Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

27.02.2021 17:09

algierski luty

 

     Ależ to sensacje matka ziemia dla nas przygotowała! Miesiąc luty, który okazał się dosyć mroźny w pierwszych dwóch tygodniach, w następnych dwóch stał się rekordowo ciepły. Niektóre polskie miasta odnotowały temperatury dodatnie nie notowane w tych szerokościach geograficznych od 1990 roku. Przyczyną okazał się napływ ciepłych mas powietrza znad północnej afryki, ściślej nad algierią przeszła bardzo silna burza piaskowa, a sprzyjający nam front zaciągnął to ciepło wraz z pustynnym pyłem prosto nad centralną europę.

    Dodatkowo w pierwszej fazie tego ocieplenia zaczął padać deszcz. Kiedy na ulicach było jeszcze sporo błota pośniegowego, a na poboczach zalegały zaspy, to już ciepĺy deszcz zaczął zmywać część soli drogowej do rynsztoków.  Pierwszy raz padało bodajże w poniedziałek, potem jeszcze raz w środę. Weekend już był ciepły i zaczęło robić się sucho. Radykalne ocieplenie zapowiadano jednak od poniedziałku, więc ten poniedziałek obrałem sobie jako idealny na rozpoczęcie kolejnego sezonu. Soli na drodze też nie było tyle co zwykle po zimie, więc był to splot niezwykle sprzyjających okoliczności... jak na luty.

    Jako, że tej zimy nie robiłem żadnego rozzimowania (szczerze to wyjątkowo mi się nie chciało) więc jak policzyłem, to nie jeździłem równe trzy miesiące. Nie byłem też ani razu w garażu, żeby wydobyć moto na zewnątrz, pobujać, popstrykać, czy obrócić koła. Uznałem, że maszyna jest świeża i na razie przesadnie dbać o nią nie trzeba.

     Przed założeniem yuasy trochę ją podładowałem, ale nie było dużego ubytku prądu, co nie dziwi, bo aku jest prawie nowe. Przy montażu zauważyłem, że guma trzymająca akumulator na miejscu jest o wiele lepiej zamontowana niż w tigerze. Jedna jej część jest przyczepiona na stałe i nigdzie się nie gubi, a klamrę z drugiej strony bardzo łatwo zahaczyć o zaczep. Wiem, że mała rzecz, ale cieszy. Zdemontowałem też gumy z podnóżków i nastawiłem zegarek na kokpicie. Sprawdziłem ciśnienie w oponach i o ile przód był w miarę ok, to z tyłu zeszło 0,5 atmosfery.

     Motorek odpalił od dotyku, jakby wczoraj był zgaszony. Nie było słychać przez pierwsze dwie sekundy stuku suchych zaworów i tłoków, które objawiło się przy rozzimowywania tigera rok temu. Ale znowu - tamta jednostka napędowa miała przebieg 55k i siedem zim za sobą.

    Mimo, że byłem po pracy, paru godzinach jazdy służbówką i wstrzeliłem się w godziny szczytu to jeździło mi się bardzo fajnie. Trzeba przyznać, że pełne słoneczko i czternaście stopni na plusie 21 lutego to raczej nietypowa sytuacja. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że to taki prezent dla motocyklistów i już dzień wcześniej,  w niedzielę widziałem na trasie sporo motocykli. Kolega to dopiero miał wyjątkowego farta, bo kupował szpeja na dolnym śląsku, mógł wykonać jazdę testową  i spokojnie wrócił na kołach trzysta kilometrów, mając przy tym sporo frajdy. 

    W środę i czwartek było full słońce przy nieco bladym niebie (przez ten algierski pył) i niemal 20 stopni na plusie, ale nie miałem jak jeździć. Wyrwałem się ponownie dopiero w piątek, kiedy to pogoda miała się już psuć. Nie miałem jakiegoś specjalnego ciśnienia, ale ta pogoda mobilizowała, bo wiadomo, że mogła się pogorszyć przecież na kolejne trzy - cztery tygodnie więc szkoda było nie wykorzystać.

