Najnowsze komentarze
Znakomity test długodystansowy wra...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Nie ma już DominikaNC, Honda sprze...
Zaglądam do skrzynki, ale na szczę...
DominikCRF do: W Szwajcarii
Fajny wyjazd, dzięki za relacje. B...
@Kawior. No proszę, pewnie że Cię ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>

09.10.2014 22:57

skuterem po cyprze

W kleszczach niecnych praktyk Nikolasa Napletkopulosa.

    Po selekcji miejsca docelowego, którą było spełnienie pięciu żelaznych założeń, wyłonił sie ogólny plan pobytu. Najtańszy hotel w all-u, jaki znależliśmy w następnym kroku, jest w odległości zaledwie 10-iu minut transferowych z lotniska. To dobrze. Znajduje się prawie w centrum sporego miasta. Rzut okiem w czeluści internetu upewnia mnie, że są tam wypożyczalnie motocykli, w których popularne maszyny do wynajmu to Africa, albo Transalp. Świetne maszyny, więc może byc. Wszystko dograne, dojeżdżamy do stolicy dzierżawioną przeze mnie furgonetką, meldujemy się na lotnisku, wylatujemy bez przeszkód, a po ponad trzech godzinach jesteśmy już na miejscu.

    Kraj, w ktorym lądujemy to Cypr. Nie jest on, jak wielu mylnie sądzi, kolejną grecką wyspą. To w pełni suwerenne państwo, które leży trochę dalej. Z Larnaki do Beirutu jest tak blisko jak z Krakowa do Poznania, albo jeszcze bliżej.

    Nie, spokojnie, nie będę zanudzał teraz opisem jakie to zajebiste były wakacje, albo męczył o pieknej i burzliwej historii Cypru. Skupiam się na motoryzacji, to blog typowo motoryzacyjny. Wychodze z założenia, że gdybyście chcieli poczytac o podrózach więcej, to kupilibyscie kurwa Voyage. Ale z informacji ogólnych muszę podac na szybko to, co mnie się najbardziej spodobało, a mianowicie stolica. Która de facto jest najbrzydszym miastem, jakie tam widzieliśmy. Otóż motyw z tą stolicą jest taki, że jest to jedyne miasto na świecie, które jest podzielone między dwa kraje. Pierwszy to Republika Cypru Południowego, a drugi to nie uznawany na arenie międzynarodowej pojebany Cypr Północny zasiedlany głównie przez Turków. Miała tam byc podobno strefa zdemilitaryzowana w pasie granicznym, utrzymywana przez ONZ, ale nic takiego nie widzieliśmy, chociaż może i była.

    Nikozję cypryjczycy nazywają Lefkosją i tak też piszą na wszystkich znakach drogowych , trzeba więc zachowac czujnośc. Od Larnaki, gdzie mieszkaliśmy dzieli ją jakieś 60km. Nie mieliśmy jeszcze wypożyczonego sprzętu, udaliśmy się tam więc autobusem międzymiastowym lini Intercity. Szybkim, czystym, klimatyzowanym i nowoczesnym. Bilet kosztował chyba z 7 euro o ile dobrze zapamiętałem, w obie strony. Na miejscu nie mieliśmy jakiegoś szczególnego ciśnienia, żeby przekraczac tureckie posterunki wojskowe. Nie było takiego priorytetu. Chcielismy tylko po prostu zwiedzic sobie miasto, coś zjeśc i wrócic na wieczorne drinki. Tak się jednak złożyło, że prosto z głównego deptaku weszliśmy wprost na przejście graniczne. Szybka decyzja i ustawiamy się w szeregu do wojskowych punktów kontrolnch.

     W kolejce stoi mnóstwo dziwnych ludzi. Różnych. Białasy, muzułmanie, Grecy, starzy i młodzi, z dziecmi i bez, całe grupki i pojedyńcze okazy. Po około połowie godziny tkwienia w palącym słońcu morza śródziemnego dostajemy jakąś kartkę do wypisania. Zwykła odbita na xero krzywo przycięta chamówa. Pokazujemy ją i polskie dowody osobiste, w jednym z pięciu okienek. Turczynka wbija nam pieczątki wizowe na te kartki i wstępujemy poniekąd jakby do Turcji. Na czerwonych flagach powiewa islamski półksiężyc z tą ich malutką gwiazdą, a wszystko do okoła staje się nagle jakby inne.

