Najnowsze komentarze
DominikNC do: 24 początek
I o to chodzi! Pozdrawiam!
Od powstania tego artykułu minęło ...
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

06.11.2016 11:51

trzy tygodnie bez motocykla

    Trzy tygodnie minęły, odkąd schowałem motocykl w głebi parkingowej stróżówki i rozpocząłem urlop. Muszę przyznać bez bicia, że stęskniłem się za jeżdżeniem. Inna sytuacja ma miejsce kiedy zimuję maszynę i wiem, że na trzy miesiące nastepuje definitywny koniec jazdy - wtedy jestem spokojny i zatapiam się w filozoficznym oczekiwaniu opisując Wam plany na następny sezon, czy też analizując popełnione w minionym błędy. Tymczasem teraz motor aż prosił się żeby go użyć - przesmarować mechanizmy, dopompować koła, dolać świeżego paliwa, podładowac akumulator. Żeby z nim polatać.

    Dlatego w piątek nerwowo spoglądając na zegarek poganiałem Seat'a, żeby skończyć pracę jak najszybciej i wyjechać na motorze jeszcze w świetle dziennym. Nie padało, gdzie niegdzie przebijało się słoneczko i było parę stopni na plusie. W kołach motocykla brakowało po około 0,2 bara a rozrusznik zakręcił wałem wolniej niż zwykle i z pewnym zawachaniem. Nie musiałem nawet szukać deseczki w celu pokonania wysokiego progu na wyjeździe z wnętrza stróżówki - godziwie zawieszony Tygrysek łyknął ten próg i nawet nie miałknął.

    Wszystko fajnie popykało - polatałem koło komina bite cztery godziny z przerwą na tankowanie i kawę. Zewsząd pięknie pachniało butwiejącymi liśćmi, których mokre formacje na jezdni bacznie obserwowałem, a drzewa mieniły się wieloma przepięknymi czerwono - zółtymi kolorami. O ile na początku wyczuwałem znaczną twardość zimnych opon z charakterystycznym ''tyrkaniem'' przedniej kostki, to po pewnym czasie atakowałem już swoje ulubione zakręty, nawet zbyt agresywnie, jak na tą porę roku. Myślę, że jeździło mi się aż tak dobrze z paru różnych powodów, a jeden z nich, wydawać by się mogło całkiem prozaiczny to zmiana kurtki na nową, tekstylną.

    Dotychczas jesienią i zimą używałem swojej starej skóry Spidi bez podpinki, którą mam od początku. Teraz dopiero z perspektywy nowej odzieży widzę, jak strasznie dawałem ciała z upychaniem trzech bluz i polaru pod spód papy i tworzenie z tego skorupy, w ktorej nie dało się swobodnie poruszać, a ktora może i była ciepła, ale nie wytrzymywała na sucho nawet lekkiego deszczyku.

    I tak ostatnio wkurzyłem się wreszcie na niewygodę swojego "jesiennego zestawu" i pokopawszy w posezonowych promocjach i przecenach zakupiłem kurtałę Alpinestars"a - model Andes, z membraną Drystar. Nie ma tu nawet sensu szczegółowo porównywać tych dwóch kurtek w kontekście surowych warunków, gdyż dzieli je przepaść kolosalna. Andes lepiej okrywa nerki, ma więcej wodoodpornych kieszeni, kołnierz jest wyższy przez co można go szczelniej zapiąć i przede wszystkim nie przemokła podczas godziny w grubej ulewie. Poza tym oferuje też inny komfort podróżowania - zakładam pod spód jedynie bieliznę termoaktywną i jakąś bluzę, co zupełnie wystarczy dając bezcenną swobodę i nie krępując ruchów. Wygląda na to, że spory błąd popełniałem upierając się jak osioł przez te lata przy starej skórze - trzeba było od razu kupić porządnego tex'a z podpinkami, zwłaszcza, że na tych moich nakedach to wiało jak przy klifach nad oceanem.

    I co najważniejsze - na plecach jest ogromna kieszeń na zamek i dwa rzepy. W kieszeni tej mieści się bez problemu ten mój pieprzony ośmiocalowy tableto-telefon, który muszę nosic bez przerwy przy dupie, na wypadek gdyby któremuś mojemu klientowi zachciało się zamówic towar na przykład o godzinie dwudziestej drugiej, w niedzielę. Można tam też pomieścic kondona razem z onucami, albo czteropak Tatry, po uprzednim rozeraniu puszek z piwem na sztuki .

