musiałem cały czas płacić składki, bo motor wziąłem na raty. Taka ciekawostka : to był pierwszy egzemplarz modelu 1050 sprzedany w Polsce. Pytaliście o ABS..nie, nie zamawiałem..wtedy, w 2007 wychodziło to bardzo drogo.

    - No to fajnie - stwierdzam zgodnie z prawdą - czyli ma pan pieczątki w książeczce serwisowej powbijane ? Bo w ASO pan serwisował, jak dobrze zrozumiałem.

    - Musiałbym sprawdzić - zaniepokoił mnie - wożę tą książkę pod siedzeniem, i nie kontrolowałem, czy wbijali jak trzeba. Co do stanu technicznego, to tylko tylna opona będzie już do wymiany, jak panowie widzieli na zdjęciach.

    Pomimo, że motyw z książeczka serwisową średnio przypadł mi do gustu (w swojej z pamięci wyrecytuje przybliżone daty przeglądów i przebiegi) postanawiamy, że jedziemy. Tzn. Bartek postanawia, bo najarał się na maszynę jak szczerbaty na suchary, a ja nie moge puścić go samego, bo nawet nie wie jak sprawdzić, czy ograniczniki nie są połamane.

    Spotykamy się po piątej rano na parkingu, koło sklepu. Bartek wbija w yanosika naszą destynację i kładzie go niedbale na zegarach białego Renault'a Traffic'a, którym przyjechał - tego samego, którym wieźliśmy z Częstochowy zmęczonego, opłakanego Bandita we wrześniu zeszłego roku.

    Tym razem wyruszamy w kierunku Piaseczna.

    Jako, że miałem wykonać jazdę próbną, założyłem dżinsy motocyklowe z ochraniaczami, takie w których da się normalnie chodzić. Wziąłem też sweter z golfem, wygodną kamizelkę pikowaną, zimowe rękawiczki i oczywiście kask. Butów na moto nie brałem, ale założyłem wyższe adidasy za kostkę i grubsze skarpety techniczne. Na krótką jazdę testową lajtowo wystarczy, myślę sobię.

    Lecimy trasą ze sporą prędkością przelotową dzięki szpiegowskiej aplikacji z pobijanego smartfona. Bartek prowadzi, a ja sprawdzam pogodę na necie. Ma być sucho, około 14-16 stopni, czyli elegancko. To rodzi we mnie pewien plan.

     - Kask wziąłeś? - pytam niby od niechcenia

     - No mam - odpowiada mój kompan

     - A jeszcze jakieś ciuchy ? - drążę temat

     - Skórę mam na pace i rękawiczki, a co? - Bartek zwalnia, bo zapowiadają kontrolę prędkości

     - No bo słuchaj, ma nie padać...- drapię się tajemniczo po szczęce - no to myślę sobię, że jak motor będzie spoko, a na drodzę sucho, to może wrócilibyśmy na kołach? Po co będziemy się z pasami na pace pierdolić, raz ty pojedziesz, raz ja, i w trasie od razu okaże się jak moto daje radę. Gdyby zdarzył się jakiś przypał to wracamy od razu do kolesia i robimy zadymę, co ty na to?

     Dwa razy nie musiałem mu tego powtarzać. Podchwycił temat. Wkurzył się jedynie na siebie, że nie wziął spodni na moto, ani butów. Założył za to poprzecierane dżinsiki i butki z krótkimi skarpetkami. Jak siedział w Renówce za kółkiem, to spod nogawek wystawały mu gołe kostki. Nie martw się stary - mówię mu, tocząc bekę w głębi duszy - dzisiaj ma być w miarę ciepło.

   Miejscówka była jeszcze za Piasecznem. Traffic ma szósty bieg, taki nadbieg, który powoduje, że przy prędkościach rzędu 140-160 w kabinie jest cicho i przyjemnie - nie czuje się tych predkości. Pochłanialiśmy trasę aż miło.

    30 kilo przed celem zaczęło padać. Nie tak to miało wyglądać. Chcałem pogonić Tiger'a, zobaczyć czy równo ciągnie do odciny, dobrze hamuje awaryjnie, sprawdzić, czy biegi nie wyskakują i takie tam. Zrobiło się zimno i mokro. Było przed dziesiątą a termometr w aucie wskazywał 7 stopni. Warunki takie średnie na tego typu ekspertyzy, bym powiedział.

