Najnowsze komentarze
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
DominikNC do: oklejona chabeta
Cześć! Winszuję udanego sezonu. Je...
DominikNC do: Vespy z Rodos.
Co tam skuter. To jest blog motocy...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

29.08.2020 19:29

motora nie mam, ale coś tam się jeździ

pierwsza przejażdżka na motocyklu elektrycznym

 

     Calimera! Motora dalej nie mamy, ale cały czas się rozglądam. Ostatnio zmieniło się tyle, że wycofuje się pomału z zakupu używanego gieesa. Właściwie to mam już wybrany inny model, markę nowego szpeja, a nawet konkretne malowanie i rocznik. To znaczy, gdybym w tej chwili kupował. A tak to jeszcze może się coś zmienić. Wszystko jest względne.

     Staram się jednak nadal być w grze i coś tam jeździć. Dwa tygodnie temu ruszyłem do Krakowa na jazdy testowe Indiana, wydarzenie pod nazwą Indian Roadshow. Zapisałem się na Bobbera Twenty (bo zwykły wyleciał z listy) oraz FTR'a 1200. Mimo, że ostatnio nie chciało mi się chodzić na jazdy motocyklami, które mnie nie interesują, to ochoczo wsiadłem w samochód i jechałem tam półtorej godziny w jedną stronę. Nietrudno się domyślić, że po prostu chciałem pojeździć na jakiś dwóch kółkach, a to była bardzo dobra okazja. Wiadomo bowiem wszem i wobec, że uwielbiam markę Indian, od tej pamiętnej jazdy Scout'em w 2017'tym, kiedy to marka wchodziła do pl i była sprzedawana równolegle z wygaszanym powoli Victory. A za rok pewnie też pojadę pojeździć tymi wielkimi, nietoperzowatymi.

      Na jazdy przyjechał też mój kumpel na swojej nowej Yamaszce Xsr 700 i jeździliśmy razem. Event był bardzo fajnie zorganizowany, jak motorek zjeżdżał przed czasem, można było brać wcześniej i jeździć dłużej a wyjazdy nie odbywały się w grupach (nie lubię tego). Były, napoje nieocenione w tym upale, drobne prezenty ławy z parasolami i piwko. Sporo ludzi przyszło, ale raczej bez tłumów, sympatyczna, luzacka atmosfera. Trafiło na ciepły, słoneczny dzień, mocne 28 stopni wybiło na termometrze.

      Bobber Twenty ma wysoką kierownicę i lata się na nim dosyć stylowo. Czuć tą hamerykę. Duża fałka pompuje solidnie, bez nadmiaru wibracji, jedynie z wygodą na takich motocyklach jest dla mnie dosyć średnio. Pozycja w tym kołyskowym siedzeniu nie pozwala za bardzo na przesunięcie tyłka, a krótkoskokowe zawieszenie na dziurach wali niemiłosiernie od spodu w przestrzenie międzykręgowe.

      Co do Ftr'a 1200 to jeszcze niedawno ekscytowałem się takimi sprzętami. Motocykl jest dziki i cały czas próbuje zrzucać swojego jeźdźca z grzbietu. Nic tam nie ustawiałem, nie wiem na jakim poziomie była tc, wiem tylko, że tylna guma była już prawie łysa od mielenia tyłem i zarzucania. Fajnie było się przejechać, aczkolwiek ten tracker w żaden sposób mnie nie zaskoczył, ani zachwycił. Ot taki naked z potężną mocą, brzmiący dobrze, ale nie jakoś spektakularnie( mimo, że był na dedykowanych akrapach). Jednak, trzeba nadmienić, że ja dostałem białą, "zwykłą" wersje z zegarem, a nie z dotykowym ekranem tft, bo taka też była. Aha i muszę jeszcze dodać, że w obu motocyklach natrafiłem na tą samą przypadłość - podczas startu na max petardzie w obu Indianach raz, czy dwa, nie wskoczył mi od razu drugi bieg.

