Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

08.03.2015 20:40

kawasaki reaktywacja

     Mogę przyjąc, że tegoroczny sezon otwarłem na skuterze Sym Orbit 2. Jednakże ostatnie troszkę wyższe tempetatury zaczęły powodowac, że robiłem się już trochę niespokojny. Sprzęty zaczeły pojawiac się na ulicach, więc pożyczyłem w końcu od kumpla prostownik. Niestety typowo samochodowy, ale zawsze to coś.

    W domu po podłączeniu krokodylków w okienku pojawiło się naładowanie w połowie.Zostawiłem go więc symbolicznie i co godzinkę sprawdzałem jak wygląda sytuacja. Gdy minęły trzy godzinki akum zaczął się dosyc poważnie nagrzewac, więc odłączyłem go zastanawiając się po jaką cholerę go w ogóle podłączałem. Oczyściłem potem baterie z kurzu i brudu. Przetarłem też bolce papierem ściernym, żeby maksymalnie usprawnic kontakt z klemami. Takie tam małe zboczenie :)

    Koło środy pogodynek w telewizorni oznajmił, że w niedzielę nasze termometry wskażą wartośc pomiędzy dwanaście a piętnaście stopni. Był to jasny sygnał, że nie ma już co dłużej zwlekac. Trza wytargac motocykl na zewnątrz, odpalic, poskręcac i pomalutku pomyślec o rozpoczęciu nowego sezonu. Nie mogę dłużej czekac, bo wkótce mnie rozpierdoli. I tak byłem grzeczny i cierpliwy i bardzo długo wytrzymałem.

    Wobec tego w sobotę, jeszcze troszkę chłodną, ale słoneczną namówiłem Agę na spacer, którego trasa jakoś przypadkowo miała przebiegac koło parkingu. Zabrałem akumlator i żółtą blokadę na tarczę marki Xena, którą dostałem kiedyś w prezencie do kupowanej wtedy Z 750-tki. Mimo, że trzymam motor na parkingu dobrze strzeżonym, z lampami na fotokomórkę i ubezpieczonym to w zeszłym sezonie zacząłem dodatkowo zakładac blokadę. Nie zawadzi przecież, o ile kiedyś nie zgubię kluczyka do niej, albo się nie zapomnę i nie ruszę z kopyta z założoną na tarczy :)

    W sobotę zatem wytoczyłem z pomocą szefa i Agi moje Kawasaki po drewnianej kładce nad wysokim progiem. Poszło dużo lepiej niż wjeżdżanie po niej w grudniu. Wtedy Zet zamielił tylnym kołem, wypluł kładkę z pod koła i przytarł rurą o próg. Sprawdziłem, czy nie było wgniota, albo przetarcia, gdzie mogła by się zacząc korozja. Nie było.

    Potem przy wkładaniu akuma lekko się zawiesiłem :) . W samochodzie jak zakładam, to przewód plusa jest grubszy i masowy też jest do niego na stałe skręcony. A tu po włożeniu akuma już mam skręcac, nagle patrzę, a o masówce bym zapomniał. Cienki przewodzik z oczkiem, który wychodził z okolic klemy minusowej. Patrzałem na to i zupełnie mnie przymroczyło na chwilkę :) Nie wiedziałem przez chwilę, gdzie mam go przykręcic. Ale ogarnąłem się i poskładałem prawidłowo.

     Przekręciłem w końcu stacyjkę na on i usłyszałem cudowny dżwięk startującej sekwencji wtrysku. Szary przycisk rozrusznika i Lalunia zakręciła trzy razy wałem. Silnik zaskoczył natychmiast, jakby był ciepły, albo dzień wcześniej został zgaszony. Jedyna różnica, to ilośc pary wodnej wydostającej się z wydechów. Zet zadymił na biało z rur jak dawno nie palona Scania R580. Wystrzeliły dwa słupy białego dymu. Sporo wilgoci musiało zebrac się w układzie wydechowym, bo gdy już zszedł ze ssania, na lekkich przegazówkach zaczął chlapac z obu rur wodą leciutko.

    Żal mi było od razu zarzucac pokrowiec na rozgrzanego sprzęta, więc zrobiłem jeszcze dwa kółka po parkingu,  sprawdzając działanie hamulców :) Wytaczanie na powietrze i odpalanie po zimowaniu zakończyło się pełnym sukcesem, pozostało tylko założyc blokadę na przednią tarczę, przykryc motocykl i czekac na dzień dzisiejszy. Na opening.

    Dzisiaj rzeczywiście zroniło się już ciepło i wiosennie. Sprzęty latały gdzie się nie obejrzec. Ptaszki cwierkały. Mój premierowy przelot 2015 zaplanowałem w okolicach godzinki szesnastej, jeszcze w dziennym świetle. Sprawdziłem ciśnienie w oponach, nic a nic nie ubyło, wskazania idealne. Nie wiedziałem za bardzo co na dupę włożyc, więc postawiłem raczej na wygodę. Ubrałem się lżej zakładając, że najwyżej wrócę wcześniej, albo pośmigam po mieście, gdzie mnie aż tak nie przewieje. Termoaktywna pod spód, jeansy, sweter, bluza od dresu, skóra, ciepłe rękawice i kominiara.