    W piątek do południa było jeszcze cieplej niż w poniedziałek. Ubrałem się lżej i testowałem wysokie skarpety motocrossowe, takie prawie aż po biodra. Troszkę bardziej wiało, ale jak na luty warunki wciąż były świetne. Skarpety okazały się doskonałym zakupem, bo fajnie grzeją, i nie krępują ruchów tak jak pełne kalesony.

    Tym razem jednak jeździło mi się już trochę gorzej. Wiał mocniejszy wiatr zwiastujący zmianę frontu i doskwierał mi brak motywacji do kręcenia się w okół komina. Niby wszystko fajnie, ale tak jakoś brakowało mi tego, że nie wiem, jestem gdzieś w trasie i jadę do jakiegoś nowego miejsca. Oczywiście nie narzekam szczególnie usilnie, bo na prawdę ta pogoda która w tym miesiącu do nas zawitała to był prawdziwy dar (może nie dla ekosystemów, ale dla motocyklistów na pewno). Rozpoczęło się już ten nowy sezon i człowiek teraz jakiś taki od razu spokojniejszy.

    Natomiast z czego jestem bardzo zadowolony to z jeszcze lepszego prowadzenia tenerki na asfalcie, niż jesienią. Może opony były bardziej nagrzane, a może rzeczywiście spadek mojej masy ciała o prawie dziesięć procent coś tutaj pomógł. Motocykl wyjątkowo chętnie i zwinnie zmienia kierunek jazdy na asfalcie. Ja z koleii jeździłem dosyć spokojnie, jak na powrót w siodło po trzymiesięcznej przerwie. Po powrocie zmyłem koła i dół motocykla z solnego pyłu, który jednak gdzieś tak mógłby pownikać, zwłaszcza na szprychy i gumy i dolałem świeżego paliwa pod korek. Ostatnio dowiedziałem się dlaczego w tenerze nie ma korka na zawiasie tak zwanego lotniczego, tylko jest oldskulowo wyciągany razem z kluczykiem - otóż podobno przy zastosowaniu lotniczych, w sypkim terenie piach potrafi dostawać się do zbiornika.

    I tak zrobiłem sobie niespiesznie ponad dwieście kilometrów w te dwa dni. Zauważyłem, że na tym motocyklu przebieg narasta zdecydowanie wolniej niż na laluni, tigerze, czy jakimkolwiek innym moim motorze. Przede wszystkim wynika to z tego, że chętniej się nim zapuszczam w jakieś drogi lokalne, polne, żeby dotrzeć w jakieś nie znane miejsce i zerknąć jak tam sobie ludziki żyją, czy po prostu spojrzeć na coś innego, z innej perspektywy. Drugi aspekt jest taki, że prędkości z jakimi się poruszam są też niższe i nawinięcie kilo zajmuje też więcej czasu. Kawą to potrafiłem wylecieć na średnicówkę, a jedynkę, czy a czwórkę i w godzinę nakręcić ponad sto kilometrów. Teraz zupełnie nie widzę w tym sensu, a nawet upatruję taką trochę stratę czasu, gumy, paliwa i napędu, które to elementy będą mi miały służyć do dalszej turystyki, w niej głównie mają pracować i być jak najdłużej w dobrym stanie.

      W ogóle jak myślę ostatnio o motocyklu, to właśnie w kontekście podróży i zwiedzania, nawet takiego lokalnego. To znaczy pojechać na cały dzień, czy nawet pół, ale w jakieś miejsce, gdzie dawno czy wcale nie byłem, typu do starachowic, czy ostrowca świętokrzyskiego, objechać sieradowicki park krajobrazowy. Niekoniecznie daleko, ale przygodowo. Jesienią pojechaliśmy z kumplem porządnie objechać jezioro turawskie, niby bliziutko, a już nowe miejsce i jakaś przygoda. Po prostu zamiast wyrywać po dwie, trzy godzinki częściej, walnąć od razu pięćset czy więcej w jeden dzień i odstawić maszynę do garażu, do następnej wyprawy.