     Zajeżdżamy pod wskazany adres. Przyjemna okolica, gruntowa droga, wkoło zielono, szumią świerki i pachnie lasem. Tiger stoi na podwórku, skropiony porannym deszczem i z daleka wygląda zajebiście. Pan Jarosław wychodzi do nas z wyciągniętą na powitanie dłonią i od razu przechodzimy na ty. Gościu, tak z ładnych pare lat starszy ode mnie i o od razu widać, że pasjonat. W głębi otwartego garażu w widać Yamahę WR250 i jeszcze jakiegoś innego krosa. Dotykam silnika Triumpha i z niepokojem odkrywam, że jest lekko ciepły.

    Ogólnie to się trochę zdziwiłem stanem motocykla. O ile brudny silnik i podwozie mi nie przeszkadza, bo widać jak na dłoni, czy nie ma wycieków, to już ogólny stan przybrudzenia i zaniedbania jest taki sobie, gdy przyjeżdżasz obejrzeć motocykl. Ewidentnie wymagał doczyszczenia i czułego dopieszczenia. A może to kwestia indywidualnej estetyki, kto wie.

    Tylna opona, Dunlop Sportmax jest już śmiertelnie zajechana. Przednia, Michelin Pilot Road jest w stanie b.dobrym, z 2014 roku. Trochę mnie to zastanawia, gdyż osobiście raz tylko wpadłem na idiotyczny pomysł założenia dwóch różnych bieżników na osiach, ale byłem jeszcze wtedy zupełnie nieogarnięty i zaniechałem na szczęście jego wykonania.

     Łańcuch był suchy i wymagał naciągu, a oba reflektory pokrytę wiosennym deszczykiem lekko zaparowały od środka. Pojemnik z płynem hamulcowym przytwierdzono do lusterka za pomocą trytytki. Lewy podnóżek pasażera był porządnie przytarty. Motor ma już 10 lat myślę sobie, na spokojnie. Z drugiej strony, taki niby pasjonat, a moto aż sie prosi o wizualne ukojenie.

     Jednak ogólne wrażenie było dobre. Tiger miał jaja. Lakier był w dobrym stanie, siedzenie nie poniszczone, złote lagi nie porysowane. Sprawdziłem ograniczniki na półce, pobujałem czy lagi się nie pocą i czy łożysko główki nie stuka, poszarpałem róznymi elementami, czy są dobrze spasowane. Pogadaliśmy chwilę i jeszcze raz dotknąłem silnika. Był już prawie zimny.

     Rozrusznik zakręcił żwawo i Triumph zagrał potężnie swoim Leo Vince'm. Nic nie zakopciło. Poubierałem się, a potem wyjechałem na główną - Bartek został z kasą jako gwarant mojej jazdy testowej.

     Dojeżdżając dziurawą gruntówką rozpędziłem się za bardzo, żeby zobaczyć , czy wszystko w tym motocyklu trzyma się kupy. Od razu dobrze poczułem się za jego kierownicą, nieco inaczej niż na moim, ale myślę, że to temat na całkiem osobny wpis.

    Mokry asfalt i łysa guma to słabe warunki na sprawdzanie motocykla. Zrobiłem jednak, co mogłem. Puszczałem kierę i jechał prosto. Nie wyczułem nic szczególnego, nic niepokojącego. Jedynie tylny hamulec wydał mi się bardzo słaby, ale nie miałem porównania z innymi 1050. Co do jego silnika, to od razu zrozumiałem skąd się bierze zachwyt jego właścicieli. Na sportowym wydechu pracuje jak rzędowa czwórka i to taka kurewsko mocna z dołu.

     Wracam na podwórko zadowolony z jazdy, chociaż zauważam w międzyczasie, że sprzęgło trochę ciężko chodzi. Wymieniam im wady, które wychwyciłem podczas inspekcji, a oni ubijają interes. Jarek nie jest zbyt elastyczny i Bartkowi udaje się uhandlować jedynie 500 zł. Uważam, że można było więcej, bo nie wszystko było zgodne z opisem, jak to zwykle bywa, ale Jarosław chyba już podświadomie wyczuł, że Bartek weźmie ten motocykl.

     Proszę Jarka, żeby naciągnął łańcuch i lekko go psiknął, bo ponad 300 kilo mamy do pokonania. Proszę też, żeby w cenie motocykla dorzucił jeszcze parę ciepłych skarpet. Ten spogląda na gołe kostki mojego przyjaciela i kiwa ze zrozumieniem głową, a może kręci z dezaprobatą, trudno powiedzieć. Sprawdzamy jeszcze numery i elektrykę - wszystko jest w porządku.

