Najnowsze komentarze
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
DominikNC do: oklejona chabeta
Cześć! Winszuję udanego sezonu. Je...
DominikNC do: Vespy z Rodos.
Co tam skuter. To jest blog motocy...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

27.04.2014 23:08

Kupiłem motor, który mi sie nie podobał.

O tym jak drugie moto samo mnie znalazło.

    Banditem jeżdziłem w swój pierwszy sezon do szóstego grudnia,aż to spadł śnieg i go zasypał.Nie mam garażu,a motocykl trzymam na parkingu strzeżonym.Ponieważ zgromadziłem zestaw porządnych ciuchów jeżdziłem,jak tylko było sucho,nierzadko przy minusowych temperaturach.Bandit zawsze chętnie odpalał,surowe warunki nie robiły na nim wrażenia.Jednak,kiedy zamiast motocykla zobaczyłem kupę śniegu,stwierdziłem,że czas się pożegnac.

    W moim serwisie mają duży garaż i zimują sprzęty za niewielka opłatą.Byłem już zapowiedziany,więc pozostało tylko tam dojechac.Odziałem się odpowiednio i ruszyłem na zaśnieżone ulice,a w mojej głowie pulsowała tylko jedna myśl-nie dotykaj przedniego hebla,więc wykonywałem widowiskowe slidy tyłem przed każdymi światłami.W końcu jednak dotarłem,powycierałem  sprzęta dokładnie papierowymi ręcznikami,dolałem paliwa do pełna,zakręciłem kranik,i ze łzami w oczach pożegnałem się czule.Akum zostawiłem,bo mieli mi podładowac a także wymienic na zimę olej i filtry.

    Zimą rozmyślałem o swoim motocyklu.Nie zamierzałem go zamieniac na razie na żaden inny,dorzuciłem do niego gratów za około 1500zł i wizualnie w mojej ocenie był to najfajniejszy Bandit na świecie.Wiedziałem,że przyjdzie kiedys czas zmiany na coś mocniejszego,ale na pewno nie w przyszłym sezonie.Nie odczuwałem braku mocy,chociaż był już kręcony pod sufit.Zżyłem się z nim .

    Jak tylko śniegi stopniały,gdzieś koło trzeciego marca stawiłem się w zimowalni.Bandit odpalił od pierwszego zakręcenia i zacząłem swój drugi sezon.Jeżdziłem dużo,nastała pierwsza poważna trasa do Finlandii i parę mniejszych po Czechach i Slowacji.Jeżdziło się super,sprzęt bez problemowo nawijał kilo.

    Ale któregoś dnia w lipcu dzwoni kumpel Seba i pyta czy nie chce zmienic motocykla.Mówię,że nie specjalnie,ale żeby wyłuszczył temat.No to on na to,że jego znajomy chce sprzedac,nie ma czasu jeżdzic,motur stoi nie jeżdżony od zimy,a sprzęt to w ogóle jest igła,pierwszy właściciel,salon Polska.W taki razie pytam,co to jest,a on mówi,że Kawasaki Z 750 z 2006 roku,czarny.

    Ojoj,myślę,znowu Kawasaki się wyłania,z otchłani jakiegoś zagraconego garażu wypełza do mnie,w takim razie trzeba by obejrzec co to w ogóle jest. Zet 750 kojarzyłem dosyc dobrze,jak szukałem pierwszego moto,oglądałem je na oto,ale wtedy moc 110 koni przy masie 190 pare kilo nie wydawała mi sie dobrym pomysłem,poza tym nie podobały mi się.Mimo tego z czystej ciekawości umówiłem się z gościem,żeby obejrzec.

   Jestesmy umówieni,jadę więc do gościa,biorę kable,bo przez telefon mówi,że moto nie pali.Na miejscu witamy sie,jest sobota słoneczko świeci,zabieramy się do odpalania.

   Kawa rzeczywiscie musiała stac długo,bo za cholere nie chce odpalic,a paliwa jest pełen bak.Pchamy ją więc w kółko po placu,aż w końcu jest,zapaliła,popracowała chwilę nierówno,chrapliwie a potem się uspokoiła.Nic nie przydymiła.

    Jak już wyrównałem oddech po pchaniu zacząłem łazic w okół motoru i dokładnie oglądac.Pierwsze wrażenie -niekorzystne.Przy stojacym obok Bandicie Kawa jakaś taka mała,lampa i przód wyglądaja obleśnie,chłodnica dziwnie sterczy z przodu,niektóre plastiki srebrne,inne czarne,totalna porażka.Do tego wielkie pomarańczowe migacze,które wyglądają jakby miały zachaczac przechodniów.Z boków przykręcony stelaż pod kufry z jakimiś dziwnymi kierunkami,jednym słowem estetyczna katastrofa.