    Ta jesień jest więc chyba najprzyjemniejszą pod kątem wrażeń z jazdy ze wszystkich dotychczasowych, a jest to tak na prawdę zasługa sprzętu na/i w którym jeżdżę. Kiedy sobie przypomnę jak jechałem z kumplem do Finlandii na gołym Bandicie w wyżej wymienionej skórze i z szalikiem pod szyją, przy temperaturze +5 stopni, to mnie aż ciary przechodzą. Powaga, teraz to nie wiem za bardzo jakim cudem tego dokonałem, nie przeziębiwszy się nawet - być może pomogła kurująca moc fińskich nalewek już u celu podróży. Pamiętam, na przykład jak stacjach benzynowych, zwłaszcza już na północy padałem na kolana i grzałem ręce o silnik. A trzeba dodać, że miałem założone dwie pary rekawiczek : skórzane sporty z ledwo klejącymi ze starości rzepami, które kupiłem już mocno używane, a pod spodem zwykłe bawełniane - takie z Pepco, za pięć złotych ... :)

    Plus z tego wszystkiego jest taki, że człowiek jakoś sam podochodził metodą prób i błędów do tego doświadczenia, które ma teraz i miło czasem powspominać, z lekkim uśmiechem politowania nad samym sobą, jak to było na początku.

    Poza tym albo się starzeję albo mądrzeję bo ostatnio pomyślałem o odblaskach z których zawsze tak się nabijałem. Nie mówię tu o furkoczącej na wietrze kamizelce robotnika budowlanego, tylko o czymś na kształt fluo-szelek, albo pasa na krzyż przez klatę. Zawsze miałem i teraz też mam skrajnie czarne ciuchy i czarny motocykl a zauważyłem, że te fluo-pasy widać z kilometra, zanim człowiek się w ogóle zorientuje, że w jego kierunku nadjeżdża jakiś motocykl.

    Jprld co to się ze mną ostatnio dzieje...

Komentarze : 12
2016-11-17 20:16:35 jazda na kuli

ptwr2 to zdanie to ''nie schodź do poziomu wariata, bo na tym polu pokona Cię swoim doświadczeniem''

2016-11-09 18:10:49 ptwr2

Wynikałoby z tego, że zamiana spodni na inne niewiele pomoże. Trzeba zmienić "grzejnik" :D

Książka super, bardzo mocno osadzona w polskich realiach. Ciekawie wypada porównanie ze "Strategiami ulicznymi" Davida L. Hough, którą również mam w biblioteczce. Bałem się, że po raz drugi będzie to samo, ale nie. Dzieło Hougha jest bardziej uniwersalne, kierowane do każdego, niezależnie od maszyny czy umiejętności. Zaletą takiego podejścia jest mnogość poruszonych tematów, wadą pobieżność lub pominięcie niektórych rzeczy.

Książka "Motocyklowe strategie uliczne" jest pozycją bardziej specjalistyczną, kierowaną do motocyklistów głównie poruszających się w gęstym ruchu ulicznym, w miastach i na drogach szybkiego ruchu, a zwłaszcza do takich, którzy jeżdżą jakby wisiał nad nimi absolutny nakaz wyprzedzania wszystkich i "filtrowania" gdzie tylko się da, nawet jak w danej chwili się nie da.

Z tego sezonu pamiętam gościa na turystyku z damą serca na tylnej kanapie, prującego po linii i balansującego pomiędzy lusterkami samochodów. Ja jechałem w sznurze samochodów, pokornie podążając za czyimś zderzakiem, bez ciśnienia i nerwów. Dopiero dojeżdżając do świateł, spokojnie prześlimaczyłem się szeroką "alejką", żeby stanąć obok tamtego zawodnika na takim samym pole position jak on.

Czytając książkę, patrząc na przykłady, wiele razy drapałem się po głowie: kto normalny by tak jechał? A jednak jeżdżą (przykład powyżej). A nawet jak nie, to i tak nie znaczy, że nie zostanie na nich zastawiona pułapka. Teraz zajrzałem do spisu treści i od razu znalazłem 5 przypadków, które miałem w sezonie osobiście, a do incydentu nie doszło, ponieważ brakło jakiegoś istotnego elementu lub elementów, w ciągu zdarzeń prowadzących do katastrofy.

