Najnowsze komentarze
DominikNC do: 24 początek
I o to chodzi! Pozdrawiam!
Od powstania tego artykułu minęło ...
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

07.12.2016 19:33

hard kor sado maso sezon kończę wcześniej

 

 

    Kiedy wychodziłem dzisiaj wieczorem ze sklepu osiedlowego, z reklamówką pełną codziennych zakupów dostrzegłem motocyklistę. Stał w korku, w pewnym oddaleniu. Było już ciemno, więc nie zdążyłem dostrzec na jakim motocyklu przyjechał, była to chyba jakaś sportowa 125'tka. Targany porywistym, przenikliwym wiatrem dopełznąłem w końcu zygzakiem do swojego samochodu i wślizgnąłem się z ulgą za kierownicę, do ciepłego jeszcze wnętrza. Zerknąłem szybko w lusterko wsteczne, ale masochisty na jednośladzie już tam nie było. I wtedy pomyślałem sobie... o Boże, ale zajebiście, że ja nie muszę dzisiaj jeździć na motocyklu.

    Pomimo zimna i wiatru, asfalt zdążył już trochę przeschnąć po wczorajszych opadach śniegu. Przypuszczam, że jeszcze w zeszłym roku, podobnie jak i w pozostałych, skusiłbym się w tej sytuacji na małą przejażdżkę. Teraz na szczęście, ku mojej uciesze - jest to niemożliwe, . Sezon 2016 skończył się dla mnie definitywnie dwa tygodnie temu i był to najwcześniej zakończony sezon w moim wykonaniu ever.

    Na początku listopada zaatakowała paskudna pogoda z wilgotnym frontem, charakterystyczna dla bardzo późnej jesieni, lub raczej wczesnej zimy. Nagle, po niecałych dwóch tygodniach, koło dwudziestego, zrobiło się  nienaturalnie ciepło, z temperaturami rzędu 16-18 stopni. Postanowiłem, że paradoksalnie - to będzie najlepszy czas na zazimowanie naszego Tiger'ka.

    Jak postanowiłem - tak też uczyniłem. Wymieniłem olej i filter na zimę, umyłem porządnie Triumph'a, przepolerowałem go posiadaną chemią, naciągnąłem i nasmarowałem obficie łańcuch. Zależało mi na tym, aby w te ciepłe dni motor nieco przesechł i pozbył się jesiennej wilgoci z najgłębszych swoich zakamarków i szczelin. Ostatnie sto  kilometrów przejechałem w środę, kiedy temperatura na zewnątrz wynosiła 18 stopni, a wróciwszy spowrotem, od razu schowałem zatankowany do pełna, gorący motocykl do jego zimowni i po wyciągnięciu zeń akumulatora nakryłem go sfatygowanym pokrowcem.

    Z początku miałem lekkie wyrzuty sumienia, zastanawiałem się, czy aby nie zabrałem się za to zbyt wcześnie. Aura szybko pomogła mi się ich pozbyć - w sobotę znacznie się ochłodziło i zaczeło padać, a w poniedziałek w nocy, znienacka spadła gruba kołdra świeżego śniegu i na ulicach zrobiło się biało. Od tego czasu, albo pada deszcz, albo śnieg, temperatura nie przekracza 3-4 stopni, a dni ''do jazdy'' trafiają się sporadycznie. Muszę więc przyznać, że w tym roku miałem wyjątkowego nosa - babranie się z tym wszystkim teraz, pod gołym niebem parkingu strzeżonego... było by co najmniej przykre.

    Jednak nie tylko o tym chciałem do Was dzisiaj napisać, zapragnąłem też pochylić się na chwilę nad przewrotną naturą ludzkiego życia. Nad tym jak wszystko się zmienia.

    W tym roku jestem najlepiej przygotowany do zimy. Mam ciepłe ciuchy z nową kurtką na czele, motocykl z abs'em, szerokim ogonem i jebitną szybą. Nie muszę już kulić się z zimna do małego nakeda bez owiewek, w lodowatej skórzanej kurtce na grzbiecie, czy grzać rękawic o silnik na światłach. Praktycznie to właśnie teraz mogę efektywnie jeździć przez cały rok, kiedy już swoje wymarzłem i wszystkie niezbędne inwestycje poczyniłem. I tutaj zaczyna się pieprzona ironia ludzkiego życia -  kiedy zrobiło się zimno, mi odechciało się jeździć.

    Dlatego właśnie wieczorową porą, pod sklepikiem osiedlowym, widząc majaczacy w oddali motocykl pomyślałem sobie jak nigdy dotąd : chyba go pojebało.W dodatku gdyby nagle znowu zrobiło się tak ciepło, jak w połowie listopada to i tak nie wyciągam motocykla, za żadne skarby świata. Co zostało zazimowane, niechaj zazimowane pozostanie.

    Najfajniejsze w motocykliźmie jest to, że właściwe ogarnięcie przychodzi powoli, stopniowo. Kiedy zrobiłem prawko dziwiłem się kumplowi, wtedy na GS800, staremu wyjadaczowi i jemu podobnym - że tak szybko kończą sezon. Dziwiłem się, kiedy mowił, że przy paru stopniach to się po prostu nie jeździ. Ale ''jak to ?'' - myślałem...''co za ciota'' - szydziłem. Ja wyjeżdżam przez cały czas, nawet przy minus ośmiu, byle by było w miarę sucho...co z nich za motocykliści ?

    Minęło parę lat, wszystko się zmieniło. Teraz wydzwania do mnie Bartek, w szaleństwie swojego pierwszego sezonu. Recytuje pogodynkę, męczy mnie news'ami - że jutro ma nie padać, że można by pojeździć, docieka czemu ja już odpuściłem, skoro on dalej lata tym starym Banditem. Ja z kolei przypominam sobie swoje pierwsze, infantylne wpisy na blogu i to nienasycone pragnienie jazdy na motocyklu bez względu na warunki, czasami kosztem własnego zdrowia i bezpieczeństwa. Zabawne to wszystko, nieprawdaż ?

