Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

31.07.2015 22:18

Honda Fireblade znaczy zdrada

nie potwierdzone jazdą a więc mało rzetelne gdybanie o tym, że moja ukochana marka nie ma dla mnie następnego motocykla

    Motocykle w wiekszości kupuje się oczami. Nie środki transporu na ekonomiczne dojazdy, ale te które mają realizowac jedynie nasze widzimisię. Dlatego ludzie kupują Dukaty za którymi czasem niesłusznie ciągnie się opinia awaryjnych, albo jeżdżą Harlejami które ważą tysiąc kilo. Przeważnie wybieramy sobie sprzęty, które nam się podobają i potem porównujemy inne dane. Nie wiem jak Wy, ale ja raczej nie wgłębiałem się w detele maszyn które były mi obojętne. Szukałem i sprawdzałem to, co sobie wymarzyłem, na widok czego szybciej biło moje serce.

    Jednak trochę czasu zajęło mi zrozumienie, że założenia zakupu motocykla znacząco się różnią od założeń zakupu np.samochodu w kwestii zamiarów. Pierwszy i trzeci motocykl kupowałem aby służył mi długo i jeżdżił bezawaryjnie dziesiątki tysięcy kilometrów. Ale to kryterium zaczęło ostatnio tracic dla mnie na atrakcyjności. Może dlatego, że na razie nie mam czasu jeżdzic w dalekie trasy. A może dlatego, że dotarło do mnie jak ważna jest w tym wszystkim iracjonalnośc, wolnośc od sztywnych ram ekonomii. Radośc z obcowania motocyklem, z nową maszyną, chęc poznawania następnych. Wróc, nie radośc z motocykla...radośc z motocykli. Co tu dużo ukrywac - mój mit dużych przebiegów i zżycia się z jednym, solidnym sprzętem na wiele sezonów runął w gruzy.

   Chciałbym częściej zmieniac motocykle, ale mnie na to niestety nie stac. Trochę słabo.

   Kiedyś pod jednym moim wpisem również fan Kawasaki Mjk napisał, że ma małą Ninję oraz Siódemkę. Cały czas moje myśli krążą w okół tego rozwiązania jako prawie najlepszej opcji. Słaby ekonomiczny sprzęt i mocna zabawka. Oczywiście dobrze by było miec trzy, pięc lub dziesięc maszyn, ale wpis piszę siedząc w Polsce i w polskich realiach a nie w kategorii science-fiction. Stąpam po ziemi obiema nogami.

    Tak więc kiedy kupowałem swojego Zeta, który był praktycznie nowy założyłem, że będę nim jeżdził na prawdę długo. Wybrałem go oczami bo wizualnie zwalał mnie z nóg, a dodatkowo stały za nim parametry aż nawet za poważne jak dla takiego nowicjusza jak ja. Pierwszy sezon na nim był dla mnie właśnie tym czym miał byc, czyli dziką i nieposkromioną rządzą mechanicznego szaleństwa. Uczyłem się go, zachłystywałem przyspieszeniem i momentem, wykorzystywałem coraz mocniej i mocniej. Stał się najważniejszym przedmiotem w moim otoczeniu i nie szczędziłem środków na jego utrzymanie i doskonalenie. Mam jednak świadomośc, że ten stan nie potrwa wiecznie.

    W tym sezonie, który dobiega już dla mnie do połowy mój motocykl nadal mnie ekscytuje i fascynuje. Odświeżenie jago charakterystyki poprzez zmianę układu wydechowego zdziałało prawdziwe cuda. Dlaczego więc ciągle zaglądam w ogłoszenia szukając innych alternatyw i sprawdzając osiągi innych bardziej ekscytujących motocykli? Bo moje hobby, czy jak kto woli zajawka potrzebuje żeby je ciągle karmic, rozwijac. Jest inaczej niż na początku przypuszczałem. Nie ma dla mnie teraz jednego motocykla, nie ma motocykla docelowego. Jest cała galaktyka wspaniałych maszyn i każdą chciałbym dotknąc i ocenic.

