Najnowsze komentarze
Cześć! Dopóki pojawia się tu jakiś...
Ja też się jeszcze przyczajam. Dzi...
Damiano Italiano do: Ducati Multistrada 950 pl.
Właśnie wróciłem z mojej drugie pr...
DominikNC do: oklejona chabeta
Cześć! Winszuję udanego sezonu. Je...
DominikNC do: Vespy z Rodos.
Co tam skuter. To jest blog motocy...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

24.07.2017 22:18

graty i osprzęty

przyznaj się ile dolozyleś, a potem sprzedałeś

 

     Akcesoria - temat rzeka. Podziwiam tych, którzy kupują moto w fabrycznej specyfikacji, jeżdżą nim parę lat nic nie dokupując i takież potem sprzedają.  W kontekście skutecznego budowania swoich oszczędności, jest to rozwiązanie optymalne. Niestety, ja tak nie potrafię. Teraz, po tych paru latach jeżdżenia jestem w stanie z kilometra wypatrzyć akcesoryjne dodatki, jakie właściciel zamontował w swoim motocyklu i należycie je docenić. Bo sam zamontowałem tego mnóstwo.

     Ile kasy utopiłem w akcesoria trudno by teraz policzyć. Można powiedzieć że większość z nich sprezentowałem kolejnym właścicielom, nie wykorzystawszy nawet w pięćdziesięciu procentach. Czy te pieniądze  zostały zatem wyrzucone w błoto? Myślę że nie - radość jaką wtedy wygenerowała nowiutka biżuteria, trudno zmierzyć racjonalnymi miarami.

     Ostatnio odebrałem swój  motocykl z serwisu. Wymieniono wszystkie płyny, sprawdzono wszystko, co przy tym przebiegu należy sprawdzić. Przy okazji zamontowano ledowe halogeny w stalowych osłonach. Uznałem, że  będą mi potrzebne z paru praktycznych względów, ale tak na prawdę to bardzo mi się podobają i tyle. Pieszczą moto ego. Mimo tej fanaberii pryzmat, przez jaki obecnie patrzę na te zagadnienia, nieco się zmienił. Nie liczy się już, tylko tu i teraz. Inwestycje stają się bardziej świadome i długofalowe, niepostrzeżenie wiążą mnie na dłużej z motorem. I to jest właśnie clue całego tego wpisu - nie zastanawiam się w nim nad kolejną maszyną, tylko nad tym, aby obecna została ze mną jak najdłużej. Czasem lepsze jest wrogiem dobrego.

    No bo, gdzie ja teraz kupię konkurencyjny motocykl o tak niewielkim przebiegu, jak na swój segment i wiek ? Tak wyserwisowany ? Tak zadbany ? Tak wyposażony ? Zimowany zgodnie z zasadami sztuki ? Muszę przyznać, że dotychczas nie myślałem, aż tak tymi kategoriami. Teraz coraz częściej i głębiej weryfikuje swoje spojrzenie na rynek sprzętów używanych i to co tam widzę zwykle nie napawa optymizmem. Sprzedać cukierka, którym się świetnie jeździ, po ty, by nie daj Boże, wdepnąć na ukrytą minę w imię paru dodatkowych niutków ? Z kolei jednoślady fabrycznie nowe, zniechęcają dodatkowymi kwotami koniecznych, natychmiastowych w nie inwestycji. No bo, jak tu pojechać w trasę na jakimś golasie ?

     Motocykl to temat rzeka, a akcesoria to jeden z jej głównych dopływów.

     Reasumując, to że coraz dłużej jeździsz...nie oznacza wcale, że łatwiej ci będzie kupić kolejny motocykl.

 

Lewa!

Komentarze : 8
2017-07-31 23:45:12 gregor1365

Bardzo cenne wpisy pod tematem który ma sens i zmusza do myślenia wywołując tego typu refleksje.

Dziękuję za porady, nie tylko ja z nich korzystam na bank.

Latać se tak latać, w tle słuchać wycia tłumików, a jak szosowcem z wiatrem zaiwaniasz odpowiednio nogami pracując to też słychać asfaltową muzyczkę nabitych w chuj cieniutkich oponek Twojego filigranowego kolegi który na winklach też błędów nie wybacza, zachowuje się rych tyk tak samo co ta wściekła zieleń- wiadomo tylko siła inna, dynamika z kosmosu, masa, prędkość itd.