   Za granicą od razu napotykamy Turcje w mini skali. Agnieszce, która w niej nigdy jeszcze nie była, mówię od razu, że cała ta szopka od złudzenia przypomina mi boczne, zasyfione uliczki Istambułu. Do tego, co krok typowo islamskie knajpy z sziszą i herbatą, w których siedzą sami kolesie . Na ulicach nie widac kobiet. Na końcu którejś z uliczek czai się średniej wielkości meczet z wystającymi ponad dachy domów minaretami. Z obskurnych straganów zwieszają się girlandy okularów przeciwsłonecznych Prady i koszulek Armaniego za osiem euro, bowiem jak to w państwach arabskich, nie działaja tam żadne prawa autorskie. Ogólnie nic ciekawego, i widzę kątem oka, że Adze nie za bardzo się tam spodobało. Czy warto było wobec tego przekraczac tę granicę? Warto było. Nie widziałem na razie nigdzie na świecie szybszego przeskoku między zachodnim porządkiem, a wschodnim syfem. No chyba, że na przejściu polsko-ukraińskim w Medyce dziesięc lat temu. Ale wschodni syf, także ma swój urok. Nie myślcie, że jestem uprzedzony, bo nie jestem. Uprzedzenia najbardziej szkodza temu, kogo uprzedzają. To tyle o stolicy Cypru, Nikozji, czy jak ktoś woli, Lefkozji.

    Czas sobie powoli mijał a ja w międzyczasie rozglądałem się ukradkiem po Larnace za jakąś wypożyczalnią motocykli. Były, ale na razie tylko samochodowe. Spacerujemy więc sobie, a ja  przyglądam się z ciekawością nietypowemu ruchowi ulicznemu.

    Fajne jest to, że jest tam mnóstwo jednośladów. Grupa zdecydowanie dominująca to armia chińskich i koreańskich skuterów, głównie o pojemnościach powyżej stu dwudziestu pięciu centymetrów. Wśród nich sporo bardzo starych, dwusuwowych motorków Hondy, których modelu nie ustaliłem. Sym, Znan, Daelim to marki, jakie najczęściej odczytasz ze spalonych slońcem plastików. Niektóre szybki zegarów są tak zjarane na zółto, że nie widac, ile paliwa jest w baku. Podobne wypalenie dotyka plastikowych reflektorów nawet niespełna trzyletnich samochodów. Słońce tam nie próżnuje. Jest pażdziernik, a ostro daje popalic. Dygresyjnie dodam, że pełno tam moich ukochanych Subaru Imprez w przeróżnych rocznikach. One, wraz z Toyotami, mają inne znaczki z przodu, a inne z tyłu. Z tyłu są takie jak u nas, a z przodu jakieś dziwne, zobaczcie sami. Pojazdy w dzień jeżdżą bez świateł, oznaczone trzema kolorami tablic rejestracyjnych. Wiem tylko, że czerwone są z wypożyczalni, na nie mają szczególnie uważac miejscowi. Bardzo sprytne, bo...ale, o tym za chwilę.

    Druga grupa, ale mniej liczna to maxiskutery. Na nich, jak też na innych motocyklach połowa ludzi jeżdzi bez kasków. O innej odzieży ochronnej nawet nie wspominam, bo to absolutny margines. Abstrakcja. Widzieliscie gdzieś kolesia jadącego ponad 60km/h na skuterze, bez kasku w samych spodenkach i klapkach, lewa reką piszącego esemesa? Ja dotychczas też nie widziałem. Wśród maxiskuterów niepodzielnie rządzi Kymco, które ma tam status marki o wysokiej pozycji. Widac ich duże salony firmowe, z pełnym asortymentem, w większych miastach. Widywałem też nieliczne Brugmany, przemknął jakiś T-Max.  Natomiast, od razu rzuca się w oczy brak motorowerów, które są tak popularne u nas. Wiecie, te duże piecdziesiątki, które wyglądają jak poważne, klasyczne motocykle, np. Romet Zetka, Benzer, czy Barton. Uważam, że te Chińczyki, to bardzo fajne sprzęty, a tam w ogóle nie jeżdżą. Co kraj, to obyczaj.

    Chopperów i cruiserów jest na Cyprze mnóstwo. Mocno w dużych cruiserach siedzą tajwańczycy z Kymco właśnie i chińczycy, ale nazw ich arcydzieł nie zapamiętałem. Do tego wiadomo, harleyowscy menedżerowie z wysublimowanych penthousów dotarli ze swoimi produktami także na Cypr.