    A w niektóre pogodne dni, kiedy mam przed sobą w miarę równą drogę a w głowie świetną koncentrację i gonię Zeta do odciny pełnym ogniem to czuje, że na takie właśnie ekstremalne chwile robi się on za słaby. Wiem jak idzie Hayka, Zygzak i S100RR. Wiem, że jest jeszcze sporo do wyciśnięcia. Sporo zabawy.

    Może dla tego, że bardzo dużo jeżdżę autem założyłem na początku, że tak samo będzie z motocyklem. Lubię duże przebiegi. Wierzę, że moje prawidłowo dbane i esploatowane przeze mnie Kawasaki mogło by zrobic podemną grubo ponad sto tysięcy kilometrów, jak nie więcej. To jednak nie nastąpi. Nie o to chodzi, że zmieniły mi się priorytety i teraz staram się jeżdzic mniej, ale efekywniej. Chodzi chyba o to, że motor to dla mnie zabawa, a w zabawie najwięcej frajdy dają nowe zabawki. Kto ma dzieci, ten wie.

    Tak się składa, że kocham wszystkie motocykle i skutery, ale najbardziej lubię sportowe. Dlatego próbuje upodobnic mojego nakeda do plastika. No bo ten wydech, plastikowy zadupek, stalowe oploty, krótki ogonek, czy wyższa szybka temu przecież mają służyc. No i temu też, żeby odnowic swoją zabawkę. Wiem, wiem, lepiej kupic od razu sporta no bo po co się tak bawic i topic kasę ale zawsze jest jakieś ale. Na przykład pozycja na motocyklu, a raczej obawa, że odbierze mi ona trochę radości z jazdy, czy też zbyt wymagająca moc i czy ta moc też nie uszczknie nieco tej radości. Co jak co szlifierki lubię, paroma jeżdziłem ale wygodę uwielbiam najbardziej, jak prawie każdy człowiek.

    Zatem przejdżmy do fanatycznie czczonej przeze mnie marki. Co jakiś czas cyklicznie rozważam jej topowego supersporta jako swój przyszły motocykl. Pierwsza jego odsłona, ciesząca się stosowną estymą, jest powiedzmy sobie raczej trudna do nabycia w jakimś konkretnym stanie, chociażby z racji swojego wieku. Druga ( 2008-2008) odpada, bo mi się nie podoba. Z trzecią jest już dużo lepiej, chociaż nie wiem, czy chciałbym patrzec na zegary prawie identyczne jak miałem z Z750 i trochę mało czytelne w dzień oraz  te migacze jakby przylepione do ramion lusterek. Kwestia gustu. Ale czwarta....czwarta jest po prostu zajebista a jej parametry zapierają dech w piersiach zwykłego gościa, który nigdy nie latał po torze. Lekka, piękna, piekielnie mocna i napakowana nowoczesną elektroniką istne szaleństwo. Czego chciec więcej ? Jak już to tylko Hypera pokroju multistradowego ZZR-1400, czy Hayabusy.

    Zet 1000, którego kupowałem, kupując niejako swoje marzenie powoli zaczyna powszedniec i blaknąc, a jego miejsce zajęła Dziesiątka.

    Trochę szkoda, że prawdopodobnie na razie jej nie kupię. Jest chyba dla mnie zbyt ekstremalna, albo ja za mało ekstremalny do niej. Jak na razie to na pewno bo kto wie, może zaczynając od jakiegoś słabszego sporta, to potem, kiedyś, któregoś dnia ...