 

     W domu chłopaki piszą umowę, liczą PLN'y a ja piję herbatę i przeglądam papiery. Są w oryginalnej saszetce Triumph'a, identycznej jak moja. Kluczyki zapasowe z gumkami na ząbkach, zapasowy pilot do alarmu. Homologacja fabryczna podbita i podpisana przez Lecha Potyńskiego, ciekawe...wszystko jest jak należy, oprócz książki. Jest nie wypełniona i ma tylko dwie pieczątki - z 2010 i 2011. Jarek komentuje, że nie miała dla niego znaczenia, bo motor miał być u niego na lata. Rzeczywiście, 10 lat w jednych rękach, to dosyć dużo, ale żeby nie dopilnować należycie książeczki?!. Chyba nie był aż tak skrupulatnie serwisowany u dealera, coś mi się wydaje.

     Wrzucamy kufry na pakę i nowiutki podnózek ze śrubami w prezencie, którego Jarek nie zdażył założyć. Dostajemy parę ciepłych skarpet w rozmiarze 44. Zakładam ciuchy i odpalam moto. Przybijamy żółwia z Jarkiem i biały bus Bartka wyjeżdża tyłem z gościnnej posesji.

    Renówka ciśnie żwawo po trasie, a ja lecę za nią w bańce ochronnej przydatnego oprogramowania. Mijamy Piaseczno, Magdalenkę i w Nadarzynie wylatujemy na gierkówkę. Tiger ciągnie jak wściekły, a jego silnik to potęga przyjemności. Zwalnia na 6tce do 60 i przyspiesza dynamicznie, bez żadnych szarpnięć i opóżnień. Bajeczka.

    Wytrzymałem jakieś 40 kilo. Kolana mi zamarzają. To nie tak dobra ochrona przed wiatrem, jak w mojej osiemsetce. Wyprzedzam Renówkę, macham desperacko i zajeżdżamy na najbliższą stację.

    Teraz Bartek zakłada zdobyczne skarpetki, a ja przynoszę mu z busa moją bluzę podszytą polarem i daje, żeby poowijał sobie na kolanach. Wskakuję do ciepłej kabiny, odpalam dieselka i wracam na trasę, a Bartek jedzie za mną na swoim nowym motocyklu z bluza powiewającą na wietrze. Światła soczewkowe w 1050 wyglądają efektownie, ale w lusterku Renówki widzę, że świeca słabo, jakoś tak na żółto. Będzie trzeba coś pomyśleć.

    Bartek za sterami swojego nowego nabytku wytrzymuje jakieś 60 kilo. Stajemy na stacji i pijemy gorąca kawę. Bartkowi aż się oczy świecą, widać, że 1050 zrobił na nim piorunujące wrażenie. Podczas jazdy nareszcie wygląda i czuje się dobrze, bo na starym Bandziorku wyglądał, jakby pod płotem gwałcił kota sąsiadów.

    Teraz ja siadam na moto, owijam kolana bluzą i ruszam w drogę. 1050 jest ciut wyższy od mojej 800tki i dotykam ziemi samymi palcami. Robi się jakby cieplej, a na drogowym termometrze pokazuje się nieśmiałe 12 stopni. Bluza powiewa na wietrze, ale działa. Wytrzymuje za sterami tym razem trochę dłużej, w kolana jest już dużo cieplej. W końcu zajeżdżam na stację, na wezwanie żółtej ikonki rezerwy.

     Tutaj małe zdziwienie - baku nie da się otworzyć, a kluczyk wchodzi zaledwie do połowy. Tym razem zamiast hot dogów na stacji kupujemy WD40, w bandyckiej cenie. Psikamy w zamek i idziemy po następną kawę. Po parunastu minutach zamek puszcza i można zatankować motocykl. Swoją drogą, to kiedy on ostatnio jeżdził?..Jarek zapomniał wspomnieć, że moto stało od ponad roku nie jeżdżone...albo jeszcze dłużej.

    Po tankowaniu jedzie Bartek, a potem znowu ja. Przebieg leci, a ja nie zauważam niczego podejrzanego, może oprócz stukania napędu, który od początku mi się nie podobał. 1050 jest bardzo wygodnym motocyklem na dłuższe przejażdżki, takim, ze sportowym, kozackim sznytem przy okazji. W końcu dolatujemy na miejsce i stawiamy Tiger'a obok starego Bandita, który wygląda przy nim jak podróżnik z innej epoki.