   Klasa uniwersalnych sześcsetek na Cyprze, tam gdzie byłem nie istniała. Żadnych Banditów, Fazerów, Hornetów, ER szóstek, prawie nic. Migneła mi tylko jakaś NC 700 z wypożyczalni i tyle. Natomiast turystyczne enduro mijamy co chwilę. Transalp, Africa i tamtejsza królowa tematu, czyli litrowe Varadero. Duże Wiadro to tam synonim mega stajlu i największy wypas w swojej klasie. Honda mocno opanowała tą wyspę, przyznaję to uczciwie, z lekką zazdrością. Jednak najfajniejszy sprzęt jaki tam widziałem, to wskrzeszony Norton Commando 961 Caffe Racer.

   No i na czele peletonu jedzie elita. Najbardziej reprezentacyjna flota Południowego Cypru, czyli litrowe scigacze. W Larnace stoją wieczorem wypicowane, w pobliżach modnych knajpek, i dumnie błyszczą na  przeróżnych deptakach. Tam życie tkwi przy plaży, a w rynku mało sie dzieję. Mieszanina szpanu, tandety i mocy. Mocy, która można na Cyprze wykorzystac, bowiem widziałem tam tylko jeden fotoradar. Policja to bardzo rzadki widok. Drogi są bezpłatne, są w świetnym stanie, a Cypryjczyk może  podobno jeżdzic wszystkimi motocyklami na prawo jazdy samochodowe, ale nie sprawdziłem dokładnie tej informacji. Wracajac do klasy królewskiej zdecydowanymi dominatorkami są tam Hayabusa i Erjedynka. Fabrycznego okazu nie widziałem, bo wszystko było po jakiś tam przeróbkach. Na nich opaleni jeżdzcy w japonkach, bez kasków i poskładane jak scyzoryki blondyneczki w kostiumach kąpielowych, z wypietymi, gołymi,opalonymi na mahoń dupami. Kupa śmiechu i kiepski teatr zarazem, mówię Wam. Moja ukochana marka ma się tam niestety kiepsko, chociaż widziałem raz niespieszny lans zielonego ZZR-a 1400 na słonecznej promenadzie.

   W końcu trafiamy na wypożyczalnie motocykli i skuterów. W środku urzęduje Nikolas i jego niemłoda już partnerka. Jest podobno Transalp i Suzuki Dr 650, ale są akurat wypożyczone. Będą za dwa dni, więc rezerwuje Transalpa i wpłacam dziesięc eurasków tytułem zaliczki. Jednak coś mi śmierdzi, a Nikos, siwy gostek koło 50-ki, nie wzbudza naszego zaufania. Przeczuwałem już wtedy, że nic z tego nie będzie. W wypożyczalni stoją jeszcze jakieś skutery, CB 250, i cruiser Kymco, który jest podobno zepsuty.

   Za dwa dni wbijamy do Nikosa. Zgodnie z moim przeczuciem Transalpa i Deera niestety nie ma. Zostały przedłużone przez wypożyczających i będa podobno dopiero za trzy dni. Nikos oferuje nam jakis skuter Kymco, 150-kę. Niespecjalnie usatysfakcjonowany wyśmiewam więc temat i zbieramy się powoli do wyjścia. Ogólnie nastraszam sie wojowniczo. Nikos kontrując oferuje Hondę CB250. Jesteśmy w stanie to przemyślec, więc odpala ją i wytacza na zewnątrz. Cebulka jest zardzewiała i wygląda jak siedem nieszczęśc, i w dodatku przestaje odpalac, nie mówiąc juz o łysych oponach. Zaczynam się robic naprawdę nerwowy. Nikos widzac cały zamęt oferuje, że skoczy po nowy akum i zadzwoni za dwie godzinki, jak go zamontuje. Przystajemy więc na to rozwiązanie niechętnie i idziemy do najbliższej knajpy się czegoś napic i ochłonąc trochę.

   Siedzimy zatem w przyjemnym, wnętrzu, ja piję soczek a Aga miejscowego, pysznego browara KEO, który strasznie mi smakuje i robimy burzę  mózgów. Powiem Wam szczerze, że najchetniej olałbym tego całego Nikosa Napletkopulosa i jego niecne, zasrane praktyki. Naprawdę, bez problemu zlałbym ten motocyklizm zamorski , bo mieliśmy wiele zajebistych, ciekawych rzeczy na tej wyspie do roboty.  Zacząłem nawet podejrzewac, że Transalpa w ogóle nie ma, że to tylko wabik na turystę, któremu wciska się pieprzony skuter.