    W komentarzach do mojego poprzedniego wpisu, czytelnik erjot ujawnił, że jest posiadaczem takiej właśnie Dziesiątki. Pozwoliłem sobie poprosic o tą cenną dla mnie opinie, zwłaszcza, że jego przesiadka nastąpiła z modelu, którym ja teraz jeżdżę i jesteśmy w podobnym wieku, więc percepcja także może byc na podobnym poziomie. Cóż dziękuję za szczerośc, chociaż ze smutkiem przyznaje, że ta opinia dyskwalifikuje dla mnie ten motocykl. Niestety spodziewałem się tego. Skoro nie mam czasu jeżdzic na tor, a pełnym ogniem jadę przez około 15% swojej jazdy to zakup dosyc drogiej i tak radykalnej bestii zupełnie mija się u mnie z celem i może przynieśc odwrotne skutki od zamierzonych. Nie chodzi o to, że motocykl jest dla mnie za mocny lub za mało wygodny. Chodzi o to, że nie będę przez górująco większą częśc czasu jeżdził tak jak się powinno nim jeżdzic. Innymi słowy będę albo mulił i kaleczył...albo podejdę zbyt ambicjonalnie i zacznę szukac kresu możliwości swoich i maszyny na drogach publicznych, które torem nie są, ba nie są nawet świetnej jakości, nie są równe, nie są zupełnie suche i nie zawsze są proste. Wyobrażenie sobie ewentualnych efektów mojej jazdy sportowej na takim potworze nieco studzi moje zapały. Nie mam jeszcze stosownych umiejętności. Pamiętam wywiad, którego udzielił jakiś anonimowy biker w którym stwierdził, że nauka efektywnej jazdy na motocyklu sportowym zajmuje około trzech sezonów. Może trochę przesadził, ale coś w tym jest. Postanwiłem mierzyc siły na zamiary i pozostaje mi tylko pozazdroscic erjotowi radosc zrobienia tylu kilometrów na czymś tak zjawiskowo zajebistym. No i prosto z salonu :)

    Czy to oznacza koniec moich marzeń o supersporcie? Niekoniecznie, są przecież sprzęty lżejsze, nieco słabsze, takie które lepiej się pode mną sprawdzą. Które nie mają stosunku jeden koń do jednego kilograma i które teoretycznie wykorzystam bardziej. Na przykład Ninja 636 - 137 koni i 67 Mn momentu obrotowego. No i tu zaczynają się schody.

    Pojechałem kawał drogi, żeby przejechac się tym motocyklem. Jazda była fantastyczna, motor jest kapitalny ale to niestety nie to. Wiem, że odczuwałbym poważny niedostatek momentu obrotowego. Ninja 636, której moc nie jest dla mnie absolutnie za mała(podobna do Zeta) i która jest świetnym sportem niestety nie posiada takich pokładów momentu obrotowego jak mój Zet. A to jest niestety czynnik dyskwalifikujący. Przypuszczam, że ten  niedostatek drażniłby mnie w codziennej jeżdzie, ponieważ nabrałem już pewnych przyzwyczajeń.

    Czy zatem nie ma lekkigo motocykla sportowego, produkowanego powiedzmy po 2010 roku, z dużą mocą i wieloma niutkami, którym mógłbym uczyc się pozycji i jakoś normalnie jeżdzic po ulicach i autostradach, raz szybciej, raz wolniej, tak jak teraz ? Są, ale nie w portfolio mojej ukochanej marki Kawasaki. Wiadomo, że tylko gdybając i porównując na sucho, bez jazdy próbnej wyodrębniłem dwie sztuki. Opierając się tylko na opiniach użytkowników i swoim guście estetycznym wyodrębnilem dwa motocykle.

    Suzuki GSX-R 750 i Hondę Fireblade SC 59, z mocnym wskazaniem na tą drugą.

    Legenda o Hondzie sugeruje, że jest ona tym czego będę w najblizszej przyszłości poszukiwał. Wiem, nie ma co gdybac tylko na podstawie samych artykułów w internecie i opini o najbardziej przyjaznym litrze, ale parametry techniczne podpowiadają, że to może byc to.

