Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

05.09.2016 20:10

piątek wieczór w praktikerze

Bartek i jego pierwszy motocykl - odcinek pierwszy

    Postanowiłem olać w końcu całą tą hecę z Banditem i zapomnieć o sprawie. Sławek K. przyjechał do Polski, ale był tak krótko, że nawet się nie spotkaliśmy. Motocykla nie odpalił i w sumie to nic konktetnego z nim nie zrobił. Papiery i graty ( ale bez tłumika, bo był za ciężki ) podrzucił w ostatniej chwili do mieszkania swojej mamy, jednocześnie zdradzając, że oprócz braku badań technicznych motocykl nie posiada również ubezpieczenia oc od paru miesięcy.

    Przyznam szczerze, że wobec tego zupełnie odechciało mi się dalszej zabawy z pośrednictwem w sprzedaży tej popularnej sześćsetki, najzwyczajniej w świecie się zniechęciłem.

    Tak się jednak złożyło, że w międzyczasie szepnąłem słówko o Bandicie mojemu staremu, dobremu klientowi Bartkowi. Na przestrzeni paru ostatnich lat ilekroć się widywaliśmy wypytywał mnie o motocykle i pare razy poprosił, żebym na którymś w końcu do niego podjechał. Na samym początku mojej przygody pamiętam jak przyjechałem pod jego sklep właśnie wycacanym wtedy na wysoki połysk Banditem. Zapamiętałem ten błysk w oku, tą nutę motocyklowej fascynacji u kolesia, który nie ma jeszcze prawka na motocykle i jest na razie jak ja to nazywam - uśpionym motocyklistą.

    Potem byłem jeszcze u niego raz czy dwa na moim Z 1ooo'u i możecie uwierzyć albo nie, ale już wtedy zaczął regularnie wypytywać o Bandita. Kiedy Sławek wyemigrował do UK pamiętam jak sugerował mi, żebym pogadał, by odsprzedał mu pozostawiony w Polsce motocykl. Był wtedy w tym gorączkowym etapie, w którym wciąż siedzi się na Allegro i ciągle  zamęczał mnie ofertami jakiś dwudziestoletnich igieł bez żadnego wkładu albo świeżo po wymianach - za pięć tysięcy złotych a czasami nawet i mniej.

    W zeszłym roku nieco przycichło, od czasu kiedy jego żona wyklarowała mu dosadnie co dokładnie myśli o motocyklach, ale od kiedy niedawno napomnknąłem, że Sławek sprzedaje Bandita Bartek nie dawał mi już spokoju. Na bieżąco monitorował u mnie postępy w przygotowaniach do sprzedaży i wobec finalnego nieprzygotowania GSF'a do transakcji złożył konkretną i następującą ofertę : trzy koła i biorę motor tak jak stoi.

    Po krótkich negocjacjach ostateczne ustalenia były takie : Sławek kupuje nowy akum i wysyła na adres postoju motocykla a Bartek odkupuje moto za trzy osiemset tak jak ono stoi. Naprawia je, robi przegląd i doprowadza do jezdności. To znaczy w praktyce - ja to wszystko robię, bo Bartek narazie jeszcze nie ogarnia, nie ma też prawa jazdy a jedyną osobą związaną z motocyklami jaką zna jestem ja.

    Ma za to paroletniego Renault'a Traffic'a i to właśnie nim wyruszyliśmy na podczęstochowską wieś wydobyć motocykl z jego więzienia. Mieliśmy ze sobą profesjonalny sprzęt, który pożyczyłem od innego kumpla Seby, czyli  trzy pasy transportowe różnej szerokości i deskę której używa do wjezdżania swoim KTM'em na dostawczaka. Znacie Sebę - opisywałem już kiedyś jak jeździłem po chałdach jego WR' ką, a to jak latałem po torze ziemnym pomarańczowym Katem wkrótce Wam opowiem.

    Bandit podobnie jak poprzednim razem stał na środku podwórza, ale tym razem prawidłowo oparty na stopce a nie o pobliskie drzewo, co znaczyło, że Wiesiek jest bystry i szybko się uczy. Akumulator dotarł na miejsce więc całą zabawę zacząłem od zamontowania go w motocyklu.

    Stare Suzuki zapaliło prawie natychmiast. Tym razem na ssaniu trzymało bardziej stabilne obroty a po miesiącu stania i tym razem nie wypuściło z rury najmniejszego dymka na co zwróciłem Bartka uwagę. Od razu zauważyłem też po jego reakcji, że stary i zakurzony czarny motocykl także i tym razem przemówił  do jego serca i że bez niego raczej stamtąd nie wyjedziemy. 