Przyczepności tylko, ewentualnie rozwagi i można zapier...... po horyzont.

2017-07-31 15:55:14 MarekW83

Do gregor1365: na motorze jeżdżę od 20 lat , na szosie od tego roku. Zawsze jestem wyczulony na motocykle( bo na nich jeżdżę), ale powiem Ci, że jadąc rowerem mam często problem dojrzeć jadących z naprzeciwka rowerzystów ubranych na czarno(w lesie to już kaplica) - myślę, że zwykły kierowca nie zauważy ich na pewno. Ja staram się dać innym szansę - mam zawsze mrugające lampki przód, tył nawet w dzień - 100% pewności nigdy nie ma, ale widzę często jak ktoś się zza takiego sznurka wysuwa i mnie jednak widzi i odpuszcza wyprzedzanie. Lewa w górę dla tych z silnikiem i bez.

2017-07-30 21:51:52 gregor1365

A dziękuję ptwr2 za cenną podpowiedź dot. wężykowania przed podobnymi miejscami, nigdy nie spotkałem się z czymś takim, ale już wiem że to musi działać, masz rację. Kamizelkę zapodam jak nic, to pewne. Nie taką z budowy, bo ta to se zaraz odleci w przestworza.

Dopiszę tylko króciutko, że dziś rano latałem z kolegą po trasach, które po południu zaliczyłem częściowo moim rowerem szosowym. Na prostej młody chłopak z naprzeciwka samochodem wyprzedzał oczywiście jebany sznurek samochodowy i oszczał zupełnie moją rowerową obecność na przeciwko, a że było wąsko to przeszliśmy obok siebie na centymetry.
Jakoś nie bałem się, bo widziałem jego determinację żeby gładko wyjść z tej całej sytuacji.

Jednak gdyby spanikował i chciał odbić w lewo to byłbym trup. Nawet trochę żałowałem że na pobocze nie uciekałem, gdzie w tej trawie na moich wąziutkich oponkach zaliczyłbym pewnie solidną glebę, ale poszło dobrze.

Konkluzja jest taka, że trza uważać. Banalne stwierdzenie które każdy zna, czasem jednak się zapomina.

Pozdrawiam.

Qrde, na rower też se muszę zapodać jakąś odblaskową koszulkę.

Cieszyć się z jazdy, ot co....

2017-07-30 13:13:55 ptwr2

Gregor, wymuszenia w podobnej sytuacji nigdy nie miałem, choć okazje były i to nie jedna czy dwie. Biały kask i kamizelka z dużą żółtą powierzchnią robią doskonałą robotę, zwłaszcza w pochmurne dni i pod wieczór. Widzę po zachowaniu kierowców, że mnie widzą. Są też całe żółte kurtki - jak kupisz "odblask" z górnej półki, to wcale nie wygląda to źle, bo kamizelki "z budowy" w ogóle nie biorę pod uwagę.

Przed "niepewnym" skrzyżowaniem zwalniam poniżej tego co wolno w danym miejscu, przy okazji hamulce trochę się rozgrzewają i w razie czego lepiej będą łapały, a ja jestem mentalnie przygotowany na hamowanie - palce i tak zawsze wożę na klamce. Mniejsza prędkość daje mi więcej czasu na obserwację i podjęcie decyzji, podobnie jak i kierowcom. W razie nieszczęścia - mniejsza energia uderzenia.

W sytuacji dużego natężenia ruchu, wolę wpuścić samochód z podporządkowanej, niż ryzykować. I tak wlokę się w strumieniu samochodów, wyprzedzać na żyletkę nie chcę, bo z przeciwnego kierunku ta sama sytuacja - nic nie stracę, a mogę czegoś uniknąć.

Można też zastosować wężykowanie. Oko ludzkie reaguje na obiekty poruszające się w poprzek pola widzenia, podczas gdy zbliżający się na wprost i przez to pozornie nieruchomy punkt łatwo ulega przegapieniu. Właśnie dlatego kierowcy nas nie widzą (to, że często nie myślą, to dodatkowa kwestia). Wężykując pomiędzy krawędziami swojego pasa ruchu stajesz się obiektem poruszającym się w poprzek pola widzenia i tym samym mózg kierowcy łatwiej wyłowi Cię z tła. Przy okazji przednia lampa raz świeci prosto na samochód, a raz trochę w bok, przez co pozornie zmienia się jej jasność i bardziej rzuca się w oczy. To muszą być dość gwałtowne ruchy, coś jak przy rozgrzewaniu opon.