Książka kładąca nacisk na interakcje pomiędzy motocyklami, a innymi użytkownikami dróg (można by powiedzieć: stałe elementy gry), to znakomity pomysł, tym bardziej że dobrych pozycji traktujących o tym, jak sobie samemu nie zrobić kuku, jest już kilka. Albo tym bardziej, że większość wypadków to jednak kolizje z samochodami, które trudniej przewidzieć. Własną prędkość i manewry można kontrolować - innego kierowcy już nie.

Podobały mi się trójwymiarowe ilustracje, pokazujące sytuację z różnych punktów widzenia. W czasie jazdy łatwiej jest skojarzyć zapamiętany obraz zza kierownicy wirtualnego motocykla, niż schemat skrzyżowania z lotu ptaka, a to przekłada się na czas reakcji.

Z jedną rzeczą się tylko nie zgodzę, w słowie od autora napisano: "to nie jest tak, że spotkasz wszystkie opisane sytuacje, więc nie musisz się obawiać". Myślę, że owszem spotka się je, tylko o ile nie będzie dzwona lub choćby bliskiej mijanki, to większości się nawet nie zauważy, że mogły być.

Ogólnie na duży plus i czekam na tom drugi. Skoro ma być o wypadkach, to podrzuć im pomysł na tom trzeci: opowieści samych motocyklistów z gatunku "było blisko, ale tym razem się udało".

A teraz, które to zdanie tak bardzo utkwiło Ci w pamięci?

2016-11-08 19:46:03 jazda na kuli

ptwr2 kurde no to myślę, że chyba sporo ciepła na nogi oddaje Monster. moje też są podszyte kevlarem ale na prawdę spoko się jeździ nawet w upały mimo, że Tiger też trochę grzeje. Kawa oddawała jakos to ciepło za motocykl i tam to był ideał

a jak książka, podobała się? podobno 2tom jest ciekawszy z opisem wypadków (premiera w grudniu)

2016-11-08 13:08:11 jazda na kuli

tomeko klocki to sobie zmien w byle jakim serwisie albo warsztacie, bo to żadna filozofia bym powiedział i ciężko to zepsuć

2016-11-08 11:55:27 tomeko

przepraszam, że tutaj ale na szybko potrzebuję polecenia sprawdzonego serwisu Triumpha w Warszawie lub okolicy, potrzebuję szybko klocki zmienić w małym Tigerze, Liberty na Łopuszańskiej jakoś mnie nie zachwyciło, ktoś podpowie

2016-11-08 10:46:30 ptwr2

jazda na kuli: ja też jeżdżę w jeansach. Jest mi gorąco, ponieważ pomimo braku owiewek w ogóle nie czuję pędu powietrza. Albo podszyty kewlarem materiał go nie przepuszcza, albo aerodynamika jakoś dziwnie tu działa i wiatr omija nogi - lekko furkocze tylko samiutki koniuszek nogawki. Druga sprawa jest taka, że duża część nóg przylega do motocykla, a ja pilnuję prawidłowego i mocnego dosiadu. I akurat tylny cylinder chłodzonego powietrzem silnika idzie tam, gdzie są nogi. Co ciekawe, nie czuję buchającego gorąca ani nic mnie nie parzy. Po prostu pocę się jak mysz, podczas gdy resztę ciała mam suchą i w pełni komfortową.

Zastanawiam się, czy są jakieś inne i bardziej przewiewne spodnie, ale bez zmniejszania poziomu ochrony?

Tak przy okazji, przeczytałem książkę ;)

2016-11-07 20:49:01 jazda na kuli

Dziabong1 - Edyta to Ty? :) dziabong kojarzy mi się teraz tylko z ER6 :) poza tym świat jest skonstruowany dosyć kontrowersyjnie - rodzimy się głupi i tacy umieramy :)
Calmly początki przeważnie są krejzolskie i dobrze, żę człowiek jakoś przez to przebrnął...
Bartas132 niestety, są drogie. ja nie jestem zbyt zamożny, więc nie stać mnie na kupowanie taniochy :)
pter2 obejrzałem kamizelkę - fajna. ja latam w lato w jeansach i powiem Ci, że nie narzekam na upały
Irek ST oby grudzień był taki jak rok temu +10 stopni...

2016-11-07 15:39:18 IrekST

Wiadomo texy są dużo praktyczniejsze, a materiały zastosowane w nich lepiej z reguły chronią przed warunkami atmosferycznymi.