    Ale zaraz zaraz, a co z moim uwielbieniem do ekstremalnej, sportowej bezkompromisowości marki Kawasaki? co z miażdżącą marketngowo, świetną i kultową nazwą Ninja ? kurde, ale to wszystko porypane. Niby tylko dwa koła, bak i kierownica a tyle dylematów.

    Wracając do Bladego jest lżejszy od mojego Zeta o dwadzieścia kilo. Nie ma dwustu koni jak Dziesiątka, tylko sto siedemdziesiąt osiem i co najważniejsze moment obrotowy jest na poziomie prawie 114 Mn, czyli o cztery więcej niż w Zecie. Cztery niutki to może nie za dużo, ale w porównaniu z ubytkiem masy własnej o dwadzieścia kilo może byc ciekawie, żeby nie powiedziec - w sam raz. Nie aż tak ekstremalnie, choc moment jest nawet o dwa większy niz w ZX 10R. Nie chciałbym obrazic posiadaczy Bladego nazywając ich motocykl słabym czy mało kozackim. Albo jak to piszą niektórzy filozofowie, że jak na litra to nie idzie. Te akurat cechy sprawiają, że dla mnie akurat może byc on atrakcyjnym wyborem. To oczywiście na razie tylko rozważania na kolejny sezon. Taka próba znalezienia stosownego kompromisu. Planowanie. Starzy wyjadacze na sportach pewnie mają teraz niezły ubaw :) ..stary jak się zagapisz Blady wyrzuci Cię z pierwszego trudniejszego zakrętu jak szmatę a wcześniej wyrwie Ci ręce z korpusu razem z korzeniami i tyle będzie z twojego surfowania po internecie.

    Ale co sezon moje podjście lekko się zmienia. Obecnie krążę myślami w okół dwóch tańszych sprzętów zamiast jednego droższego. Zobaczymy, co będzie w przyszłym sezonie. Wszystko się zmienia, wszystko jest względne. Nie czynię już twardych założeń, tak sobię tylko na luzie planuje, wybiegam w przyszłośc.

    Takich rozwazań jest nieco więcej i wkrótce pewnie chęnie się z Wami nimi podzielę. Zamierzam w przyszłosci pójśc tropem, który podpowiada erjot, Mjk i wielu innych. Jeden motocykl to za mało a uniwersalnośc jest fikcją. Równocześnie więc z grzebaniem w supersportach jakiś czas temu rozpocząłem penetrację rynku używanych maxiskuterów. Nie za dużych i także nie za mocnych w swojej klasie, takich w sam raz. Zobaczymy co z tego wyniknie, bo to także temat-rzeka.

  pozdrowionka, zbliża się piękny weekend, wiec życzę wszystkim radosnego i efektownego śmigania! mnie czeka jutro mała traska z debiutującą na tylnym siedzeniu wielkości ośmiocalowego smartfona ukochaną Agnisią :) powinno byc ciekawie...

Komentarze : 6
2015-08-13 19:44:37 left 4 dead

gsx1000f jest ponoć bardzo mocny i przypuszczam, że wymiata poręcznością - to w końcu świeża konstrukcja. ma jedynie jedną wadę - wizualnie jest totalnie pozbawiona jaj, nie porywa mnie niczym, dla mnie wygląda słabo (choć i tak lepiej niż naked)
co do Bandziora - wiadomo - KULT. brakuje mi jednak jego świeższej wersji, która drapieżnością dorównywała by jego nazwie....albo oblicza grubaśnego nakeda w stylu Monstera 1200..
co do Twojego ZZR-a..w życiu wszystko się może się zdążyć :)