     Są oczywiście sytuacje, gdy motocykl jest jedynym środkiem transportu, albo gdy ktoś posiada ciepły, ogrzewany garaż. Wtedy wszystko to wyglada nieco inaczej ale, to raczej rzadkie wyjątki potwierdzające tylko regułę.

    Tak więc - ja raczej przestaję jeżdzić zimą. W zeszłym roku odstawiłem Kawasaki na początku stycznia, w bieżącym Triumph wylądował pod dachem koło połowy listopada. Co będzie w przyszłym tego nie wie nikt, bo tak na prawdę to nie kalendarz determinuje koniec sezonu, tylko rodzaj pogody. A jazda w takich warunkach jakie teraz mamy za oknem traci dla mnie sens i powoli staje się profanacją czegoś zajebistego. Odpalany na mrozie, przemoczony motocykl, wilgotny asfalt, irytująca konieczność zakładania na siebie tony krępujących ciuchów, parujący mimo pin locka kask....tak, profanacja będzie tutaj bardzo dobrym określeniem.

 

 

 

    ps. Triumph mmo obaw dzielnie się spisał. Stwierdziłem, że rozpocznę w następnym wpisie coroczną relację z eksploatacji i kosztów utrzymania tego motocykla, podobnie jak robiłem z Zetem w '' zi lan tałzent''. Będzie też ogólna recenzja po pierwszym sezonie i ogłoszenie dalszych planów co do rozbudowywania motocykla. Kto wie, może nawet nazwę to jakoś podobnie...

   lewa!

Komentarze : 4
2016-12-08 21:56:44 Dziabong1

To ewidentnie przychodzi z wiekiem/doświadczeniem. Jak ktoś poczuje jak może reumatyzm nap..lać, to i moto już tak nie kusi. Poza tym kurna to ma być przyjemność, a nie survival w stylu Elefantentreffen i dwa razy bardziej uważne jeżdżenie z przemrożonym mózgiem.
Ja nie lubię hardcoru tego typu, ale np. rozwozicieli pizzy napindalających na swoich skuterkach przez lód i zaspy podziwiam, wiem wujowa praca, ale jaja macie Panowie betonowe, duży szacun.

2016-12-08 19:31:53 tonic

@Marcin Jan a jak wrażenia z jazdy versysem 1000? (szczególnie jak wypadła w porównaniu do tracera) bo sam chciałem wyrwać w minionym sezonie testówkę na przejażdżkę, ale gdzie nie pojechałem tam nie mieli. wszystko mieli ale nie ten model

co do wpisu blogowego to sam widziałem 6 grudnia kolesia na hayabusie, wyjeżdżał z parkingu pod chmurką szurając stopami po zmrożonym asfalcie i tak sobie pomyślałem - no są jednak desperaci na tym świecie. moja machina juz od października pod kocem...

2016-12-08 16:40:58 IrekST

W Norwegii pogoda podobna, też nie może się zdecydować, czy ma być ciepło czy zimno...
Wczoraj też widziałem kilka skuterków, a pogoda była fatalna. Cały dzień mocno padał deszcz, było zimno, około 2-3 stopni, ziemia zmarznięta, woda od razu zamarzała... Nie chciałbym nawet próbować jechać jednośladem po tym, gdy ciężko było iść miejscami.

2016-12-08 00:21:39 Marcin Jan

Ja tam myślę że jakby pogoda była bardziej łaskawa to jeździłbyś dalej.
W tej pogodzie którą mamy w zasadzie od października jest coś parszywego, wydaje mi się że co do zasady jakoś tak się poukładało, że odczuwalna temperatura od dłuższego czasu jest dużo niższa niż rzeczywista, a to nie nastraja do aktywność na zewnątrz. Bo wiadomo, że temperatura + 5 plusowi pięć nie jest równa.
A tu niżej fotka z 30.11.2016 z centrum Katowic. Na fotce nie widać ale to był dzień gdzie zmarzłem jak pies aż tu nagle....
https://dl.dropboxusercontent.com/u/70152593/20161130_121403.jpg

Moim ostatnim dniem latania jak na razie to był dzień w którym ten nieszczęsny wypadek miał miejsce w Gliwicach :(. Nie mogłem nie skorzystać z takiego podarunku w postaci pogody, tym bardziej że o ile dobrze pamiętam miesiąc hanka stała nie odpalana.
Najlepsze to że mając w głowie poprzedni sezon, dość mocno rozglądałem się za cieplejszymi rękawicami i tak oglądałem, i przymierzałem i znów oglądałem ale pogoda nie chciała się wyklarować od dłuższego czasu, więc praktycznie skorzystałem tylko z tego okienka pogodowego.
Zobaczymy jak będzie na wiosnę.
A teraz po prostu nadszedł czas na narty. I może będzie dziwne co napiszę ale dla mnie jazda na nartach poziomem emocji i przyjemności jest porównywalna do jazdy na moto.

ps. zapomniałem napisać, jakoś tak w październiku wziąłem od dilera na godzinę Tracera 09.
Bo wiesz latałem testowo versysem 1000 i chciałem porównać w końcu to prawie ta sama kategoria. i już wiem dlaczego część osób wyraża się o tym motocyklu , że niby fajne moto ale coś nie do końca w nim pasuje. Wydaje się, tak w skrócie pisząc że ten motocykl po prostu miał zostać nakedem i już. Z pozdrowieniem Marcin

  • Dodaj komentarz

Kategorie