    Mimo tego motor nadal był niesprawny - mianowicie jeden gar nie palił. Gdy tak stałem nad nim i próbowałem  ustabilizować dźwigienką ssania pracę kanciastego pieca na plac podjechał jakiś podpity koleś Wiesława a za nim wtoczyła się grupka ziomków podobnej prowieniencji, oczywiście jeden większy znawca od drugiego. Powoli zaczynało się ściemniać a na zakurzonym podwórzu powyrastały długie, wieczorne cienie. Trzeba było w końcu zrobić to co konieczne, a czego nigdy wcześniej nie robiłem, czyli załadować motocykl na busa. Jakby nie patrzeć ten stary Bandit po dziś dzień nie przestaje mnie wciąż czegoś nowego uczyć.

    Poszło jak po maśle. Wyładowaliśmy na plac skrzynki z pustymi butelkami po Okocimiu i wtoczyliśmy motor na pakę. Podciągnałem go pod grodź i zapiąłem jedynkę. Skręciłem kierownicę i włączyłem blokadę. Pozostało to wszysko spiąć do kupy i zabezpieczyć.

    Korzystając z mglistych doświadczeń z pasami z czasów kiedy jeździłem na ciężarówach i podążając zgodnie z instrukcjami przyjaciela Seby złapałem motocykl dwoma grubszymi pasami za półkę przedniego zawieszenia. Pościągałem to nie za mocno patrząc jak powoli uginają się lagi. Tylne koło ustabilizowałem najcieńszym z pasów. Miotałem się z tym trochę, a chowające się za horyzont słońce grzało jeszcze w blaszaną pakę gdy pot tłustymi kroplami skapywał mi po twarzy.

    Pożegnalismy się z Wiesławem i łypiacą z byka gromadą jego szemranych pobratymców i bardzo delikatnie wytoczyliśmy się z pooranego dziurami i kałużami podwórza. Większość drogi przesadnie marudziłem Bartkowi, żeby jechał wolniej i stabilniej wchodził w zakręty - pamiętam dobrze jak ładunek spiety pasami potrafi się znienacka poluzować. Gdyby Bandit przeturlał się po pace było by na prawdę nieciekawie - motocykl nie należał jeszcze ani do Bartka, ani do mnie...wiecie o co mi chodzi.

    W połowie trasy do warsztatu w którym umówiłem się na na zrzut motocykla, kiedy już nieco się odprężyłem i uwierzyłem, że wszystko bezproblemowo sobie dopniemy, zadzwonił Wiesław. Odebrałem z lekkim niepokojem, a moje obawy, że czegoś zapomnieliśmy szybko się potwierdziły : ej, chłopaki wracajcie jak dacie radę, nie wzieliście tej waszej deski.

    Rozluźniłem się natychmiast bo przecież deska to tylko deska. Zapewniłem, że nie ma problemu i żeby sobie ją zostawił. Odłożyłem słuchawkę zadowolony i uśmiechnięty, po czym nagle mnie olśniło, spogladam na Bartka i obaj niemal jednoczesnie z przerażeniem wykrzykujemy -

    KUUURWA I JAK MY TERAZ ZDEJMNIEMY TO MOTO ? ! ! !

    A musicie wiedzieć, że umówiłem się tak, że zostawimy motocykl pod warsztatem a kluczyk u portiera. O tej porze przecież dawno już nikogo tam nie ma.

    Jedynym sensownym pomysłem jaki przyszedł nam do głowy to taki żeby zjechać do Praktikera w Czeladzi. No i do maka bo tak już zgłodniałem, że miałem mroczki przed oczami a Bartek stwierdził, że jak się zaraz nie wyleje to go chyba rozpierdoli.

    Powiem Wam tak na marginesie, że zastanawiające dla mnie jest jak wiele osób spędza ciepły, piątkowy wieczór w markecie budowlanym. Z dziećmi, bez dzieci, solo i w parach. Pochylają się w skupieniu nad tymi wszystkimi bateriami umywalkowymi, wężami prysznicowymi i huśtawkami ogrodowymi. Spędzają tam swój cenny czas. To fascynujące.

    Wpadliśmy z petardy w ta sielankę i lecimy na dział stolarski. Oderwaliśmy od roboty jakiegoś typa, który jedyne co mógł nam zaoferować w porządanych przez nas wymiarach to przycięty już blat kuchenny. Fajny, dosyć gruby, solidny, ze wzorem w takie różne kamyczki. Cena też fajna - dwadzieścia siedem złotych - nie przejmowałem się jednak bo płacił Bartek, to on zapomniał wrzucić moto-deski na pakę. Ja żułem sobie niespiesznie papierowego burgera i było mi już wszystko jedno - i tak cały wieczór był już spisany na straty.

    Ostatni etap tej całej histori nieco mnie zmroził. Wpuszczeni na plac przez stróża od którego wyraźnie jechało żołądkową gorzką i który nie chciał nam pomóc bo go plecy bolały - zajechaliśmy tyłem pod bramę warsztatu. Wlazłem na pakę, która jest dosyć niska i średnio wygodna i zacząłem sprowadzać motocykl tylnym kołem na blat kuchenny z tym wzorem w kamyczki. Całość jednak była za blisko burty i musiałem się prześlizgnąć trzymając panicznie za hamulec na przód motocykla, żeby w razie wu lusterko nie przeorało mi facjaty. Podczas tych manewrów motor niebezpiecznie zakołysał a ja stwierdzilem, że założenie na nogi japonek tego dnia to nie był najlepszy z moich pomysłów.