2017-07-29 23:16:51 gregor1365

Siema.
Tak coś od siebie w temacie j.w.

Dziś na zakończenie urlopu po 3 tygodniach bezczynności dopadłem Zetę i przyznam byłem trochę dziki. Raz dwa na przegląd bo termin minął kilka dni temu i dawaj latamy. Ruch na drodze jak cholera, no nie daję rady odwijać tak jak lubię.
Jadę sobie już w kierunku garażu drogą z pierwszeństwem, z daleka skrzyżowanie bez świateł, widzę że gęsto więc zwalniam do przepisowych i rozsądnych prędkości. Po prawej czai się jakiś kombiak w kremowych kolorach, widzę że pan spogląda w moim kierunku więc mam prawie pewność, że mnie widzi i czeka. Z naprzeciwka sznur samochodów i motocykliści.

Czekał jak ..uj, wyjechał mi wprost pod koło w miejscu gdzie nie było już szans na skuteczne hamowanie, ratunkiem okazał się przeciwskręt w lewo, uf udało się. Nogi mi się trzęsą, jestem wkurwiony, motocykliści z naprzeciwka co widzieli sytuację dają znaki, że pewnie debil za kółkiem.

Już na spokojnie analizuję sytuację: dobrych kilka sekund jechałem w miejscu widocznym, naprawdę nie zapierdzielałem przed tym skrzyżowaniem, widziałem jak głowa kierowcy ze dwa razy odwraca się w moją stronę więc pytam dlaczego mnie nie widział? Czarny kask i kombiak pochłonęły wściekłą zieleń mojej Zety i jej reflektor czy jak? Podejrzewam tylko, że gość skupił się na znalezieniu luki w tym sznurku pojazdów coby się przebić na wprost i nie do końca był świadom co dzieje się po jego lewej stronie. No dobra, żyję, jestem cały, motocykl też.

Dwa tygodnie temu znajomy motocyklista nie miał tyle szczęścia. Chyba za szybko wyjechał swoim litrowym gixem pod wzniesienie gdzie za linią choryzontu napotkał niestety panią, która samochodem wykonywała z naprzeciwka skręt w lewo. Daniel przypierdzielił niestety w jej prawy tylny róg, odbił się i moto poniosło go jeszcze kilkadziesiąt metrów prosto w przydrożne drzewo. Makabra.

Nie muszę mówić, że maszyna zgruzowana doszczętnie, człowiek też. Prawe kolano zmiażdżone, noga na pewno będzie sztywna do końca życia, biodra połamane, prawa ręka ponoć będzie dobra, ale to po kolejnych operacjach. Łebol i kręgosłup całe. Ale chłop żyje.

No dobra więc w kwestii gratów i osprzętu.

Jakaś kamizelka odblaskowa, biel na kasku zamiast grobowej czerni, może jakiś kurs, ewentualnie abonament na zdroworozsądkowe myślenie albo cokolwiek w ten deseń, kurde sam nie wiem. Może któryś bank udziela kredytów na nieśmiertelność?

Coś takiego co pozwala cieszyć się lataniem bez zbędnego stresu?

Tak wiem. Pocałuj się w zadek.

Mam dla kogo żyć, mam świadomość ryzyka. Nie jestem w szoku po własnych doświadczeniach tylko zbieram je do kupy i z nich korzystam.

Pozdrawiam, szerokości...

2017-07-26 07:42:20 Calmly

Fanem akcesorii chyba nie jestem bo niewiele ich miałem w swoich motocyklach. Jezeli juz to tylko te niezbędne, najpotrzebniejsze. Co jedynie kupiłem do swojego moto, a był to wtedy Blackbird, to przedłużenie przedniego blotnika, co by mniej śmieci leciało uwolnionych z przedniej gumy wprost na chłodnicę, chcąc tym samym wydłużyć jej żywotność. I tak w konsekwencji musiałem wymienić ja na nowa, no ale przyczyna była sól zalegajaca na drogach podczas zimowych przelotów.
O przepraszam, kupiłem jeszcze dwa wydechy DELKEVIČ co by maszynka brzmiała soczyscie. Piec grał na nich naprawde dobrze.
To tyle, nie licząc tankbag'u czy podgrzewanych manetek które dostałem na urodziny i które nie do końca zapewniały pełny komfort moich dłoni. Wewnętrzna ich cześć była gorąca ale zewnętrzna, tam gdzie powietrze nacieralo na rękawice była lodowata. Najlepiej sprawdzilbym sie chyba rękawice mocowanie na stałe do kierownicy oslaniajace cała dłoń. No ale wyglada to okropnie.
Suma sumarum akcesoria sa zajebiste ale nie dla wszystkich :)

