Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

22.05.2022 09:58

albański przełom

relacje z podróży motocyklowych są zwykle pełne ochów i achów. często się zdarza, że cienie takich aktywności są pomijane, no bo wiadomo - bawimy się świetnie, wszystko jest cacano, było nie wiadomo jak zajebiście więc niech wszyscy teraz zazdraszczają. tymczasem u mnie bedzie jak zwykle prosto z mostu - staram się unikać nadmiernego narzekania, ale też zwyczajnie piszę jak jest. jak wyglądała sytuacja.

 

     - W dni poprzedzające wyjazd nie chciało mi się jechać. Ostatnio tak mam, ale ignoruje to uczucie wiedząc,  że w momencie ruszenia w trasę to lenistwo minie. Tak też się stało tym razem. Myślę, że ponad dwadzieścia pięć lat w służbowym samochodzie dzień w dzień coraz mocniej odciska na mnie zgubne piętno, wiec perspektywa jazdy gdziekolwiek cieszy coraz słabiej.

     - Wyruszyliśmy o czasie, o trzynastej w piątek. Przygotowani jak nigdy. To znaczy ja przygotowany.  Miałem klucze i smar do łańcucha, kanister 1,5L paliwa, kompresorek do opon, kluczykami zapasowymi zamieniliśmy się z ziomkiem. Pogoda była idealna 

     - Pierwszy nocleg łapiemy przy rynku w węgierskim Kecksemet w czwartym hotelu do jakiego podjechaliśmy. Poszukiwania trwały ze dwie godziny, w mieście były imprezki. Wyszło 60€ ze śniadankiem 

     - Na autostradach Serbii i Węgier czasami trafiały mi się wątpliwości czy to będzie dobry wyjazd. Ledwo chciało mi się jechać, nie miałem tej ekscytacji co zawsze, czułem narastające wypalenie. Świeciło słoneczko, ale wiatr działał mi na nerwy mimo szyby na max i  deflektora. Założyłem stopery.

     - W Montenegro zaczęło padać godzinę przed albańską granicą. Czarnogórę  jechałem radośnie, choć deszcz mnie mocno zirytował. Było już pod wieczór, więc zdecydowałem że szukamy noclegu. Ziomek miał zajarę dojechać do Szkodry, ale jako że ja byłem architektem trasy wiedziałem, że czeka nas trudna droga, brak stacji i ciemność bezdroży. A tam chodziło o widoki.

     - Nocleg trafiliśmy od ręki, przy drodze znów 60€ ze śniadaniem. Czarnogóra nie jest w Unii, ale przyjęli € jako swoją walutę. Nie chcieli serbskiego dinara.

     - Rano obudziła nas piękna pogoda. Wjeżdżamy do Albanii. Witają nas przepiękne widoki na słynnej SH20. Wraca pelna ekscytacja. Jest rześki poranek, pełna widoczność, ruch na trasie zerowy. Apogeum motocyklizmu. Jazda tędy po ciemku, na zmęczeniu, była by absolutną profanacją.

     - Po SH20 jechałem inaczej niż po innych górskich drogach wcześniej - odpuściłem winklowanie, przestało mnie to wciągać. Niektóre sekcję zakrętów obcinałem wręcz na wprost. Zauważyłem dużą zmianę, wolałem skupiać się na widokach i jechać bezpieczniej. Ta droga jest piękna swoją dzikością i pustką (nie wiem jak jest w sezonie) Koleżka też odpuścił wyścigi. Zauważyłem że ma to swoje plusy dodatnie - kiedy asfalt jest zanieczyszczony nie robię z tego tragedii, że nie będzie można się złożyć.

     - SH20 jest bajera, zaliczam ją do najlepszych dróg swojego życia. W zajebistych nastrojach i przy przepięknej pogodzie dojeżdżamy do Szkodry. Pojawiają się pierwsze palmy posadzone gdzieś przy lepszych hotelach. Albania zachwyca od pierwszych kilometrów.