2015-08-13 17:01:00 Multistrada

Dokładnie! Idź za głosem serca i kupuj. To nie jest sport, ale uważam że Bandit 1250 jest naprawdę wspaniałym motocyklem, więc może coś takiego? Z jednej strony dasz radę pościgać się nawet ze sportowymi 750-kami, z drugiej spokojnie można machnąć dziennie 1500 km. Albo właśnie gsxr 750, nie słyszałem by któryś z kolegów na niego marudził. A najlepiej umów się - jak tylko będą w salonie - na jazdę tym nowym Suzuki gsx-s1000f, ponoć wymiata. No oczywiście, za jakieś kilka lat zawsze możesz kupić ode mnie Zygzaka (-;

2015-08-06 06:54:50 left 4 dead

No to życzę powodzenia w doskonaleniu gumowania. Ja się cieszę, że mnie nie ciągnie.Cieszę się też, że nie zacząłem jeździć paręnaście lat temu, byłem solidnie popyrtany i nie wiem czy byłbym teraz tutaj.A tak to porozwalałem się na rowerze i uspokoiło mi się. Wtedy nazwałbym swoją obecną wersję wspaniałym zgredem , teraz swoje młodsze wcielenie nazywam totalnym pojebem. I tak powinno być - każdy wiek ma swoje prawa i na wszystko jest w życiu czas.

2015-08-04 09:07:47 Mjk

Haha, co za zaszczyt, zostałem wymieniony z nicka :D

Ja jakiś czas temu zrozumiałem, że oprócz tego, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to My motocykliści (przynajmniej niektórzy) potrzebujemy zmian i emocji.
Dlatego co chwile dokupujemy jakieś pierdółki - u mnie był to wydech, inna kierownica (pozycja na sporcie juz mnie nie meczy - kupilem regulowane clip onsy dan moto i dostosowalem pod siebie. Teraz siedze baaardzo wygodnie, przy zachowanym wygladzie sporta :)), stalowy oplot, jakieś delikatne zmiany wizualne. Coś się dzieje.
Przyszedł moment, że moja zx7r wygląda i jeździ tak jak tego chciałem (no dobra, wciąż są nowe pomysły -np koncepcja kufrów). Jest super. I nie chce jej zmieniać, a mimo to tak samo, co jakiś czas zerkam na ogłoszenia. Większa pojemność z racji nowych przepisów już odpada.
Potrzebna była odmiana (ale nie zmiana).
Stąd mała 250, na której nie boję się żadnych zakrętów - wchodzę nierozważnie, odkręcam na maksa przy wyjściach, lawiruję między autami, pałuję. Gleba (póki co o dziwo nie było)? nie szkodzi, nie żal mi jej ani troche.
Opony za śmieszne pieniądze, oleju połowę tego co w większym. Ubezpieczenie 100zl na rok. klocki? grosze. Do tego na 1 tarczę tylko.
Mówiłeś, że nie lubisz jazdy na 1 kole. Ja swoją 7 też nie, bo mi szkoda. Ale tutaj? Właśnie gostek skończył mi robić gmole, dzisiaj jadę odebrać. Na razie sie ucze, ale strach jest mniejszy - nie wyrywa tak do przodu, jest lekka, poręczna. Bedzie gleba? nie szkodzi ;)

A i tak myślę o jakimś supermoto albo crossie. Coś się dziać musi ;)