   Jednak ostatecznie podejmuje krótką, kontrowersyjna decyzję. Bierzemy skuter. Będzie śmiesznie, będzie fajnie, będzie na luzie. A pojeżdzic trzeba koniecznie, żeby sprawdzic się w nowych realiach na jednośladzie. Jakich? Na Cyprze panuje ruch lewostronny.

    Dopełniamy więc formalności z tym obleśnym ściemniaczem oraz jego niemłodą już partnerką i wynajmujemy Kymkacza stopiecdziesiątkę na jeden dzień. Nie wiem, co to za model, nie udało mi się go wyguglowac, jakiś tam. Robią dla nas super wyjątek, bo zwykle wypożyczają tylko na trzy dni. Taaa... Podjeżdżam na stacje obok, leję petrol po euro czterdzieści pięc za litr i zabawa się zaczyna.

    Ogólnie miałem małe doświadczenie z ruchem lewostronnym, ale nie żadne. W Londynie jeżdziłem dużo jako pasażer, a w Irlandii prowadziłem kiedys Nissana Micrę na trasie Dublin-Cork, dawno temu, kiedy odwiedzałem tam moja siorę i szwagierka. Nie pozostawiło to we mnie jakiś mega radosnych wspomnień, bo pamietam, że na łukach miałem wrażenie, iż wszyscy z przeciwka jadą prosto na mnie, a na rondach sobie w ogóle nie radziłem. Natomiast próbując zmienic bieg z przyzwyczajenia, prawa ręką, często trafiałem dłonią z papierosem w szybę krzesając barwne snopy iskier. Wtedy jeszcze paliłem.

   Jednak na Cyprze nie pękam. Kymco zatankowane. W okół centrum dużego miasta, ruch spory, a na tylnym siedzeniu siada Aga, z którą nigdy jeszcze nie jeżdziłem na żadnym motocyklu. W dodatku Aga jeżdziła raz, czy dwa na jakimś motorowerze i Jawie z tyłu i to dawno temu. Nerwowy balans pod dystrybutorem, błyska pomarańczowe światło i początkujący motocyklista wraz ze swoją partnerka włączają sie do ruchu, chronieni jedynie przez magię czerwonej tablicy z wypozyczalni.

   Zaczynamy więc trasę do nadmorskiej miejscowości Agia Napa, dystans jakieś 120km w dwie strony i od początku idzie nam nieżle. Ja jestem mega skupiony na tym co sie dzieje. Nie powiem, wrażenie trochę dziwne i obce. Szybko jednak można sie przyzwyczaic. Aga siedzi spokojnie, a Kymkacz nawet tam jakoś się rozpędza. Zbliża sie pierwsze duże rondo, które trzeba pokonac w przeciwnym kierunku. Udaje mi się, mimo braku jakichkolwiek namalowanych pasów. Potem następne, i następne, aż w końcu wyjeżdżamy na gładką, darmowa autostradę. Oswajam się z Kymkaczem i po chwili lecimy z górki z prędkością maksymalną 119km/h, więcej nie chce dziadyga jechac. Póżniej, w Agia Napa raz tylko daję ciała i z przyzwyczajenia jadę centralnie pod prąd. Mam jednak magiczną, czerwoną tablice z tyłu i traktują mnie z przymróżeniem oka. Mam też tablice z przodu, bo na Cyprze motocykle mają je naklejane w formie podłużnej naklejki, gdzieś na przodzie motocykla. Dziwne, ale tak jest.

   Ogólnie Kymco dało radę. Wszystko działało, mimo, że na liczniku było ponad 22 tyś km, sporo jak na plastikowy skuterek, którym jeżdżą wszyscy. Chyba lepsze od CB250 na taki krótki, wakacyjny wyjazd. Z przodu miało wyższą szybę, a z tyłu kufer, do którego wchodził kask, który otrzymaliśmy od Nikosa. Drugi kask chowałem pod siedzenie. Siedzenie dziwnie sie otwierało, ze stacyjki, a po przekreceniu dalej otwierał sie korek wlewu. Nie znam się za bardzo na skuterach, ale ta przejażdżka ujawniła mi ich mega użytecznośc w tamtych warunkach. Jazda była zajebista, więc czasem warto upuścic trochę pary. Dodam jeszcze, że było tak gorąco, że nie umiałem wytrzymac w kasku z zasuniętą szybką. A był to kask otwarty, mieliśmy jet-y. Naprawdę, w integralu usmażylibysmy sobie mózgi na amen po piętnastu minutach. Jedyne, co by miało tam sens na krótka metę, to przewiewna zbroja.