     - Rozumiemy już, że nie starczy czasu na Sarandę. Dojazd okazał się zbyt czasochłonny, czy raczej ja przeceniłem nasze możliwości. Jedziemy więc chociaż do Velipolia, nad Adriatyk. Są rachityczne palemki, ludzie się kąpią, jemy obiadek w knajpie na plaży, jest zajebiście. Plaże z brudnym piaskiem, troszkę śmieci tu i tam, ale rysują się góry w tle zatoki - więc i tak mi się podoba. Żałuję, że nie mamy tam wolnego dnia.

     - Na powrocie pijemy piwo siedząc pod sklepikiem, obok naszych zaparkowanych brudnych motorów, naprzeciw meczetu (sic) i obserwujemy jak parolatek nalewa z butelki benzynę do trzydziestoletniego skuterka, odpala z kopa i odjeżdża w chmurze spalin ubrany w same szorty i bluzę. Ziomek mówi, że jego dwunastoletni synek nie wiedziałby nawet co jest w tej butelce. Wspaniałe chwile, piwo smakuje niesamowicie.

     - Szybko znajdujemy hotel parę minut od centrum Szkodry. 30€ ze śniadaniem. Hotel tańszy ale paliwo w Albanii 8,80zł po przeliczeniu, czyli najdrożej na całej trasie. Albania nadal rewelacja  - jest klimat wschodniej ubogości/nadmorskiej egzotyki/widocznego na każdym kroku islamu.

     - Idziemy na miasto coś zjeść i się napić. Szkodra jest o wiele fajniejsza niż przypuszczaliśmy. Główny deptak z meczetem Abu Bakra, jest czysto, wielonarodowo, ciekawie. Mam tam kryzysa wspólnego podróżowania w tym tandemie - przeczucie, że równie dobrze, jak nie lepiej bawiłbym się tam sam, na samotnej wyprawie. Coś tam zgrzyta, różnice charakterów rezonują.

     - W nocy zaczęło padać i ranek jest pochmurny i wilgotny. Z głośników minaretów od rana nadają modły. Zostały nam dwa dni na powrót. Wiedząc ile zajmuje ta droga (granice zabierają sporo czasu i energii) ruszamy od razu w kierunku PL z intencją zwiedzenia Belgradu. 

     - W Albanii jeszcze bez opadów, ale całą Czarnogórę jedziemy w ciężkim deszczu. Tenerka idzie po mokrym na starych gumach zadziwiająco pewnie. Tak dobrze, że w  górach łapie nas policja w sekcji zakrętów na podwójnej ciągłej i płacimy po 30€ w łapę. Nie patrzą nawet w dokumenty

     - Od granicy do Belgradu dojeżdżamy już na sucho, w akompaniamencie promieni słonecznych. Przedmieścia serbskiej stolicy petarda, te brutalistyczne bloki są fantastyczne.

     - W miarę szybko znajdujemy fajny hotel, zważywszy że mamy problemy z zasięgiem, a ziomek nie zabrał ze sobą nawigacji satelitarnej. Nie, że zapomniał... po prostu nie wziął. Nie do wiary, zważywszy że jechaliśmy poza EU.

     - Belgrad robi świetne wrażenie. Standardowo idziemy na piwo i obiad. Cyrylica, rosyjskie pomniki carów i park z twierdzą tworzą mega klimat, choć może niezbyt obecnie popularny.

     - Rano muszę naciągnąć łańcuch, bo jest rozciągnięty i lekko bije po podnóżkach. Klucze i smar się przydają, jest od razu lepiej. Wyjeżdżamy w ładnej pogodzie, tym razem hotel kosztował 70€. Paliwo w Serbii 7,70zł po przeliczeniu na nasze.

     - Serbskie i węgierskie autostrady męczą nas niezmiernie. Po drodze łapiemy dwie krótkie burze. Temperatura sprzyja, ciuchy szybko schną. Na stacji koleżka odkrywa, że rozciekła mu się laga w Ducati, po powrocie płaci za naprawę 800zł.

     - Nie mam takiego pałera jak w 2018 kiedy walnąłem 1380km na raz z Chorwacjii i jeszcze mogłem jechać. Tym razem jestem znużony  - fizycznie super, nawet plecy mnie nie bolą, łapy mnie nie bolą ale psychicznie gorzej mi się jedzie. Nudzi mi się już. Zaczynam podejrzewać, że efektywniej jechałbym sam, ale nie mam pewności do końca.

