Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

22.04.2016 20:29

Wyspy Zielonego Przylądka.

parę słów o wyspie Sal i o tym jak wypożyczyli nam kłada niezupełnie sprawnego technicznie innymi słowy zepsutego

    Podróże są moją pasją o wiele wiele dłużej niż motocykle. Były już zanim nawet pojawiło się ekstremalne kolarstwo górskie. Lubię gdzieś pojechać i zobaczyć jak ludzie tam sobie żyją, poczuc uderzenie miejsowych alkoholi lub spróbowac tego, co oni tam jedzą. Od kiedy jeżdżę na motocyklach mogę też wypożyczyć jakiegoś sprzęta i pozwiedzać wygodniej okolicę na własną rękę. Niewątpliwie kapitalna sprawa i każdemu polecam, tylko wiadomo trzeba byc czujnym.

    Tym razem motorka nie było, był za to quad. Ale po kolei.

    Na Wyspy Zielonego Przylądka nie planowaliśmy nigdy jakoś szczególnie się wybierac, szczerze mówiąc to nie wiedziałem nawet za bardzo po której stronie matki Afryki wycześniej wymienione się tak na prawdę znajdują. Jednakże moje parę wolnych dni przed sezonem, który u nas w pracy zaczyna się z końcem marca wykluczało większośc destynacji ze względu na nieciekawą pogodę. Nie owijając zbytnio w bawełę z miejsc, gdzie jest ciepło i świeci słońce Wyspy w ofercie last minute wyszły po prostu najtaniej.    

    Miejsce to branża turystyczna reklamuje hasłem '' ostatni raj na Atlantyku '' co jest moim zdaniem kompletną bzdurą bo lokalizacja ta nie przypomina raczej żadnego raju, a przynajmniej wyspa Sal na której my byliśmy. Mamy po prostu skalisty postwulkaniczny archipelag na którym prawie nic nie rośnie a całe bogactwo turystyczne stanowią jedynie ładne, szerokie i piaszczyste plaże. Jeżeli ktoś jest przyzwyczajony i oczekuje, że plaża zmienia się w palmowy gaik pełen rozśpiewanego egzotycznego ptactwa to niech tam nie jedzie. Zamiast gaiku mamy bary, hotele i inne budynki przeróżnej użyteczności i niewielką ilośc rzeczonych palmowych drzew.

    Z plusów - jest bardzo bezpiecznie. Byliśmy w mieście Santa Maria, 20 minut busem od jedynego na wyspie '' portu lotniczego ''. Wszędzie można się spokojnie przechadzać nie marwiąc się, że zaraz ktoś komuś utnie głowę maczetą albo w okolicy wybuchnie pieprzony samochód pułapka.

    Szwendając po miasteczku natkneliśmy się na mnogość wypożyczalni skuterów i quadów. Skutery dostępne to niestety tylko Kymco Aquility 50 i jeszcze jakieś inne chinczyki tej samej pojemności, których wynajem za pół dnia kosztuje 19 euro. Wszystkie są zmęczone i jak to w takich miejscach bywa wypalone słońcem. Natomiast jeśli chodzi o quady to były tam prawie tylko czerwone lub czarne tajwańskie Aeon'y Crossland 400 nigdy przez nas wcześniej nigdzie nie widziane.

    Z quadem miałem pierwszy raz do czynienia kiedy jeszcze nie jeżdzilem na motocyklach. Kumpel z centralnej Polski, który posiadał wtedy KTM'a 990 miał też w swoim garażu quada - Hondę TRX 300 i kiedyś podczas moich u niego odwiedzin ruszyliśmy wspólnie w dziki las - on na swoim motocyklu a ja za nim na jego quadzie. Jazdę tym ustrojstwem opanowałem błyskawicznie tak jak prawie każdy, kto quadem jeżdził bo do tego na prawdę nie trzeba wielkiego geniuszu motoryzacyjnego. Ale żeby sprawnie pokonywać pułapki terenu to już inna sprawa i o mało się o tym dobitnie nie przekonałem z własnej winy. Za bardzo przykozaczyłem na górce, quadem rzuciło na lewy bok a koła po prawej stronie wzbiły się w powietrze. Mnie desperacko decydującemu, czy ewakuować się natychmiast z tego pojazdu czy też próbować kłaść go spowrotem na ziemię od tego gwałtownego szarpnięcia aż coś boleśnie strzeliło w pachwinie. Wredny czterokołowiec  postanowił jednak opaść w końcu na cztery koła co przyjąłem z pełnym ulgi jękiem. A potem to już jeżdziłem spokojniej - ogólnie spędziłem na nim parę godzin i podobało mi się jak cholera.

     Co do Wysp to quad na pół dnia kosztuje tam 40 euro + 200 euro depozytu ( wszędzie płaci się w euro albo ich walucie czyli escudos, do wyboru ) Zapłaciliśmy więc taką sumę siedzcej za biurkiem wysokiej murzynce z długimi dredami, a ona zawołała swojego koleżkę, żeby wydał nam wybrany pojazd. Wypożyczalnia wyglądała dosyć profesjonalnie i z tego co widziałem na ulotce miała parę oddziałów na sąsiednich wysepkach.