    Gdybyśmy mieli wprawę w transporcie jednośladów pewno poszło by gładziej. Tak to wyszło nieco niezgrabnie i kwadratowo ale suma summarum Bandit stanał bezpiecznie dwoma kołami na ziemi a ja po raz drugi tego dnia zlałem się zimnym potem. Bartek jest większy ode mnie i pół raza szerszy wiec dał radę spionować niestabilność jaką w pewnym momencie spowodowałem gdy motocykl zawisł silnikiem na brzegu paki.

    Na drugi dzień opowiedziałem całą historię Sebie przepraszając przy okazji za zgubienie deski. Smiał się ze mnie ujawniając, źe jego rozpędzonym KTM'em to on sam wjeżdźa od razu na pakę swojego Peugeota. Mam nadzieję, że blat z Praktikera nieco zrekompensuje mu stratę, chociaż w sumie to stwierdził, że ma jeszcze w domu ze dwie takie zapasowe deski.

 

 

 

    W sobotę rano zajechałem Triumph'em pod warsztat. Był tylko jeden znajomy mechanik i wspólnie odpaliliśmy Bandita. Po odsłuchu i zmacaniu kolektorów stwierdził, że za nierowną pracę odpowiadają prawdopodobnie gaźniki, albo świece. Zostawiłem mu kartkę na której wypisałem co trzeba jeszcze zrobić : łożysko główki, porządek z napędem, poskręcanie brzęczących zegarów, założenie oryginalnych, dużych lusterek, które wraz z papierami przywiozłem parę dni wcześniej z mieszkania mamy Sławka. A propos - starsza dama była nieco zaskoczona faktem, że Sławek przekazuje mi jakieś części do auta sam takowego nigdy nie posiadając - cóż, synalek przez trzy lata nie powiedział jej, że jeździ na motocyklu i pewnie już nigdy tego nie zrobi.

    Teraz czekam na ekspertyzę i wycenę całości. Jak wg. Bartka wyjdzie ''niedużo'' mają jeszcze dołożyć Banditowi wyświetlacz biegów. Sam Bartek, trzydziesto pięcio latek ze sporym stażem na samochodach w tym tygodniu ma się zapisać na prawo jazdy, żebym nie musiał mieć go na swoim sumieniu. Gdy Bandit bedzie gotowy szybko spiszę umowę kupna w imieniu Sławka i pojadę nim na przegląd techniczny zaraz po tym jak nowy właściciel go ubezpieczy. Coś tak czuję, że chyba... parę ciekawych historii może się tu jeszcze wydarzyć :)

  ciąg dalszy nastąpi.

Komentarze : 6
2016-09-10 09:37:46 jazda na kuli

Filip Ski, wariują, wariują :) Sławek już pisał czynny żal za zapomnienie wpłacenia 2% podatku za Bandita więc zapytałem o to OC. Podobno wypowiedział polisę i przerwał ciągłość, tak że chyba tym razem nic mu nie grozi

2016-09-09 13:57:58 FilipSki

Kollegs Sławek się jeszcze zdziwi ile mu przyjdzie kary za brak OC... Teraz niezle z tym wariują...

2016-09-08 19:02:17 jazda na kuli

Marcin też jestem ciekaw. proces został zapoczątkowany. wyniknęło przy okazji parę śmieszno-strasznych okoliczności o czym więcej już wkrótce :)

2016-09-07 21:25:34 Marcin Jan

Ha! Mam takowy podjazd z dwóch długich desek w garażu, nawet ładnie ma ścięte pod kątem końcówki aby łatwiej się wjeżdżało. Onegdaj miałem przetransportować swoją pierwszą cebefę z niemiec. Miałem już nawet nagranego Transportera ale okazało się że w między czasie motocykl się sprzedał a mi ino została decha została i kasa w plecy za rezerwację vana.
Ciekawe cz jak teraz się zapisze na PJ to zdąży jeszcze przed zimą z egzaminem?

2016-09-07 20:59:52 jazda na kuli

dzięki :) co do blatu, okazało się, że był krótszy od deski. stał ometkowany w metalowym koszu na takie ścinki, resztki i inne odpady...więc cena była chyba promocyjna :)

2016-09-05 22:43:04 okularbebe

Dobry patent, z tym blatem! 27 zł to mniej niż dałem u stolarza za 2,5 metrową deskę o grubości 35mm. Aż sprawdzę co tam jeszcze mają za blaty. W razie czego kobieta też przecież się ucieszy z nowego mebla.

Bo byle jaka decha może nie dać rady.. Ale nawet z odpowiednią każdy mój wyładunek i załadunek motocykla był "pełzającą katastrofą"...

Świetnie uchwyciłeś ten klimat.

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
bandit2016
[zdjęć: 15]

Archiwum

Kategorie