      Wczoraj natomiast miałem jazdę na motocyklu elektrycznym i o niej nie mogę powiedzieć, że niczego nie wniosła, bowiem pierwszy raz miałem okazję przejechać się taką maszyną i teraz już co nieco wiem.Mowa tutaj o chińsko - japońskiej marce Super Soco.

     To była w ogóle jedna z bardziej nietypowych jazd. Firma ma wynajęte biuro w jakimś przemysłowym biurowcu w Katowicach. Trafiłem na portiernie, skąd portier zadzwonił po pracownice. Chwilę potem na dół, do portierni zeszła młodziutka, bardzo sympatyczna panienka, zerknęła w moje prawo jazdy i wypisała prostą umowę. Potem udaliśmy się na zewnątrz, za szlaban, w głąb zakładu, po czym pani poprosiła abym poczekał chwilkę i zniknęła drzwiach magazynu, skąd po chwili wyjechała motocyklem. Powiedziała, że jakbym chciał to nawet mogą mi go zostawić na cały weekend, żeby zobaczyć jak ładuję się baterię, jak to wszystko w praktyce wygląda. Super podejście do tematu.

      Tc Max to najmocniejszy model w ofercie producenta. Zasila go silnik o mocy 5000W dostarczony przez Bosh'a. Prąd magazynuje bateria Panasonic, gdzie w najmocniejszym trybie motocykl przejedzie około 70 kilometrów, a w najsłabszym jakieś 130. Widelec usd, napęd poprowadzony cieńkim paskiem, całe oświetlenie w ledach, schowek na telefon nad baterią w "baku". Pojazd uruchamia się małą pestką z dwoma guzikami, jest też kluczyk do obsługi schowka. Po wciśnięciu symbolu otwartej kłódki na pestce włączamy podświetlony na czerwono guzik "power" koło zegarów. Motor "zaświeca się" nadając cichą sekwencję muzyczną i sygnalizuje kontrolkę P. Naciskamy wtedy czerwony przycisk koło prawej manetki i kontrolka zmienia się na ready - można chować kosę jechać.

      Motocykl ma moc porównywaną do spalinowej 125'tki, z tym, że bardzo liniowo ją rozwija, mocno od samego startu - silnik produkuje aż 180 niutków. Pod obiema dłońmi mamy klamki hamulców hydraulicznych z systemem cbs, nożnej dzwigni tam nie ma. Maszynka waży niecałe 90 kilogramów, jest więc bardzo lekka i to czuć od samego ruszenia. Porównanie z rowerem jest tutaj jak najbardziej na miejscu, choć sama konstrukcja nie sprawia wrażenia wątłej, niesolidnej. Jakość wykonania stoi na dosyć wysokim poziomie.

     Jeździłem prawie dwie godziny i oddałem moto z migającą kontrolką wskazującą ostatnie 18% energii. Raz rozpędziłem się na trasie do 100km/h, a tak to większość czasu wygłupiałem się po bocznych uliczkach mista, zawracałem, rozpędzałem się, gwałtownie hamowałem. Doprawdy zwinna to bestyjka. Soco przyspiesza z elektrycznym świstem, co wraz z jego zieloną tablicą rejestracyjną zwraca na niego uwagę przechodniów i innych kierowców, tak jakby nawet laicy czaili, że coś tu jest nie tak. Ot taki modny gadżet na czasie, który dobrze wygląda i fajnie się można pobawić jazdą, spojrzeć na nią z innej perspektywy. Gdyby jeszcze dodać mu z 30% mocy więcej i wydłużyć zasięg do powiedzmy 150 kilometrów na max trybie, to było by już bardzo dobrze. Sprzęt kosztuje u nas 19900zł minus 1000zł eko dopłaty. Ciekawy produkt, firma z dobrym podejściem do klienta, edukujące doświadczenie. Podobało mi się, a moje zdanie na temat elektryków przeskoczyło z obojętnego na pozytywne z tym, że oczywistym jest, że ta technologia musi się jeszcze trochę rozwinąć.