Też cały czas mam jeszcze komplet spodnie i kurtkę skórzaną od IXONA, ale niestety mało okazji do jazdy w nich. Teraz już za zimno na skóry, które nie mają podpinek, a różne windstopery pod spodem sprawy nie załatwiają. No i fakt, ciężko się ruszać w dopasowanej kurce i spodniach kiedy mamy na sobie jeszcze inne warstwy.

Co do kamizelek czy innych pasów to sam nie używam, chociaż myślałem o tym. Teraz gdy szybko robi się ciemno, ludziom ciężej się obudzić, myślę że to rozsądne. Za to z reguły Yamahą jeżdżę z kufrem centralnym, a na nim mam kilka naklejek z odblaskami, zawsze coś.

BTW w Norwegii spadł już śnieg, także sezon zakończony dla mnie definitywnie. No chyba że w grudniu w Polsce będzie dało się jeździć ;)

2016-11-07 13:49:31 ptwr2

Potwierdzam, skóra (nawet z podpinką) to marny pomysł przy +5C :D Dłonie musiałem grzać od silnika na każdych światłach - akurat jak na złość, trafiały się przeważnie zielone :/ Za to w gorące dni jest mi chłodniej właśnie w skórze, gdy zachodzą ciekawe zjawiska wentylacyjne. Brak owiewek wtedy się przydaje i +30C nie stanowi najmniejszego problemu, pod warunkiem utrzymania godziwej prędkości.

W sumie jedyny problem w upały mam ze spodniami. Wszędzie indziej mam komfort, ale nogi dosłownie spływają ku ziemi i nie za bardzo wiem, jak to rozwiązać, przy zachowaniu poziomu ochrony.

Na chłody zakupiłem kurtkę tekstylną i nawet z niej nie wyciągam podpinki i membrany, która lepiej sprawdza się w roli wiatrołapu, niż ochrony przed wodą. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - zakładana na wierzch kurteczka z fluorescencyjnej folii załatwia ten problem, jednocześnie drastycznie zwiększając moją widoczność. Przy okazji w pakiecie dostaję wysoki kołnierz, chroniący szyję.

Gorzka lekcja dotyczy rękawiczek i butów spod znaku "waterproof". Faktycznie, ciężko wylać z nich wodę, która dostała się już po 10 minutach jazdy... I teraz pytanie: kupiłem za tanie produkty, czy po prostu tak musi być i podgumowane nakładki są jedyną realną opcją na suche dłonie i stopy?

W żółtej kamizelce jeżdżę zawsze, faktycznie robi robotę, to widać po reakcjach kierowców. Wybrałem Revit Athos Air. Bardzo dobrze wykonana, wcale nie przypomina takiej z marketu budowlanego, dzięki czarnym wstawkom, użytym materiałom i ogólnemu fasonowi. Żółty kolor aż razi w oczy, paski odblaskowe rewelacyjnie odbijają światło, a perforowany materiał przepuszcza powietrze. Dodatkowym atutem jest ochrona skórzanej kurtki przed owadami - łatwiej wyczyścić czy wyprać kamizelkę ;) Minusem jest cena i to, że łatwo się zaciąga od rzepów, zwłaszcza tych do zmiany obwodu rękawów w mojej tekstylnej kurtce.

2016-11-07 09:27:40 Bartas132

Martwi mnie tylko to, że wszystkie akcesoria motocyklowe są tak drogie... Z drugiej strony lepiej kupić porządne i mieć na dłużej :)

2016-11-07 08:50:22 Calmly

Textylia to świetna sprawa. Swój kombinezon mam już 8 lat i jestem zachwycony jego praktycznością jak i dopasowaniem do ciała.
Choć pamiętam czasy kiedy latalo się w rękawiczkach od BMX'a - łapki miałem zafarbowane od nich na czerwono po każdej jeździe :)

2016-11-06 12:37:28 Dziabong1

Czyz nie za to cenimy starych wyjadaczy, ze juz niejedno w zyciu widzieli? To jak z pitoleniem (w mniemaniu mlodych gniewnych) mamusi zaloz czapeczke, bo jajeczka przewieje i bedziesz stekal przy sikaniu, a na starosc to i stekanie nie pomoze. Jak mlody gniewny poczuje jak moga nery bolec, to i madrosci przybywa. Samo zycie.
Co do pasow to uzywam takich w ksztalcie policyjnych co skutkuje spowolnieniem ruchu, gdy zatrzymuje sie na poboczu ;)

  • Dodaj komentarz

Kategorie