Pozdro
Only To Fly

2017-07-25 21:16:09 IrekST

Taki już nasz motocyklowy los. Każdy z nas coś tam modzi, coś wymienia, a koniec końców i tak przychodzi czas na zmianę maszyny, bo nasz obecna perełka, traktowana często jak pierworodny w rodzinie po prostu przestaje dawać nam radość. Zaczynamy potrzebować zmiany... Ale fakt, każda nowa rzecz, założona na motocykl cieszy bardzo. Duma mnie rozpiera, kiedy za każdym razem odpalam SVłe i słysze dudnienie LeoVinca. Nie dość, że motocykl zyskał charakteru, ludzie w samochodach mnie słyszą, to jeszcze łechce to moje ego. Tak to już po prostu jest.
A co do szukania innych maszyn, ma ktoś jakieś doświadczenia z Kawasaki Z800? Albo zna jakąś dobrą stronę gdzie można coś na jego temat przeczytać? Nie chodzi o test, raczej jakieś rzetelne opinie użytkowników, awarie itp...

2017-07-25 12:45:00 ptwr2

Temat akcesoriów zaczyna się już na etapie wyboru maszyny. Czytam dane, oceniam kształt, szukam testów i recenzji, najlepiej od zwyczajnych motocyklistów. Ideałów nie ma, zawsze jest przynajmniej jedna rzecz, którą bym chętnie widział zrobioną w inny sposób. Potem druga, trzecia, czwarta, tu by się przydała zmiana i tam bym chciał inaczej i ni stąd ni zowąd okazuje się, że połowa ideału jest do przeróbki, najlepiej od razu jeszcze przed pierwszym wyjazdem. Wtedy zapala się żarówka z podpisem "to nie są motocykle, których szukacie".

Odwróciłem ten proces: zacząłem od przygotowania listy wymogów absolutnych, z których nie mogę zrezygnować oraz listy pomocniczej z rzeczami pożądanymi, których brak jednak nie przesądza o dyskwalifikacji. Przydadzą się w sytuacji remisu na liście podstawowych właściwości. Mam o tyle szczęście, że interesującej mnie grupie jest kilkanaście znakomitych maszyn do wyboru i mogę sobie grymasić i przebierać w detalach.

Tak naprawdę ideałem nie jest konkretna maszyna, ale sytuacja, w której nie odczuwam potrzeby rozglądania się za następną. Gdy nie ma najmniejszego sensu śledzenie rynku, ponieważ z góry wiem, że każda recenzja i każda jazda testowa zakończy się tym samym stwierdzeniem: aktualny i tak jest lepszy. Nie ma znaczenia, czy w stanie fabrycznym czy z dodatkami. Lepszy taki jaki jest.

Samo uzbrajanie maszyny traktuję użytkowo. Dzięki opisanej metodzie wyboru motocykla, już na starcie większość punktów mam odhaczone i ewentualnie do zrobienia pozostała jakaś kosmetyka. Jakkolwiek przywiązuję sporą wagę do estetyki, to jednak to kryterium jest drugorzędne: najważniejsza jest funkcjonalność. Wolę brzydkie lusterka, w których coś widać, od designerskich ozdób o rozmiarach bardziej kojarzących się ze stomatologią. Odnajduję się w Twojej argumentacji: jest mi to potrzebne, praktyczne, przyda się, no i tak mi się podoba - właśnie w tej kolejności.

Swoją drogą te wszystkie lusterka, ledy, wydechy i podnóżki to bardzo ładna i miła biżuteria, ale prawdziwa męka zaczyna się przy konstruowaniu systemu do przewozu bagaży. Tutaj nie ma dobrych rozwiązań, a jedynie mniej lub bardziej udane kompromisy.

  • Dodaj komentarz

Kategorie