    Ten quad to od razu mi się nie spodobał. Nie żebym był jakimś mechanikiem od quadów, ale jakoś tak. Na początku nie chciał odpalić. Nasz opiekun wraz z innym gostkiem, który się w międzyczasie przypętał próbowali coś tam kręcić, odpinać jakieś linki i grzebać w czeluściach urządzenia. Mówię im zatem, żeby dali mi inny egzemplarz a stało ich tam w rzędzie chyba z co najmniej z dziesięć. A oni że nie, że bencie dopsie mister - ni ma problima, izi.

    Aeon w końcu odpalił. Jprdl ale on halasował. Singiel tłukł się niemiłosiernie, brzeczał i cały grzechotał mimo, że na liczniku miał zaledwie dziewięć tysięcy kilometrów. Czarny człowiek objaśnił mi językiem angielsko-portugalsko-migowym jak to wszystko ma działać i co robić aby jechać. Potem wydał nam dwa kaski, wyglądające na takie które prawdopodobnie podczas wypadku będą stanowic dla nas większe zagrożenie niż jazda bez nich. Wbiłem do przodu i wyjechaliśmy na '' autostradę '' w kierunku stolicy - miasta Espargos.

    Postanowiliśmy pojechać nad płytką zatokę, gdzie podobno żerują małe rekiny. Nie są agresywne i można pobrodzić wśród nich w krystalicznie czystej wodzie, nie wiadomo w sumie po co. Dystans około sześćdziesiąt kilometrów w dwie strony. Stolice wyspy odpuściliśmy bo widzieliśmy ją dzień wcześniej - dupy nie urwała i na liście światowego dziedzictwa Unesco raczej nigdy nie zagości.

    Na ''autostradzie'' tak wiało, że myślałem że nas zwieje z quada. Gdybyśmy nie mieli okularów przeciwsłonecznych, które chroniły oczy przed piachem  to sobie tego nie wyobrażam. W dodatku czerwone żelastwo było głośne i niemiłosiernie trzesące. Zaczałem żałowac, że opusciłem hotel z jego pysznymi drinkami i wygodnymi leżakami na korzyść monotonnej jazdy wśród chwastów i kamoli. Starzeje się.

    Parę kilometrów przed zatoką nareszcie zrobiło się ciekawiej. Nie było żadnych znakow, ale Aga zauważyła, że wartało by pojechac za busem z turystami ( wszechobecna tam Toyota Coaster ) który skręcił w środku niczego na wulkaniczną pustynię. Ruszyłem zatem dziarsko w teren i w końcu dotarliśmy nad zatokę jadąc malowniczym brzegiem oceanu wzdłuż malowniczego wraku zatopionego kutra. Zgasiłem quada zastanawiając się w duchu, czy drań ponownie odpali.

    Rekinów nie było a cała ta zatoka to była najwyżej dupa i kamieni kupa. Trochę turystów smętnie brodziło w wodzie wypatrując rekinów, które najwidoczniej tego dnia nie przypłyneły. Jakiś kolo wypożyczał postrzępione plastikowe sandały do wody za parę euro. Ot, zwykła turystyczna komercyjna miejscówka nie oferująca za wiele. Po chwili namysłu zatem - zarządziliśmy odwrót.

    Siadłem na sprzęta i zakręciłem rozrusznikiem. Odpalił. Wrzuciłem R i wycofałem się z grupki zaparkowanych kremowych Toyot Coaster. Aga wskoczyła na tył więc zadowolony wbijam D...a raczej to próbuje wbić. Przełożenie nie wchodzi.

    Gdy tak mocowałem się z lewarkiem próbując zaaplikować mu odpowiednią pozycję z szoferki jednej z Toyot wylazł rosły kierowca obserwujący moje zmagania. Podszedł do quada i zaczął fachowo pomagać mi z tym złosliwym lewarkiem a od razu bylo widać, że wcześniej nie raz już jeździł Crosslanderem. Próbował i próbował coś tam grzebał, naciskał aż w końcu spojrzał na mnie poważnie żółtymi białkami i mówi :

    - du ju spik inglisz ?

    - jes of kors - ja na to

    upewniwszy się, że białas na quadzie zrozumiał co się do niego mówi kierowca z surową miną wskazuje grubym paluchem nie działający lewarek i jednym zdaniem wyjaśnia wszystko co właśnie ma tam miejsce :

    - ser...der iz e problem.

     Po czym odchodzi do swojego busa. Zajebiście. Uspokoił mnie jak nie wiem co.