       Ja też zawsze będę miłośnikiem spalinowej motoryzacji, kocham ją i to wielki kawał mojego życia, ale załóżmy że: mamy wielkie turystyczne enduro, wielkości np Hondy Crossturer, które waży powiedzmy 150kilo, bo nie ma płynów (oprócz dot'u do hamulców) skrzyni biegów, sprzęgła,  układu chłodzenia, wału kardana, alternatora i pewnie wielu innych rzeczy. I że możemy podjechać nim gdziekolwiek, wpiąć bezprzewodową ładowarkę do gniazdka, postawić go obok i w pół godziny naładować baterię na następne 500 kilometrów zasięgu. Gdzie przejechanie 100 kilo wyniesie powiedzmy kilka złoty. A rozwijanie mocy jest płynne, bezstopniowe, nie absorbujące żadnej uwagi. To na razie tylko science fiction, ale po wczorajszej jeździe uważam, że fajnie by było mieć taki wybór. Ta cisza i gwizd podczas równego, bezstopniowego przyspieszania zwiastowało coś nowego.

     Ale abstahując od możliwości technicznych - panie i panowie, historia dzieje się na naszych oczach. Przynajmniej tutaj, lokalnie, bo w Japonii i Chinach widzieliśmy sporo pojazdów elektrycznych już kilka lat temu, przy czym te motorki dostawcze w Pekinie, zasilane zaśniedziałymi akumulatorami leżącymi na pace wizualnie to już wyglądały na zmęczone. Natomiast w Katalogu Motocykli w 2019 roku (który kupuję regularnie) pojawia się HD Live Wire na okładce, a w tym roku pewien znany Bogusław testuje go na ulicach wawy. A w ten słoneczny piąteczek zwykły, szary człowieczek, żyjący na peryferiach europy wyjeżdża takim pojazdem na miasto, a ludzie dziwują się co to za cuda. Historia motocyklizmu pisze się na naszych oczach i nie mówię tu epokowych zmianach, typu zastąpienie gaźnika wtryskiem, czy wdrożenie eletkroniki do sterowania silnikiem. Mam na myśli totalną zmianę koncepcji. Następne to już będzie chyba latanie na masową skalę, sprzętami takimi, jakie teraz testują w Dubaju.

     Tymczasem lato mija i mamy już prawie jesień, za kilka dni nadejdzie wrzesień. Ten dziwny sezon wkracza powoli w ostatni kwartał. Liczę, że przybędzie teraz więcej ciekawych ofert na portalach, motocykoi, które obserwuję, a ceny troszku spadną. Oglądam ulubione modele każdego wieczoru, ale nie czuję zbytniego parcia,  ciśnienia na zakup. Myślę teraz bardziej o urlopie, który zaczynamy za tydzień. Jeżeli nic się nie zmieni z tym jebanym covidem, to planujemy wybrać się na pewną grecką wyspę i zrobić tam solidne, tygodniowe  moto wakacje, z wypożyczeniem 2 sprzętów na co najmniej 3-4 dni, bo to może być ostatnie takie jeżdżenie w tym roku.

     No chyba, że po powrocie uda się w miarę szybko znaleźć fajne moto w odpowiednim modelu, roczniku i malowaniu. Wtedy i jesienią może jakieś dwie, czy trzy fajne traski może by jeszcze wpadły

      Ale, poczekamy i zobaczymy, co to będzie.

lewa!

Komentarze : 2
2020-09-03 22:56:58 2m

Miałem przyjemność jeździć super soco tc max przez kilka dni w zeszłym roku. Od tego czasu stałem się fanem elektrycznych moto. Czekam tylko jak pojawi się odpowiednik 300-500 cm3 i na pewno znajdzie się dla niego miejsce w moim garażu.

2020-09-02 17:32:22 DominikNC

Cześć! Ja właśnie wróciłem z Grecji, jeździłem tam Benelli Leoncino 500 w wersji Trail. Było fajnie, ale nie kupiłbym takiego motocykla, za to otwarty kask XVX był super, ale w Polsce nikt tego nie sprzedaje, szkoda. Udanego wyjazdu i czekam na relację. Pozdrawiam!

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Indian i Super Soco
[zdjęć: 5]

Kategorie