    No ale przychodzi czas jazdy wiec lekko zniesmaczony wsiadam na Kawę i wyjeżdżam na ulicę.I nagle szok...jak ona jeżdzi!.Przecież ona sama skręca,biegi cicho i leciutko wchodzą,wysprzęglanie poezja,manewruję po osiedlu i nie moge sie nadziwic.Jaki w ogóle leciutki jest ten motor,przecież on chodzi jak nowy.Wyjezdżam na główną i daję w palnik.W porównaniu do Bandita rwie jak pojebany.Nie wstrząsa mną tak jak Diavel,którym przejechałem się w zeszłym roku,ale idzie i to idzie konkretnie,nie ma lipy.

    Wracam więc,zsiadam i od razu Kawa troszkę bardziej mi sie podoba.Dostrzegam,że ma fajny kozacko zadarty tył,a jak się zdejmie ten stelaż to bedzie jeszcze lepiej.Teraz w porównaniu do stojącego obok Bandita wygląda zgrabnie i lekko.Wszystko w oryginale,opony nowe,Piloty.Przód dalej sprawia na mnie koszmarne wrażenie,więc nie napalony,spokojny jak ocean przystępuje do negocjacji.Kwota którą jestem gotowy zapłacic nie satysfakcjonuje właściciela,ale obiecuje,że jak coś to sie odezwie i rozstajemy sie.Przypuszczam,że nie zadzwoni.

    No to ok,myslę sobie,będę sobie dalej jeżdził kochanym Bandziorkiem.Jednak po trzech dniach gośc się odzywa i mówi,żebym przyjeżdżał z kasą i zabierał moto.Wtedy dopiero się ucieszyłem,bo poczułem,że nadchodzi nowa przygoda.

    Tak więc kupiłem Kawasaki i na parkingu pod pokrowcami stały dwa motocykle.Odkręciłem stelaż i wraz z kuframi zaniosłem do domu.Zacząłem jeżdzic Kawą i wjeżdżiłem się w nią natychmiast.Nie miała klimatu klasycznego motocykla jak Bandit,ale wiała nowoczesnością prowadziła sie fantastycznie,no i ten wtrysk,to już inna bajka.

    Po jakis 2-3 tygodniach sprzedałem Bandita koledze,świeżo po prawku.Zrobiłem nim równo 15tyś km.Kawę wstawiłem na wymiane oleju i swoim zwyczajem wymieniłem migacze,na białe,zintegrowane z lusterkami,dołożyłem crash pady i wyświetlacz biegów.Pomalowałem proszkowo srebrne plastiki.Teraz motocykl wyglądał o niebo lepiej,stał sie na prawdę czarny.Podobało mi sie jak gładko i precyzyjnie oddaje moc i jego wspaniała lekkośc manewrowania.Poza tym pali tyle samo,a mocy dużo więcej.

    Jeżdziłem Kawą do końca sezonu,też jakoś do grudnia i to był pierwszy i ostatni sezon z nią.O ile jeżdżąc na Bandicie nie czułem presji na zmiane moto,to na Z750 już tak.Stało sie tak dlatego,że jego osiagi skierowały mnie bardziej w kierunku jazdy sportowej.Prowadził sie tak wysmienicie,że składałem sie głębiej,wychodziłem z zakrętów szybciej i latałem dużo sprawniej.Zrobiłem nim 10tyś km w sumie,a pod koniec sezonu kręciłem go już konkretnie.Jedyne co mi przeczkadało trakcie jazdy to małe wymiary motocykla,czułem,że to sprzęt ważny,ale przejściowy i potrzebuje czegoś bardziej mięsistego.

    Sezon dobiegł końca.Z750 okazał się fantastycznym,szczęśliwym motocyklem.Podobnie jak z Banditem nie miałem z nim,żadnych dziwnych sytuacji na drodze,żadnej obcierki,nie przewrócił się na parkingu,na piasku,przy zawracaniu,po prostu nic.Ale zimę spędziłem na poszukiwaniu następcy.Szukaniu litra.Nie o to chodzi,że brakowało mi mocy,bo mocy Z750 ma naprawdę sporo.Chciałem po prostu zrobic krok w przód i zaznajomic sie z jeszcze większą mocą.Kawa narobiła mi apetytu jak cholera.Te 10tys km pokonałem na niej zupełnie bezawaryjnie,strasznie polubiałem ta markę.Gdy piliśmy podłą whiskey na wczasach w Tajlandii Tom Sykes na Kawaskai właśnie zdobywał tam tytuł mistrza świata WSBK...

    Tak więc zimą oglądałem i porównywałem litrowe nakedy oraz sporty różnych marek,ale i tak wiedziałem czego konkretnie szukam.Od dłuzszego czasu jeszcze zanim kupiłem pierwsze moto,uważałem sprzęta,którego szukałem, za najbardziej miażdżący i kozacki japoński motocykl wszechczasów.Oczywiscie mówię o wyglądzie,bo nigdy nawet na nim nie siedziałem,jednak szukałem właśnie jego.No i udało sie,w styczniu tego roku kupiłem  następny motocykl.

left4dead

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Kawasaki Z 750
[zdjęć: 2]

Kategorie