2015-08-02 13:54:44 Jurajski_Zbychu

Na zmianach motocykli się nie znam - ale samochodach owszem, wiele z nich nawet sprzedałem, importując auta a nawet będąc pracownikiem salonu znanej francuskiej marki ;-) i powiem tak: zmieniaj śmiało. W Polsce podczas zmian motoryzacyjnych a w szczególności samochodów pokutują dwa pojęcia. 1. Nowy model musi być większy i mocniejszy 2. Musi być droższy ;-)
Otóż posługując się takim kryterium i zmieniając samochód co 3 lata, około 40stki doszliśmy do wniosku że powinniśmy kupić autokar MAN'a z 650 konnym V12 :D Wbrew pozorom czasem zmiany "do tyłu" nie są pozbawione sensu. Przykład z mojego własnego garażu: w 2007 roku kupiłem Citroena C5, którym zrobiłem w 8 lat 180 tys km. Rozstając się z tym samochodem moje mysli pobiegły w kierunku SUV'a (Forester, CRV, używana BMW x3) szybko jednak stwierdziłem "w zasadzie na chuj mi to" Co było złego w C5 ? Miękkie nie trzymające się drogi zawieszenie, za słaby 127 konny 1,8 16 V benzynowy motor, awaryjność. Kiedy powiedziałem znajomym że chce kupić CIVICA, co druga osoba pytała: a jak WY się spakujecie do tego bylegówna ? Okazuje się że CIVIC ma też 480 litrów bagażnika, ma 142 konny motor, co daje prawie 2 sek do sety lepsze przyśpieszenie, samochód na niskich 17" rajfach trzyma się drogi jak przyklejony, awaryjność zerowa - choć jeszcze za krótko nim jeżdżę żeby coś powiedzieć. Ale po pół roku wiem jedno, to była doskonała zmiana choć tak krytykowana. Dlatego odnosząc to do moto - trzeba kierować się wewnętrznym głosem czego potrzebuję i nie przejmować się zmianą ukochanej marki, czy "zejściem" w dół jeśli chodzi o wielkość lub wizerunkiem marki. Jeśli Hondzia Ci pasuje - kupuj, może się okazać, że będzie Ci się na tym fajniej jeździło.

2015-08-01 12:45:18 erjot

Nie chciałem Cię zniechęcać do 10. Opisałem wszystko może trochę zbyt odstraszająco ale tylko dlatego, że w większości tekstów takie moto jest tylko wychwalane a rzeczywistość codziennej eksploatacji z takim sprzętem nie jest taka różowa.
Nigdy nie polecam sportowego litra dla napalonych nowicjuszy ale po z1000 masz już zapewne dość doświadczenia żeby spróbować z przecinakiem. Początki są trudne bo to trzeba się uczyć trochę jakby od nowa ale jak masz zacięcie to idzie w miarę szybko i sezon spokojnie wystarczy. To może być to czego szukasz, nowe zabawki, nowe wyzwania, frajda, odkrywanie motocykli na nowo. Zapomnij tylko o wygodzie i komforcie i o podróżowaniu gorszymi drogami bo szlifierka szybko wybije Ci z głowy a zwłaszcza z kręgosłupa swoim zawieszeniem takie pomysły.
Jeśli zaś chodzi o wybór ścigacza to tak jak słusznie w moim mniemaniu twierdzisz 600 zdecydowanie odpadają, ich słabszy moment zdecydowanie nie przypadnie Ci do gustu. Natomiast litry są do siebie bardzo zbliżone i uważam że nie ma co patrzeć na dane techniczne w tabelkach. To jest ważne dla zawodników co walczą o ułamki sekund. Ścigałem się z różnymi sprzętami od 160 do 200 KM i różnice na prostych nie są aż tak duże a w zakrętach to już więcej zależy od umiejętności i akceptacji ryzyka jakie chcesz podejmować na drodze. Te wszystkie teorie o wyższości jednych modeli nad drugimi to głównie farmazony zaślepionych fanów danych marek. Nowsze sprzęty mają tylko przewagę dzięki rozbudowanej elektronice która pomaga zwłaszcza na początku oraz daje poczucie większego bezpieczeństwa co w sumie może być też zgubne.
Tak więc jeśli komfort nie jest priorytetem to tylko wybierać sprzęta który się podoba (też uważam że moto musi się podobać i budzić emocje) i śmigać, choć czasami zapewne trochę poprzeklinasz i zatęsknisz za wygodą.
Jak nie teraz to kiedy? Z takiego założenia wyszedłem decydując się na ściga, po 50 to raczej będzie trochę za późno. Ja nie żałuję ale tak jak pisałem to raczej mój pierwszy i ostatni tak ekstremalny motocykl.

  • Dodaj komentarz

Archiwum

Kategorie