     No i co teraz ? o żesz kurwa ja pierdolę ! . Chwilę pomyślałem pomyślałem, odetchnąłem głęboko, na spokojnie. Następnie wkurzony losu niesprawiedliwością podstępnie atakująca w czasie urlopu naszego, do niedenerwowania się dedykowanego - zgasiłem złoma. Po zgaszeniu zgodnie z moja cichą nadzieją dało się wyrzucic przekładnię na  N - a to już coś. Odpaliłem ponownie. Po krótkim mieszaniu w skrzyni z lekkim zgrzytem właściwy bieg wskoczył na właściwe miejsce. Z westchnieniem ulgi szybko postanowiliśmy, że wracamy spowrotem prosto do Santa Maria, żeby być w pobliżu wypożyczalni gdyby sprzęt postanowił jednak całkiem nam się rozkraczyć.

     No i co - na miejscu już, na uboczach miasta ponownie zgasiłem quada i zamieniliśmy się miejscami. Tym razem Aga zasiadła za sterami, ale wbicie przeze mnie biegu to już nie były przelewki. Skrzynia zazgrzytała agonalnie i całym Aeonem solidnie szarpnęło do przodu.

     Pozytywne w tym całym wypożyczeniu było to, że Aga mogła podobnie jak ja parę lat temu popróbowac jeżdzic na quadzie i zobaczyc jak to jest - jeżdziła sobie po głównej ulicy tej wypoczynkowej miejscowości zdążając w kierunku stacji benzynowej. Przed oddaniem pojazd musiał być bowiem zatankowany do pełna, jak to zwyczajowo bywa.

    Na stacji niestety musieliśmy ponownie zgasić dziada - obok na podobnym czterokolowcu stanął policjant a ten mój szmelc hałasował rzeczywiście niemiłosiernie. Poza tym pewnie nalewacz i tak by nam kazał.

    Tego odpalenia i ruszenia to się na prawdę obawiałem i to słusznie. Tym razem nic się nie dało zrobić po dobroci. W akompaniamencie trzasków i zgrzytów ropoczałem walkę z Aeonem. W końcu, ku przerażeniu zgromadzonej w okół stacji kolorowej gawiedzi zdesperowany wbiłem z całej siły lewarek do przodu. Quad nieomal nie eksplodował. Trzask był zaiste apokaliptyczny. Rupieć skoczył do przodu nieomal kasując archaiczny dystrybutor. Mnie od tego wszystkiego zaczeły nerwowo trząść się ręce, zaschło mi w gębie i zacząłem obawiac się, że huk jaki wygenerowałem mógł być słyszalny nawet w odległej wypożyczalni. Wszyscy czarni ziomkowie siedzący w cieniu budynku ze zdziwieniem wybałuszyli na nas oczy.

    Powiem tylko tyle, że jak wróciliśmy to tak specjalnie zakręciłem na placu pod firmą, aż udało mi się postawić pieprzonego quada mniej więcej tak jak stał przy odbiorze żeby nikt go nie próbował przeparkowywac. Szybko zgasiłem dziada i udając luz oraz wakacyjny spokój nonszalanckim krokiem udałem się do biura. Na szczęście gość był już mocno zmęczony i tylko popatrzał po plastikach czy kraksy nie było oraz sprawdził czy jest pełno paliwa. Pochował kaski pod siedzeniem i poszliśmy do biura, gdzie wydał nam dwieście euro naszej kaucji. Ufff, udało się...

    Tak to wyglądało. Żeby nie pozostawiać wrażenia, że Wyspy są jakimś strasznie fatalnym miejscem powiem Wam, że jest parę plusów. Po pierwsze pogoda - mimo, że dosyć mocno cały czas wieje ze wszystkich możliwych kierunków to jest bardzo ciepło i słonecznie, a słońce opala w sposób najbardziej brutalny z jakim się dotychczas zetknalem ( nie tylko ja hehe ). Najciekawszym miejscem jest niewątpliwie słone jezioro w wygasłym kraterze wulkanu zwane Salina. Jest podobno bardziej zasolone niż Może Martwe i nie trzeba umieć pływac, ba, nawet jakoś specjalnie się nie da - próbując płynąc machaliśmy nogami ponad lustrem wody. Po drugie za nie duże pieniądze jedzie się do namiastki prawdziwej Afryki - może nie plemiennej, ale dla europejczyka na pewno egzotycznej. Widać, to po ludziach, budynkach i kolorowej biedzie i jest tam zdecydowanie inaczej niż na północy kontynentu. No a plaże...plaże są czyściutkie, o złotym piasku i przepięknej barwie oceanu.

     W sumie, to nie jest tak źle - powiedzialbym nawet, że jest całkiem fajnie :)

 

 

   Jazda Na Kuli.

Komentarze : 4
2021-09-07 15:28:22 Milma

Ależ się uśmiałam. I....właśnie jestem na wyspie Sal koło Santa Maria. Jest superrasno

2016-04-23 21:52:44 jasiek666

Szacun... fajna wyprawa, fajna relacja! Pozdrawiam

2016-04-23 20:39:03 okularbebe

Foto jest w galerii, teraz widzę:)

2016-04-23 20:16:58 okularbebe

Świetny klimat historii. Chętnie podejrzałbym jakieś foto z tej przygody.

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Wyspy Zielonego Przylądka.
[zdjęć: 4]

Archiwum

Kategorie