Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

02.05.2017 11:20

1szy wyjazd zagraniczny

    Wstyd sie przyznać, ale starym Banditem w niecałe dwa sezony przejechałem 6 krajów, natomiast typowo turystycznym Tigerem zaczynam drugi sezon, a jeszcze gumy jego opon nie opusciły polskiej ziemi. Plany oczywiście są przeróżne, tylko zawsze coś, jakoś musi stanąć na przeszkodzie.

     Planowany nasz wyjazd na ziemie sandomierską szlag trafił, bo na wtorek (czyli dzisiaj) zapowiedziano solidne deszcze (za oknem własnie zaczeło padać). Postanowiliśmy zatem pojeździć sobie gdzieś tutaj w pobliżu, żeby w razie czego pitnąć do domku przed telewizorek z piwkiem, albo herbatką w ręku. Tacy to z nas globtroterzy z jednej strony, a z drugiej nic na siłę - jeszcze nie umieramy.

     W poniedziałek pogoda była na tyle dobra (chociaż wiało), że uznałem, że to jest dobry moment na pierwszy wyjazd Tigerkiem z kraju. Przekroczylismy granice w Korbielowie i kontynuowaliśmy droga 78 w kierunku Dolnego Kubina. Są to znane mi dobrze okolice, które przejeżdżałem parokrotnie, jednak ostatni raz miał miejsce co najmniej z 10 lat temu.

    Muszę przyznać, że ta Słowacja, to się za wiele nie zmieniła, co niektórzy składają na karb wspólnej waluty, która ostatecznie ich zaorała. Przykładowo, po drodze zatrzymaliśmy się na kawę w Żywcu na rynku, gdzie nie byłem jeszcze dłużej, i o mało nie poznałem tego miasta, tak pozytywnie się przekształca. Natomiast po wjeździe do naszych południowych sąsiadów poczułem się, jakbym był tam wczoraj. No, może jedynie sklepy Coop Jednota (coś jak nasze Społem) mają odświeżone elewacje i co chwilę wiszą cyfrowe wyświetlacze, które zmierzą twoją rychlost.

    Słowacy w zabudowanym jeżdżą 40-50 na godzinę i prawie nikt nikogo nie wyprzedza. Snuliśmy się więc za nimi, ze strachu przed policyjnym euro-terrorem, co zaczęło budzić we mnie lekką irytację.

    Później się trochę przerzedziło i zaczeły się górskie winkle, które ciągneły się aż do miejscowości Oravski Podzamok, a ta właśnie była celem naszej wyprawy. Fajne miejsce z charakterystycznym zamkiem na wzgórzu, dominującym nad okolicą. Na dole powstała fajna infrastruktura z małym parkiem, knajpami i hotelem.

    W drodze powrotnej złapał się za nami jakiś Słowak na podobnym motocyklu, z pasażerką na pokładzie i zaczął kozaczyć. Jako, że byłem po mocnej kawie i dobrze wjeżdżony w motocykl, podniosłem rzuconą rękawicę. Skupiłem się maksymalnie, wkleiłem podniszczone scorpiony w asfalt i dałem ognia w miarę swoich skromnych możliwości. Tiger lepił się drogi, jak gówno do podeszw, a Słowak z tyłu, chociaż cały czas próbował być blisko, nie miał  okazji, żeby nam odjechać. Mała rzecz, niby dziecinada i wsiurska husaria, ale zawsze cieszy.

   Wcześniej, pod zamkiem, to w ogóle miał mniejsce motyw następujący. Postawiłem motor na lekko pochyłym placyku, jakby to powiedzieć bokiem do wzniesienia. Kiedy się na niego gramoliłem i chciałem usiąść stawiając obie nogi na ziemi, moja prawa stopa miała dalej do stylowej kosteczki brukowej pokrywającej placyk, niż lewa. Mimo, że całą tą czynność wykonywałem dosyć ostrożnie, to powiem Wam, że gdy się prostowałem moto, gibneło się mocno w prawo, zadziałała grawitacja i przez chwilę zrobiło się bardzo ciepło. Mam przekonanie, niemal graniczące z pewnością, że gdyby cała ta akcja odbyła się na Explorerze 1200, zwanym potocznie TEX'em i ważącym 40kg więcej - prawa noga raczej na pewno by sie pode mną ugieła i wypierdoliłbym przy tych wszystkich turystach z motorem na ziemię. Innymi słowy siara na pół Europy.

    W drodze powrotnej, dupa już mnie bolała od tego siedzenia, więc ciąłem S1'ką Żywiec - Bielsko cały czas prawie 150 na godzinę, a jest to prędkość, z jaką rzadko podrózuję z pasażerką. Podoba mi sie w tym motocyklu, że nie wieje wtedy na nim jakoś szczególnie, a silnik pracuje spokojnie i nie sprawia wrażenia przesilonego. Można też wyprzedzać z 6ki bez redukcji i świetne jest dla mnie to, że takie fajne parametry udało się wyciągnąć brytyjskim inżynierom z silnika o pojemności 800. Kolejna ciekawa sprawa, to bardzo długa jedynka, na której można bez szarpnięć i zmian biegów, czy półsprzegieł wyjechać z ciasnych parkingów, objechać zatłoczone ronda itp.

     Tak więc 1szy mikro-wyjazd za granicę Tiger ma już za sobą. Rozpisałem się może za bardzo offtopowo na tematy mechaniczne, ale im dłużej jeżdżę moim Triumph'em, tym bardziej go lubię. O ile pogoda znowu nie odwali takiej kaszany, w weekend czerwcowy szykujemy wypad zdecydowanie dalszy, o wiele, wiele grubszy.

lewa

Komentarze : 1
2017-05-02 18:06:50 IrekST

Fajnie, przede mną pierwsza trasa Yamahą w biesy w najbliższy weekednd :)

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
słowacja majówka
[zdjęć: 3]

Archiwum

Kategorie