     Maszerowałem szybko na parking z kaskiem w ręku i totalnie mnie rozpierdalało. Łapy mi sie trzęsły i krzywo zapiąłem zamek z bluzy. Starałem się ogarniac temat na spokojnie, nie nerwowo, ale basowy pomruk nagrzewającego się motocykla powodował, że krew szumiała w głowie i dzwoniły zęby. Prawa dłoń sama się zaciskała. Pozapinałem to wszystko jakoś, powciskałem na swoje miejsce, na końcu rękawice na łapy i ciche stuknięcie jedynki. Kółko po parkingu w kierunku bramy. Motocykl niechętnie skręca, opony zimne jak cycki czarownicy. Słońce odbija się od stojących samochodów.

    Błyskając stopem i mrugając pomarańczowym światłem wyjechałem na ulicę. Jeden, dwa, pierwsze światła. Staję pewnie opierając się stopami na asfalcie a radośc, która mnie rozwala ciężko opisac. Nareszcie. Zielone, jeden dwa, następne światła. Dolatuje do mnie żółty Gixxer. Dżwignąłem szczenę a on coś zabełkotał z głębin kolorowego, sportowego integrala i zdążyliśmy wymienic parę zdań. Jeżdził już od jakiegoś czasu, od lutego, głównie do pracy. Zazdroszczę trochę ludziom, którzy dojeżdżają na motocyklach do pracy...

    Więc pamiętając o zimnych oponach, o zimowych dziurach w nawierzchni, puszkarzach przyzwyczajonych do prędkości osiąganych w zimie przez skuterki i własnym odzwyczajeniu od motocykla wylatuję za miasto. Moje ulubione zakręty, długie proste wśród drzew, czarna nitka szosy pośród brunatnych pól. Zet chodzi tak jak chodził - astmatycznie zasysa powietrze do airboxu i ryczy wścieke z podwójnych wydechów. W pewnym momencie, mimo mojej zachowawczej raczej postawy, na lekkim, nierównym łuku próbuje mnie nawet zrzucic z siodła. Uślizg jest delikatny, powiedziałbym nawet, że jedwabiście subtelny. Motocykl to nie samochód i lekki odwyk od niuansów fizyki i równowagi nie jest tutaj mile widziany.

    Mimo tego nie zapierdalałem, raczej  jechałem bardzo ostrożnie. Bacznie obserwowałem co zamierzaja osobówki. Wynikało to także z tego, że po trzech miesiącach tłuczenia się dieslem, który pomimo obecności turbiny na pokładzie można powiedziec, że stoi w miejscu. W związku z tym przyspieszenia wydobywane z Zeta nawet przy lekkim traktowaniu manetki wystarczały mi w zupełności. Parę razy odkręciłem na pustej, bezpiecznej i równej prostej, ale watpię, czy przekroczyłem jedenaście tysięcy obrotów, nie mówiąc o odcince. Po prostu odwyk od tego ciężaru przyspieszeń spowodował, że niższe ich wartości zupełnie mnie dziś satysfakcjonowały. Można śmiało powiedziec, Początkujący Motocyklista vel. Mistrz Prostej Spod Świateł wykorzystywał dziś swojego litra w około pięcdziesięciu procentach :)

    To oczywiście wkrótce ulegnie zmianie.

    Jedynym zgrzytem na dzisiejszej jeżdzie było nieodpalenie grzanych manetek. Pod koniec bowiem temperatura zaczęła szybko spadac i chcialem je włączyc. W centrace sterującej jest bateryjka i chyba się rozładowała przez te trzy miesiące stania w temperaturze ledwo powyżej zera. Muszę zgłębic temat, rozkręcic centralkę i zobaczyc co i jak.

    Kończy mi się także tylna opona. Nie ma jeszcze zupełnej tracedii, bo coś tam bieżnika na środku jest, ale wiedziony doświadczeniem z zeszłego roku, kiedy za oponę zabrali mi dowód muszę szybko ją zmienic. Tysiąc kilo to max co będę chciał na niej jeszcze przejeżdzic.  Przyczepnośc to podstawa, zwłaszcza, że przód jest w bardzo dobrym stanie i różnica przyczepności nie za dobrze mi tutaj wróży. Jednak szkoda by mi było od razu ją zmieniac, bo jest zimno, mało się składam i głównie jeżdżę środkiem opony. Szalona przyczepnośc przyda się najbardziej jak na termometrze zagości co najmniej dwudziestka :)

     Co do posezonowych rozmyslań o mocy i oszczędności stało się to co przewidywałem. Zimą, kiedy nie jeżdzimy w wielu z nas budzą się różne zdrowo rozsądkowe i ekonomiczne teorie. Wiecie, że  po co tyle koników, że może mniej paliwa by się spaliło, na oponkach więcej zrobiło, przed wiatrem ukryło, że już się litrem trochę nalatało. Że może coś bardziej praktycznego, wygodniejszego, bezpieczniejszego...