    No i to by było na tyle. Coś tam nam wyszło, a coś nie, jak to w życiu bywa. Największą radośc w tym motoryzacyjnym incydencie sprawiła mi próba sił na jednośladzie w ruchu lewostronnym. Pisałem ostatnio także o stu dwudziestkach piątkach i to była dobra okazja, żeby się tym przejechac. Do tego udało sie namówic Agę, żeby wsiadła na motor, w obcym kraju, bez żadnej odzieży. Odważna decyzja, jak na trudne warunki tego debiutu, ale była bardzo dzielna i wyszło idealnie.

    Dziś odwiedziłem lalunie na parkingu, tam gdzie mieszka. Pod rzędem wysokich tuji, obok strózówki, została już tylko garstka najtwardzszych, nakrytych szmatami bezkształtnych stworów. Mamy pażdziernik, idzie zima, znikneła więc Shadowka i Midnight Star moich znajomych. Lalunia stała spokojnie przechylona na lewy bok, parenaście dni nieodpalana, podczas, gdy w nocy bywało nieraz blisko zera. Martwiłem sie o nią. Jej akum nie jest już nowy, ma już prawie trzy lata. Mimo tego, po nacisnięciu szarego przycisku rozrusznika zakreciła szybko trzy razy wałem, i odezwała się swoim ochrypłym głosem. Pojeżdziłem trochę po okolicy i napotkałem  naprawde mnóstwo sprzętów na ulicach. W domu zerknąłem na pogodę i widzę, że weekend też ma byc świetny. Pojadę więc do kumpla na podbeskidzie, posiadacza starej,czerwonej Tdm-y i będziemy sobie jeżdzic i jeżdzic, a słoneczko bedzie swieciło nam wysoko nad kaskami...

Komentarze : 4
2014-10-15 20:06:42 left 4 dead

No cóż sprawdziłem, czy też raczej zerknąłem. Po spojrzeniu na ekran emanujący chaosem informacyjnym w którym ciężko było wyłowic wypożyczalnie w których są też motocykle olałem więc temat z grubsza. Postawiłem na spontan typu będzie, albo nie będzie.. :)

2014-10-15 17:36:43 Katje

A to Nikoś pokrętny. I ta biedna, zaniedbana Cebulka. Nie było możliwości sprawdzić wcześniej w necie, gdzie tam są jakieś godne polecenia wypożyczalnie?

2014-10-13 19:57:54 left 4 dead

Spieprzyłem sprawę. Nie wiem, jak to się stało, że mnie aż tak przymroczyło. Myślę, że to niecna sprawka Napletkopulosa. Cały czas ględził i ględził o tym Kymco, zaprogramował mnie podprogowo. Nie znam się na skuterach za bardzo, ale chciałem ustalic, co to za model. Nie mogłem takiego nigdzie znależc. Zachodziłem w głowę, o co tu do kurwy nędzy chodzi ? Rozwiązanie okazało się proste. Nie mogłem znależc takiego Kymco, bo to nie było Kymco :) Wpadłem na to idąc tropem dedukcji ostatniej deski ratunku, czyli napisu PGO na obrotomierzu. No i okazało się co to za skuterek. Otóż jest to skuter marki PGO, poj. 150cm, model G-Max. PGO to tajwański producent, który na swojej stronie szczyci się tym, że w latach 1972-1982 współpracował z Piaggio :) i tyle
Zapomniałem także napisac, że Piaggio mocno tam siedzi. Pełno tego, zwłaszcza modelu Vespa. To raczej oczywiste, biorąc pod uwagę relatywnie niewielką odległośc od Włoch. Co do Vespy, to znaczy po polsku Osa i był to jeden z pierwszych skuterów na świecie (produkcja rozpoczęta w 1946 r.)

2014-10-10 10:47:37 Aga ...

Wsiadłam tylko dlatego, że to był skuter a nie Twoja Lalunia...! :)

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Cypress Hill.
[zdjęć: 7]

Archiwum

Kategorie