    Na koniec powiem, żę wiem o czym myślicie. Zastanawiacie się pewnie, czy nie powinienem odradzić Bartkowi zakup Triumph'a Tiger'a 1050. Chłop ma za sobą zaledwie zeszłoroczny kurs prawa jazdy, jedynie 2tys. km zrobionych na Bandicie i przejażdzkę na Ducati Monster 600 kolegi. Mizerne doświadczenie. 1050 z kolei jest motocyklem bardzo mocnym, do tego bajecznie łatwo się prowadzącym, co może skutecznie uśpić uwagę, nawet doświadczonego rider'a. Jest duży, z dosyć wysoko położonym środkiem ciężkości. Ale, cóż, Bartek i tak by zmienił motocykl na mocniejszy, i jedyne co teraz moge zobić to popatronować bezpieczeństwu całej sytuacji. Siedząc na kawie, na stacji benzynowej mówił, że Tiger jest zajebisty, ale trochę go przeraża...i całe szczęście że tak jest, bo ten jego strach, to jest bardzo dobry prognostyk.

 

lewa!

Komentarze : 7
2017-05-16 18:29:01 jazda na kuli

@erjot to rzeczywiście ciekawe. pewnie będzie tak, że jak będzie chciał pojeździć moim to po jeździe powie - kurde stary, ten Twój Tiger w ogóle nie idzie.. jak Ty możesz tym jeździć? noe brakuje Ci tu mocy? haha

2017-05-15 15:09:36 erjot

Żeby uczeń miał mocniejszy motocykl od mistrza to postawione na głowie. Chyba musicie się zamienić :)

2017-05-14 20:22:42 jazda na kuli

@okularbebe, calmly - tiger 1050 ma to coś. nietuzinkowe moto, silne i oryginalne.
@kazikos - dziś na drodze do bielska( 20 kilo) napotkałem 9 v stromów i zero tigerów.
@strażowy - bartek dobrze rokuje, wkrótce update

2017-05-11 11:21:59 Calmly

Ciekawa historia.
To ten silnik który chodził mi po głowie, model motocykla zreszta też.
Motocykl jak dla mnie trafiony w punkt. Mocny, solidny, wygodny i nawet ładny. Wszystko gra.
Mam nadzieje że nowy właściciel nie da sie ponieść ułańskiej fantazji podczas operacji gazem. Z drugiej strony kazdego nas czasami ponosi :)

Pozdro

2017-05-09 12:36:06 strażowy

Cze :)

...czas zweryfikuje, czy 1050 to odpowiedni moto dla Bartka, niezależnie od tego, sam model to bardzo ciekawy "sport-turysta". Jego zalety na pewno potrafią docenić i świadomie wykorzystać bardziej doświadczeni motocykliści. Osoba mająca niewielkie jeszcze doświadczenie z "hulajnogami", uzbrojona w spore pokłady pokory, również będzie czerpała sporo radości z jazdy, a "..im bardziej w las....tym więcej grzybków " :) ...myślę że nie warto generalizować i każdemu proponować krok po kroku, każdą możliwą pojemność, zanim się "wjeździ" mocniej w temat. Na lepszym, nowszym, bardziej dopracowanym sprzęcie, nauka będzie ciekawsza, przyjemniejsza i co by nie gadać, dająca więcej frajdy.

ps.....bardzo niedawno miałem okazję pojeździć na testowym, nowym modelu 1050 na rok 2017 - i powiem tylko : cholernie smaczny skurczybyk :)

2017-05-08 19:59:11 okularbebe

No i pięknie. Zaintrygowałeś mnie z tym modelem. Wygląda na to, że ma to coś, czego mi najbardziej właśnie brakowało w TDM 900. Czyli moc.

Ciekawe, czy po latach ten model Triumpha będzie działał tak, jak stare jaguary, które wolą wyglądać niż jeździć. Ale pewnie nie jest źle.

No i chciałbym zobaczyć te polaro - nakolanniki. Super patent. No i te wyłudzone w pakiecie skarpety, czad!

2017-05-08 14:03:37 .Kazikos.

Fajna historia :)
Swoją drogą, kiedy to kupowałem 1050, to mój sprzedający tez był taki obojętny jakiś, tak jak by nie był pewien czy aby na pewno chce sprzedać motocykl, i też miał książkę serwisową pod siedzeniem, może właściciele Triumph-a tacy są :)

I dla spokoju, przekaż Bartkowi, że w deszczu to Tygryskiem trzeba naprawdę uważać, nawet na nowych oponach, lubi sobie dupeczka zarzucić a jak ktoś się przestraszy i nie opanuje masy moto to może być klops :)

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
tiger 1050
[zdjęć: 3]

Archiwum

Kategorie