     ....ale tak jak myślałem nastąpiła natychmiastowa konfrontacja z rzeczywistością. Już sam kształt i dżwięk rwącej się do dynamicznej jazdy, wściekłej maszyny, bez żadnych systemów wspomagających zniewala zupełnie. Kozacko zadarty zadupek. Lekko pochylona do przodu pozycja zwiastująca ogień. Tylna guma w szerokości stodziewięcdziesiąt. Przednia lampa zaciekle wpatrzona w asfalt. Minimalistyczny wyświetlacz z zaledwie garstką podstawowych informacji. Nie wspominając o lotniczym przyspieszeniu, które prostuje ręce w łokciach i szarpie głową do tyłu. Co tam, że wpierdala dychę przy dzidowaniu i piłuje oponę. Ale za to jak tył siada i jak koło rwie do góry ! Jak to ryczy i jak ciągnie ! Endorfiny latają w żyłach jak szalone a krew szumi w skroniach. Droga zamienia się w pas startowy. Opierasz szczenę na baku, odkręcasz do końca i patrzysz jak mijane drzewa zlewają się w dwie rozmazane smugi w kolorze dymionej na czarno szybki. Ech...

     No i zjechałem na parking szczęśliwy jak po pierwszej przejażdżce na pierwszym swoim motocyklu. Następny sezon właśnie się rozpoczął. Ósmego marca, w łatwą do zapamiętania datę. Myślałem, że na parkingu już coś się będzie działo, ale to akurat ja wyjechałem pierwszy. Sprzęt nie zawiódł i zapowiada dalsze bezawaryjne śmiganie. Dalej będę obserwował co się dzieję ze mną i moim motocyklem. Przyglądał się jak i na czym jeżdżą inni. Postaram sie to wszystko na bieżąco relacjonowac czytelnikom Riderbloga, tak jak dotychczas. Mam nadzieje, że przed nami kolejny sezon, który póżną jesienią będzie można ochrzcic kolejnym sukcesem. Że będa fajne imprezy i ciekawe testówki. Że coraz wiecej ludzi wsiądzie na motocykle, nieważne jakie. Ważne, że będzie na czym zawiesic oko i minąc się na trasie.Że wszyscy będziemy bezpiecznie zapierdalac. Że nie złapią nas Synowie Suki...

      Życzę Wszystkim wspaniałego sezonu 2015!!!

Komentarze : 7
2015-03-17 20:24:46 left 4 dead

dobrą używkę kupić niełatwo, to fakt. jednak jak masz kapustę na nówkę sztukę, problem wydaje się być mniej palący :) na pewno coś wkrótce znajdziesz. mi podoba się prze-cena na poprzedniego Versysa, 650-kę na poziomie 24 tysi. wiem, wiem, za słaby, za mały itd. ale cena elegancka :)

2015-03-16 18:27:09 Multistrada

A ja to co? Ja też już chcę mieć pełny garaż! To nie fair, że nic nie mogę kupić... Smutno mi bez sprzętu...

2015-03-13 21:50:58 dawid etc

8 marca, 18 stopni, niedziela. Nowy akumulator, wywalony wreszcie immo nieznanego pochodzenia, przeczyszczone styki w czujniku sprzęgła - nie ma bata, trzeba rozpocząć sezon. No i rozpocząłem, tylko się okazało, że tylne kierunki nie działają. Jeden, bo się jakoś gdzieś drucik utrącił, drugi, bo naprawiając pierwszy, spieprzyłem drugiego. Fachowa pomoc pomogła i można śmigać. Bardzo miła niespodzianka takie wczesne początki w tym roku, życzę wszystkim pięknego nawijania.

2015-03-11 22:52:07 juno

Oj przyznam szczerze, że ja mam podobnie z tą ekonomią! ; ) I często dylematy typu "Kupić Hyosunga 250 czy olejaka 1100". Ja już swoją padaczkę też wyprowadziłem z garażu i jakby nie patrzeć - warkot starego oleja to warkot starego oleja i żadne 250 tego nie zastąpi.

2015-03-09 11:34:56 Mjk

Haha, rzeczywiście, te rozważania ekonomiczne to chyba norma :P "A może 125 na miasto jako 2 sprzęt?" Ale po dzisiejszym dojeździe do pracy (15 min, a juz na caly dzien banan na twarzy i kawa zbędna) nie ma bata. 125 moze i spoko, malo pali, tani w utrzymaniu itp itd. Ale ten ryk silnika, to rwanie do przodu :D cóż... rozsądek zapadł w sen letni ;)

2015-03-08 23:22:48 józek78

W końcuuu...:))

2015-03-08 22:43:23 gregor1365

K.....wa, chyba jednak nie dam rady. Wiosna zapukała puk, puk, moto wyją swoją muzą na ulicach a moja stajnia wciąż pusta.
Już niedługo, chyba jeszcze troszkę, dasz radę? Ni chu...ja.
Powodzenia na drogach, jak najmniej blondynek i jełopów bez wyobraźni za kółkiem. Internet jest pełen tego dziadostwa aż strach patrzeć na niektóre rozpierduchy- jednak coś pożytecznego można z nich wynieść.
Pozdrawiam.

  • Dodaj komentarz

Archiwum

Kategorie