      - W PL na końcówce znów zaczyna padać, moja itytacja sięga zenitu, coś żle skręcam, ziomek  słusznie mnie zjebuje, też widać, że ma już dosyć.

      - Koło osiemnastej dnia piątego wracam na garaż. Cały dzień prawie zajęła trasa z Belgradu, a ja planowałem taki strzał na raz wykonać z Sarandy, do której nawet nie dotarliśmy. Przeszacowałem z entuzjazmem zdecydowanie. Dotychczasowe trasy jechałem ciągiem  i to wystarczało na realizację planu - tym razem trasa mnie pokonała i najambitniejszego planu nie zdołaliśmy wykonać.

     - Cały dystans wyniósł w sumie 29oo kilometrów. Ziomek dolał do Multistrady 950 pół litra oleju. Przebieg Tenery  po powrocie wynosi 18 9oo kilometrów. Oponka z przodu do wymiany, klocki z tyłu na wykończeniu, napęd trzeba przemyśleć plus serwis przy dwudziestu. Napęd negatywnie mnie zaskakuje, ale co zrobić, muszę go jeszcze przyobserwować.

 

 

    Reasumując to pierwsza aż taka nierówna trasa, jeśli chodzi o wrażenia. Wspaniałe momenty tak bardzo poprzeplatało z nudą i irytacją. Między towarzyszami podróży pojawiło się tyle spin jak nigdy dotąd.  Odnotowano zmiany w dotychczasowym stylu jazdy. Trudno więc jest jednoznacznie ocenić ten wyjazd - całość jednak uratował fantastyczny klimat Albanii. Wrócę tam na pewno, czy z Agą na wakacje samolotem z wypożyczeniem skutera, czy znowu motocyklem od strony Ochrydu.

 

 

Ps. W piątek jadę w sobie trasę z noclegiem na trzy kraje, ale bliżej. Zobaczymy jak mi wyjdzie to samotne podróżowanie w tym sezonie, z tymi nowymi odczuciami z tej trasy. Czy ze wspólną jazdą jest coś nie tak, czy ze mną - będziemy widzieć. Domyślam się że sam bywam trudnym towarzyszem - jestem uparty i średnio towarzyski. Ale, zobaczymy i jak zwykle  - dam znać. 

Lewa!

Komentarze : 4
2022-06-18 06:53:58 Jazda na kuli

okularbebe - yamaszkę sprzedałeś czy masz ją jeszcze?
DominikNC - "mieć czas i podróżować bez ciśnienia" ... marzenie, które mam nadzieję że się ziści.

2022-05-30 09:13:06 DominikNC

Cześć, dziękuję za relację z wyjazdu, już się zastanawiałem, czy doszedł do skutku. My z żoną pojechaliśmy w długi weekend dwoma motocyklami na Łotwę. W sobotę 600 km dojazd, w niedzielę zwiedzanie bez motocykla i w poniedziałek powrót do domu. Pogoda dopisała, zimno ale słonecznie. To też było męczące, ale warto i wspomnienia bezcenne. Generalnie podróżowanie motocyklem, to sztuka którą cały czas dopracowuję. Dobrze jest mieć czas i podróżować bez ciśnienia. Pozdrawiam!

2022-05-26 16:32:48 Calmly

Droga potrafi zmęczyć, szczególnie kiedy jesteśmy na niej dzień w dzień.
Trzeba sobie jednak powiedzieć że zmiany nadchodzą, wywołane różnymi czynnikami. Akceptujmy je i działajmy dalej. Może rzadziej, ale jednak w siodle motocykla.
Dopiero w momencie kiedy go nie mamy, zdajemy sobie sprawę jaki był zaje...sty.

2022-05-23 10:59:10 okularbebe

Mi pasuje taka wersja relacji. Ale to dlatego, że wcześniejszy opis jazdy po hałdzie był tym czymś, czego szukam w motocyklowej literaturze. Gdyby nie to pomyślałbym, że dopada Cię to, co w końcu odkryłem na XTX 660 - jakiś taki brak mocy.

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
albania 2022
[zdjęć: 0]

Archiwum

Kategorie