     Ale widzicie, tak to już jest. Żeby dotrzeć do takiego etapu, trzeba przejść przez etapy bardziej intensywne, a w moim przypadku można nawet powiedzieć że maniakalne. Wyjeździć się. Niejako więc, wciąż dokumentując rozwój motocyklisty, co zawsze było głównym założeniem naszego bloga, muszę uczciwie przyznać, że czuję ulgę iż dotrwałem w jednym kawałku do tego spokojniejszego okresu, kiedy to cieszę się tym wszystkim na spokojnie, z przymrużeniem oka i stosownym dystansem.

 

Lewa! 

 

ps. z tym "na spokojnie" to też różnie bywa. czekam dziś na wydanie wiadomości, żeby zobaczyć, czy ktoś nie nagrał  mojego przypału. w piątek filtrowałem korek na trzypasmówce, który nagle zatrzymywał się przy radiowozie a za dwieście metrów pustej drogi, hen dalej było widać porozbijane pojazdy. widząc to uświadomiłem sobie, że mogę tam na jakiś czas utknąć. zawróciłem więc zgrabnie i dawaj jadę z powrotem pod prąd prawym pasem, gdy z naprzeciwka nadjeżdża  na mnie ciężarówka na czołówkę i auta na pozostałych pasach. zdążyłem jednak dotrzeć do zaplanowanego miejsca i przejechać z rozpędu przez krawężnik. wjechałem na trawnik, po czym zjechałem z górki po trawiastym zboczu na chodnik mieszczącego się poniżej burger kinga, skąd zeskoczyłem w ciąg aut uciekających przed korkiem wcześniejszym zjazdem.  tak więc, choć prędkości już nie takie duże, to emocje także potrafią być zacne.

Komentarze : 2
2021-10-27 15:29:51 strażowy

mając motocykl dualowy czyli taki który bezpiecznie przejedzie nie tylko po asfalcie, podobne akcje, no może niekoniecznie na dużej arterii, można przeżywać praktycznie za każdym wyjazdem z garażowni :)
Daleka i szybka turystyka wymaga sporo czasu i dobrych nawierzchni, ostatnie miesiące pokazują że warto się cieszyć nawet krótkimi wyjazdami, kilka-kilkanaście km niekoniecznie po głównych nitkach. Tzw "boki" są często mega ciekawe !
Tereska siódma ma spory potencjał w takich pomysłach, niech cieszy !

2021-02-27 18:53:48 thrillco

No i gitarka. CZekałem na taki wpis, żeby nie wrzucac moich jednego po drugim. Wec dzis mozna cos skrobnąć. Dobra wiadomośc, przynajmniej dla tych mieszkających blizej zachodniej granicy - pogoda nadal bedzie dobra. Mieszkam w takiej okolicy niemiec, że zauwazyłem niemal sztywną prawidłowość - um nei pada to 2 dni później pada też w moich stronach rodzinnych (dolnyśląsk), u mnie śłońce to nie ma siły, żeby za 2 do 3 dni nie dotarła ta pogoda takze do polski, głownie południowo zachodniej. praktycznie tak jest zawsze. Więc...Sprawdziłem już prognozy i oczywiscie jestem na beżąco z obecna pogoda i słońce pozostanie jeszcze co najm,niej przez tydzień. Wprawdzie pod koniec nadchodzacego tygodnia popada (wiec u was po nastepnym weekendzie albo w weekend) ale potem nadal bedzie tylko cieplej i słoneczniej :) LWG.

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
T7
[zdjęć: 5]

Archiwum

Kategorie